Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Prezentujemy fragmenty tej książki :. dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS :.
Dlaczego tak jest, zrozumieć łatwo. Życie i jego prawa poznajemy coraz lepiej. Coraz lepiej umiemy odczytywać jego zawiły i nieraz splątany deseń. Żyjąc coraz bardziej świadomie, coraz lepiej znamy prawa, na których opiera się rzeczywistość dzisiejsza. Te wszystkie prawa, które dostrzegamy w naszym życiu, w naszej teraźniejszości, tkwiły i w przeszłości, „były w mocy” i dawniej, jakkolwiek nie były przez człowieka rozpoznane i nazwane. Dziś, z nowymi narzędziami w ręku, możemy lepiej ową przeszłość pojąć. Dlatego nie tylko możemy, ale i musimy do niej wracać. Inaczej odrywamy się od własnej bazy i zapomniawszy dnia wczorajszego, nie rozumiejąc go, zaczynamy mgliście i mętnie widzieć także i dzień dzisiejszy.
I tak, badając już wielekroć zbadane fakty, nie tylko odkrywamy ich coraz nowe oblicza, ale także dostrzegamy strony dotąd pozostające w cieniu; także owe fakty, ową przeszłość niejako utrzymujemy przy życiu.
Bo fakty, wydarzenia minione, mają w sobie pewną dziwną własność: mogą albo trwać, albo zamierać. Oczywiście, nawet owe „obumarłe” pozostaną faktami „zdarzonymi”. Są niewymazalne. I na odwrót: także owe „żywe” tkwią nadal w przeszłości, są z nią związane ściśle określonym miejscem i określonym czasem. Niemniej jedne, odrętwiałe, mają już tylko wartość muzealną, inne, stając się materiałem naszych myśli i pożywką uczuć, mają wartość drożdżowego zaczynu.
Ale na to, by żyły, muszą fakty minione być ciągle przez nas oglądane. Muszą się stale konkretyzować w naszych umysłach. Gdy o nich zapominamy, przestajemy myśleć, stają się dalekie i mgliste. Odmaterializowują się. Jest to zresztą zjawisko dość znane, znane zwłaszcza artystom. Malarze i pisarze wiedzą dobrze, jak łatwo obrazy, postacie, wydarzenia przesłaniają się w ich oczach mgiełką, jak błękitnieją i jak nagle to, co było wizją konkretną i ostrą, to, co było doskonale widzialne, niemal dotykalne, odfruwa gdzieś w „siną dal”. Nie na dobrych anielskich skrzydłach odlatują od artystów ich wizje, a od ludzi widzialność faktów. Są to złe nietoperze skrzydła, które odrywając człowieka, odrywając artystę od ziemi i jej rzeczywistości, odrywają go tym samym od sztuki i od prawdy.
A jednak jakżeż często gardzą ludzie faktami. Nieraz lekceważą ich nudną i szarą monotonię. I często nad szczegółowe, wiele pokory wymagające ich badanie, przekładają, ileż lepiej ich pychę sycące, uogólnienia i syntezy. Tylko że ci ludzie, którzy pomiatają przyziemną drobnicą faktów, nie spostrzegają, że chcąc obejmować „szerokie horyzonty”, patrzą najczęściej w złudy i majaki, a chciwie sięgając po wnioski – znajdują pianę frazesów. Droga do prawdy prowadzi przez konkret. A początkiem poznania i początkiem mądrości jest rzeczywistość i jej wycinek – fakt.
Takie są prawa myśli człowieczej, takie także są prawa myśli chrześcijańskiej. Wiele mądrych ksiąg napisano o religii chrześcijańskiej, wiele zbudowano doskonałych chrześcijańskich teorii i systemów filozoficznych. A jednak żadna z tych mądrych i uczonych ksiąg nie równa się, nie może się równać, z mądrością i głębią prostych książek napisanych przez ludzi, którzy mówili – „widziałem”.
W Ewangeliach spisana historia życia Jezusowego była – i na zawsze pozostanie – fundamentem chrześcijańskiej myśli i chrześcijańskiego życia. I kto chrześcijaństwo chce poznać, kto chce się nim przejąć i nim żyć, musi zawsze i stale wracać do Ewangelii, musi powtarzać sobie opowiedzianą w nich historię, musi stale patrzeć w zawarte w nich fakty i stale słuchać powtarzanych przez nie słów Chrystusowych. Bo tylko tak czyniąc może poznawać Chrystusa.
Jahwe nie pozwalał patrzeć na swe oblicze. Ukrywał się w krzaku z ognia i w słupie z mgły. Ale Chrystus oblicza swego nie zasłania. Przeciwnie, pokazuje je i pozwala – co więcej, żąda i nakazuje – byśmy w nie patrzeli pilnie, byśmy owo Jego ziemskie życie starali się poznać i zbadać w najdrobniejszych szczegółach, byśmy stale odczytywali sobie historię owych trzydziestu paru lat, które spędził na ziemi, jako człowiek nam podobny, zbratany z nami w pracy i cierpieniu. Tę to historię uczynił fundamentem naszej religii.
I chce, byśmy z dzieł Jego historyków wyczytali, ciągle wyczytywali, ową prawdę najwyższą, którą ustawicznie głosił, a którą z takim trudem i tak niedokładnie rozumieli współcześni: prawdę Jego Bóstwa. Chce także, byśmy „wyznając Go Bogiem” patrzeli na Niego jako na człowieka. Byśmy nigdy, ani na chwilę, nie zapominali, że był nim naprawdę, że przyjąwszy „ludzką postać” przyjął tej postaci wszelkie uwarunkowania. Chce, byśmy widzieli i nie zapominali, że chodząc po wybrzeżu jeziora zwykły ludzki ślad na jego mokrym piasku wyciskał, że będąc głodny ludzki chleb spożywał, a gdy gorączka wysuszyła Mu usta, mówił jak każdy z nas – „Pragnę”. Chce, byśmy wiedzieli i rozumieli, że słone ludzkie łzy po twarzy Jego spływały i że na skałę Golgoty kapała prawdziwie ludzka, czerwona i gorąca Jego krew.
Chce, byśmy wiedzieli i pojmowali, jak wszystko było ludzkie w tej przejmującej historii Boga–Człowieka. Jak proste, serdeczne stosunki łączyły Go z Matką, jaka przyjazna życzliwość z dalszą rodziną i przyjaciółmi. Chce, byśmy rozumieli, że po ludzku, po naszemu, spodziewał się, trwożył i cierpiał, że po ludzku, po naszemu, boleśnie odczuwał zdumiewającą zmienność tłumów, niewierność uczniów, ospałość apostołów. Chce, byśmy wiedzieli, jak bardzo po ludzku, po naszemu, będąc stale otoczony, zawsze był samotny, samotny w swej pracy, w świadomości swej misji, samotny w cierpieniu – i w śmierci.
To wszystko opisali biografowie Jezusa i to wszystko znać i wiedzieć mamy. W to wszystko mamy ustawicznie patrzeć. Ówczesną prawdę palestyńską, prawdę Jezusowego życia, mamy czynić prawdą naszą. Prawdą naszego życia, każdej jego okoliczności, każdej chwili. Musimy tę przeszłość widzieć w całej historycznej odrębności, w uwarunkowaniu miejsca i czasu, w których się rozgrywała. Ale także równocześnie mamy i musimy pojmować ją dzisiejszym naszym zrozumieniem, przeżywać dzisiejszymi naszymi uczuciami. Musimy ją – odległą i jednorazową – napełniać własną żywą treścią. Tylko w ten sposób możemy ją poznać i nią żyć.
Ewangelie czytujemy nieraz. Czytujemy nawet często. Słuchamy ich co niedziela. Umiemy całe ich fragmenty na pamięć. Każde wyczytane czy usłyszane zdanie od razu podsuwa następne, każde słowo wywołuje konieczne, swojskie skojarzenia. I gdy słyszymy zdanie czy słowo, opowiadanie „leci” dalej samo, jak nakręcona mechaniczna zabawka. I ponieważ czytanie lub słuchanie idzie tak łatwo, na tak małe, tak żadne natrafia opory, więc nasza myśl idzie „za labę”. W uchu gra melodyjka zbyt znana, by mogła przykuć uwagę. Przed oczami przesuwają się dobrze znane, wielekroć oglądane obrazy: czyż można w nich zobaczyć jeszcze coś ciekawego? coś nowego? Umysł nasz nie znajduje w tej lekturze czy w tym słuchaniu żadnej pożywki dla swej odkrywczości – więc usypia lub wędruje w krainy mniej wyeksploatowane.
A podczas gdy roztargniona myśl nasza tak obiega splątane ścieżki świata – my czytamy dalej. Dalej słuchamy. Czytamy, jak czytujemy zresztą bardzo często. Zaledwie odrobinę gorzej. Bo to, że wszyscy umiemy czytać, że jest to sztuka aż tak bardzo rozpowszechniona – jest wielką blagą naszej współczesności; owszem, abecadło znamy wszyscy. Wszyscy znamy sztukę sylabizowania. Ale czytać... Nie zawsze posiadamy prawdziwie ową sztukę, której uczyli nas już w pierwszej powszechnej. W każdym razie rzadko i tylko wyjątkowo umiejętnością tą się posługujemy.
Znają dobrze ów dziwny analfabetyzm czytelniczy pisarze. Wiedzą, jak rzadko się zdarza, by ludzie wyczytali w ich książkach to, co w nich powiedzieli, co – jak im się zdaje – powiedzieli tak jasno, tak wyraźnie. I gdyby można jakoś zmierzyć wagę myśli i uczucia, które w swą książkę kładzie pisarz, a wagę tego, co w nich znajduje czytelnik, przekonalibyśmy się, że jedna ma się do drugiej tak, jak waga ciężka do wagi muszej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |