Prezentujemy fragmenty tej książki :. dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS :.
Czarne linie, sznurujące się na papierze, są wygodnymi szynami, po których myśl nasza ślizga się i mknie z błyskawiczną szybkością – szybkość ta bywa zresztą przedmiotem naszej dumy – i rzadko myślimy o tym, że każda z tych czarnych linijek była budowana w trudzie i mozole, że w każdej zawarty jest olbrzymi ładunek myśli i uczucia, że nieraz w krótkim ustępie, nawet zdaniu, zamknięte bywają cierpienia i doświadczenia wielu lat, że na to, by napisać jedną z owych scen książkowych, jeden rozdział pasjonującej powieści, akt teatralnej sztuki, na to, by wypowiedzieć trafnie tak zwane głębokie zdanie o człowieku, książce, obrazie, trzeba było wiele przemyśleć, niejednego doświadczyć, niejedno przewalczyć. Ach, jakżeż łatwo i beztrosko „łykamy” te zdania, nieraz naprawdę krwawo rodzone! A rzadko znajduje się czytelnik uważny, nad książką „sercem nachylony”. Rzadko który pamięta o tym, że każda twórczość literacka – czy jest nią reportaż, powieść, komedia czy esej, czy ma za przedmiot pejzaż, człowieka czy dzieło sztuki – jest zawsze trawestacją; toteż rzadko kto dokopuje się w książce do jej prawdy istotnej, tej, która jest najgłębszą prawdą samego autora, jego najbardziej wewnętrzną treścią, jego żywą krwią. Najczęściej, zafascynowani najbardziej zewnętrznym pokładem książki, nie idziemy w jej głąb, a nawet na tej powierzchni ileż rzeczy, ile szczegółów wymyka się naszej uwadze.
Jeżeli obojętni, często znudzeni, przechodzimy tak łatwo obok myślą rozjarzonych, sercem rozedrganych książek ludzkich, jeżeli rzadko tylko umiemy je czytać prawdziwie, do dna, do głębi – to jeszcze rzadziej zdarza się nam prawdziwie uważnie, tym bardziej odkrywczo czytać Ewangelie. Przeszkadza nam w tym właśnie osłuchanie. Jeżeli jednak postaramy się zedrzeć z umysłu skorupy przyzwyczajenia i szablonu i w skupieniu, uważnie a żarliwie zaczniemy je odczytywać, ukażą nam się w całkiem nowym świetle. Uderzą nas swą niespodziewanością, olśnią bogactwem, porwą ciepłem i życiem. I im częściej będziemy je czytać – byle zawsze ciekawym umysłem i głodnym sercem – tym więcej będą nas przykuwać. I nie tylko będą nas coraz silniej wiązać uczuciowo i coraz bardziej wzruszać i olśniewać, ale także będą nas coraz bardziej interesować. Z dobrze znanych ich kart – z kart, jak myśleliśmy, znanych do znudzenia – będą się wyłaniać coraz nowe, często zaskakujące informacje. Ciągle, jak zza kulis, będą ku nam wychodzić jakieś nowe zdania, nowe słowa, słowa, których dotąd nie zauważyliśmy, choć podobno Ewangelie znaliśmy na pamięć. One będą nam stawiać przed oczy coraz nowe fakty, szczegóły już znane będą naświetlać nowym nieprzewidzianym światłem. I im więcej będziemy czytać te dziwne książki, tym bardziej będziemy przecierać oczy, że tyle tu nowych wiadomości, tyle nowych aspektów, refleksji, analogii i sugestii.
A gdy tak z całą odkrywczością, do jakiej jesteśmy zdolni, całą żarliwością serca, na jaką nas stać, będziemy czytać Ewangelie zapominając o sobie i sprawach własnych, by jedynie patrzeć w owe wielkie sprawy, które się rozgrywały w Galilei i Judei lat temu prawie dwa tysiące – spostrzeżemy nie bez zdumienia, że czytamy o tym wszystkim, co nas najtajniej niepokoi i najgłębiej smuci, o tym wszystkim, ku czemu wyrywa się nasza wiecznie głodna tęsknota, o czym śni nienasycone nasze serce. Co więcej, przekonamy się, że przebywając w klimacie ewangelicznym przebywamy w samym sercu, w samym węźle wszelkich spraw dzisiejszych, że borykamy się z obecnie nas gnębiącymi i dręczącymi problemami i trudnościami. Przekonamy się, że obcując z Chrystusem ewangelicznym obcujemy z własną duszą. I tak w tej lekturze będziemy poznawać dwie rzeczy, które człowiekowi przede wszystkim i nade wszystko poznać trzeba: siebie i Boga.
Bo oczywiście wielką sprawą Ewangelii jest poznawanie Chrystusa. Ale to odbywa się na trochę innych prawach, na innej płaszczyźnie niż poznawanie bohaterów zwykłych ludzkich książek. Chrystus jest obecny w Ewangelii zupełnie inaczej, o wiele konkretniej niż postacie opisywane w książkach „ziemskich”. Ewangelie są nie tylko Jego historią, nie tylko Jego słowem, ale – w pewnym sensie – Jego wcieleniem. W jaki sposób się to dzieje, jak to jest możliwe, powiedział nam sam – mówiąc: „Jam jest droga i prawda, i żywot”.
Słowa Jezusa są zawsze niezmiernie precyzyjne. Mówią zawsze to, co mówią. I tak, jak były powiedziane, brać je musimy. Tu więc musimy zauważyć, że Jezus nie powiedział: Ja znam prawdę, uczę prawdy, powiem wam prawdę. Powiedział: „Jam jest prawda”. To znaczy, że kto chce poznać prawdę – musi poznać mnie. Kto chce mieć prawdę – musi posiąść mnie. Musi mnie przyjąć, ze mną się zjednoczyć i zespolić.
Dziwne te słowa nie są przenośnią. Są konkretem. A wyrażają samą istotę chrześcijańskiego poznania i chrześcijańskiego życia. Wiedział dobrze o tym Paweł z Tarsu, gdy mówił: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.
Co więcej, słowa te nie są jedynie wiadomością czy informacją. Są nakazem. Nakazem obowiązującym każdego człowieka. Każdego chrześcijanina. I nie odnoszą się jedynie do niektórych, do wybranych, do mistyków. Odnoszą się do każdego. Do wszystkich chrześcijan. Są podstawą chrześcijańskiego życia, jego warunkiem sine qua non.
Bo jak bez Wcielenia historycznego, owego Wcielenia, które odbyło się temu lat dwa tysiące, nie byłoby chrześcijaństwa, tak samo bez owego włączenia się w Chrystusa, bez owego wcielenia Go w nasze życie – nie ma życia chrześcijańskiego.
Jedna zaś z najskuteczniejszych dróg prowadzących do tego złączenia się z Chrystusem prowadzi poprzez Ewangelię. Tylko bowiem w Ewangelii możemy oglądać Chrystusa żywego, takiego, jaki był, gdy żył na ziemi, i takiego, jaki chce żyć w naszych sercach. I tylko czytając opisane tam fakty i zanotowane Chrystusowe słowa możemy się Jego prawdą tak nasycić, aby żyć nią – i żyć Chrystusem.
I dlatego chyba wolno jest każdemu próbować raz jeszcze, po raz setny i tysiączny, patrzeć w ten odległy a tak bliski czas, w ten kraj tak egzotyczny a tak bardzo ojczysty, wolno każdemu przypominać sobie tę historię najprostszą i najtrudniejszą, historię tak dobrze znaną, a tak ciągle do pojęcia, do zrozumienia trudną.
Inaczej poznawać Chrystusa, zbliżać się do Niego – a w chrześcijańskim porządku poznawanie ze zbliżaniem są nierozłączne – nie możemy. A także i żyć nam trudno. Bo żeby jakoś radzić sobie z osaczającymi nas trudnościami, żeby móc rozszyfrować zawiły hieroglif teraźniejszości, żeby zwyciężać piętrzące się trudności życia, żeby poznawać nasze, ciągle tak pełne niespodzianek, serca i żeby opanowywać ich ustawiczny niepokój i wzburzenie – nie mamy innego sposobu jak ciągle, od nowa, wsłuchiwać się w Chrystusowe słowa powtórzone nam przez ewangelistów i wpatrywać się w fakty przez nich opowiedziane
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |