Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Prezentujemy fragmenty tej książki :. dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS :.
Wymowa faktu
Powiedział ktoś, że chrześcijaństwo tym różni się od innych systemów religijnych, że jest nie tyle doktryną, ile faktem. I tak rzeczywiście jest. Podstawą chrześcijaństwa jest nie system filozoficzny, lecz wydarzenie. Wydarzenie konkretne, historyczne.
Tak chrześcijaństwo pojmowali i tak je ludziom podawali pierwsi jego głosiciele, apostołowie. Treścią pierwszego chrześcijańskiego kazania było stwierdzenie przez apostoła Piotra faktu, że Jezus Nazareński, który był utwierdzony wśród ludzi przez swe uczynki i cuda – ten Jezus, który został przez lud izraelski skazany i ukrzyżowany – był Bogiem i zmartwychwstał, „czego my wszyscy jesteśmy świadkami” – dodawał Piotr dla przydania mocy swym słowom. W ogóle cały autorytet apostołów polegał na tym, że byli oni świadkami. Świadkami Chrystusowego życia, cudów, śmierci i Zmartwychwstania. A byli nimi nie tylko z własnej ochoty czy wskutek wypracowanej przez siebie koncepcji. Byli świadkami z wyraźnego nakazu Jezusowego. Gdy po Zmartwychwstaniu otwierał ich umysły i przypominał im swe życie, swe cierpienia i swe Zmartwychwstanie, postawiwszy im raz jeszcze przed oczy fakty, na które patrzyli, powiedział: „A wy jesteście tego świadkami”. Apostołowie byli więc świadkami jakby z urzędu, z nominacji.
I zawsze za takich się uważali. Nieraz mówili i pisali, że czegoś nie rozumieli czy nie rozumieją. Ale zawsze z wielką pewnością siebie mówili, że widzieli. I tylko tym się legitymowali. Nigdy nie powoływali się na to, że naukę Jezusa należycie pojmują czy trafnie interpretują. Powoływali się tylko na to, że Jego słowa, Jego uczynki dokładnie zapamiętali i wiernie powtórzyli.
Gdy nie stało apostołów, z równą mocą i pewnością świadczyli ci, którzy wprawdzie nie widzieli sami, lecz opierali się na wiarygodnych zeznaniach tych, co widzieli. I do tego stopnia chrześcijaństwo było od samego początku postawione jako fakt, jako uznanie faktu, że pierwszy jego teoretyk, Paweł z Tarsu, od razu to podkreślił mówiąc: „A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest... przepowiadanie nasze”.
Toteż Ewangelie, zawierające całą treść chrześcijaństwa, są przede wszystkim opowiadaniem. Relacją o życiu, o czynach i śmierci Chrystusa. Oczywiście, zawierają także Chrystusowe nauki, ale głównym zrębem tak Ewangelii, jak i chrześcijaństwa są fakty.
Tak zadanie swe pisarskie pojmowali ewangeliści. Chcieli być historykami i wiedzieli, że nimi są. Łukasz, pisarz spośród czterech najbardziej świadomy praw i gatunków literackich, uzasadnia szeroko i szczegółowo cel swej pracy: „Ponieważ wielu już usiłowało ułożyć opis zdarzeń, które się wpośród nas dokonały, jako nam przekazali ci, którzy od początku byli świadkami i sługami Ewangelii, postanowiłem i ja, dostojny Teofilu, zbadawszy wszystko dokładnie od pierwszych chwil, opisać ci to w należytym porządku”. Jest to zapowiedź rzetelnego historyka, który oświadcza, że chce opisywać, co się zdarzyło, a przy tym obiecuje starannie i sumiennie zbadać wszelkie dostępne mu źródła.
Podobnie, choć w innych słowach, określa swe pisarskie zamierzenia Jan. Jan pozostaje w innym stosunku do opisywanych wydarzeń niż Łukasz, gdyż Łukasz mówi lojalnie, że on sam nie widział tego, co opisuje, lecz opiera się na relacjach świadków naocznych i wiarygodnych. Jan natomiast stwierdza, że to, co opisuje, widział sam, że był tego świadkiem. „Widzieliśmy chwałę Jego” – powiada zaraz w pierwszym ustępie swego ewangelicznego opowiadania, a kończy je tymi znamiennymi słowami: „Ów uczeń daje świadectwo o tym i napisał to, a wiemy, że świadectwo jego jest prawdziwe”. I dodaje, że wiele jeszcze innych rzeczy uczynił Jezus, ale „gdyby każdą z nich opisywać”, nie pomieściłby świat cały tych ksiąg. Ciągle więc chodzi o opisywanie. A cóż może być przedmiotem opisywania? Fakty, wydarzenia, rzeczy, sprawy, które się zdarzyły, które były.
I właśnie to robią Ewangelie. Opowiadają. Opisują, co było, co się zdarzyło.
I na pewno ta ich rzetelna historyczność, ten ich autentyzm jest jedną z przyczyn wiecznej młodości i świeżości tych książek. Bo opowiadania o tym, co się zdarzyło naprawdę, opowiadania o faktach mają jakiś szczególny, łatwy do rozpoznania „bukiet”, który z ich autentyzmu wypływa i o nim świadczy. I gdyby nie było innych dowodów na „historyczność” Ewangelii, ten byłby bardzo przekonywający. Bo komuś znającemu sekrety mowy pisanej nietrudno jest rozpoznać, iż autorzy Ewangelii opisują rzeczy, które naprawdę były, naprawdę się zdarzyły.
Teorie i doktryny łatwo się starzeją. Wychodzą z mody, nawet mogą się stać – i czasami stają się – śmieszne. Nigdy nie może się to zdarzyć rzeczywistości. Fakty są zawsze świeże. Zawsze soczyste. Zawsze interesujące i zawsze ważne.
Bo każda rzecz, co się zdarzyła, jest zawsze, jest w nieskończoność ważna, gdyż każda stanowi jeden z elementów teraźniejszości, w której żyjemy. Gdyby owych faktów nie było, gdyby były inne – inny byłby nasz dzień dzisiejszy.
I nie tylko to. Minione, „zdarzone” fakty są ważne i aktualne nie tylko dlatego, że są cegłami, z których jest zbudowana nasza rzeczywistość. Są aktualne i współczesne także i dlatego, że wszystkie leżą w polu naszego doświadczenia, że zawsze mogą być przez nas sprawdzone. Sprawdzone co do swej istoty, co do swego – jeśli się tak wyrazić można – bytu ontologicznego. Z faktami jest trochę tak jak z porami roku: każda bezpowrotnie mija, jest jedna i niepowtarzalna, ale każda jest w pewien sposób z następną identyczna. Wiosna sprzed lat dwóch tysięcy i wiosna dzisiejsza leżą na płaszczyźnie tej samej rzeczywistości, naszej rzeczywistości. Różnią się między sobą szczegółami, sposobami, ilością i kolejnością deszczu i wiatru, posuchy i ciepła. Ale są ze sobą identyczne przez tęskne spodziewania i słodką melancholię, którą w nas budzą, przez nieograniczone nadzieje i radości odradzającego się życia. Są identyczne nawet przez zapach ziół, wilgoć ziemi i rzeźwość powietrza. I dlatego właśnie opis wiosny sprzed lat dwóch tysięcy może nas wzruszyć – i wzrusza – gdyż czytając go przeżywamy – głębiej i świadomiej – wiosny własne. To samo zjawisko powtarza się, gdy mówimy i piszemy o radościach i smutkach ludzi dawnych, gdy mówimy o ich miłości i zawodach, walkach i klęskach, to samo, gdy patrzymy w wielkie fale kształtujące narodowe i społeczne życie ludzi na ziemi. Przeszłość wzrusza nas i zajmuje, i dlatego, że jest korzeniem naszej teraźniejszości, i dlatego, że jest jej doświadczeniem i sprawdzianem.
Toteż zajmowanie się przeszłością nie jest odchodzeniem od teraźniejszości. Przeciwnie, jest pomocą do jej lepszego poznania i zrozumienia, do bardziej intensywnego i świadomego jej przeżywania. A jeżeli przeszłość pomaga nam lepiej rozumieć teraźniejszość, to – z kolei – teraźniejszość dostarcza nam coraz lepszych narzędzi do badania, do prawidłowego odczytywania przeszłości.
Bo przeszłość trzeba badać ciągle, za każdym razem od nowa. Żadna jej epoka nie jest nigdy definitywnie, raz na zawsze poznana. Do każdej trzeba wracać ustawicznie, badania ciągle rozpoczynać od początku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |