Umiłowani w Chrystusie Panu! – te słowa słyszymy najczęściej podczas kazań i homilii.
Brzmią często po prostu jak powitanie. Ale autor Janowego listu, pisząc agapetoi– „umiłowani”, nie chce nikogo witać czy pozdrawiać. On chce zatrzymać na tym słowie i na nim skupić całą uwagę adresatów. Ta inwokacja przypomina bardzo istotną sprawę, nasze tu i teraz: umiłowani, czyli będący przedmiotem czyjejś miłości. I nie jest to tylko emocja, bo pojawia się czasownik agapao, a nie fileo. Ten ostatni opisuje stan uczuć, a pierwszy wskazuje na zaangażowanie całej osoby z jej uczuciami, wolą, rozumem, fundamentalnymi i zobowiązującymi na stałe wyborami i decyzjami. Jesteśmy kochanymi przez Pana Boga dziećmi. I nie jest to tylko przypomnienie, ale też wstęp do wyciągnięcia ważnych wniosków.
Pierwszym jest ważny krok naprzód. O ile księgi Starego i Nowego Testamentu pokazywały Pana Boga jako Tego, który kocha, o tyle autor listu mówi coś więcej: On nie tylko kocha, On po prostu cały jest miłością. Podobny proces można zaobserwować w starotestamentowej refleksji o mądrości: człowiek szuka jej w doświadczeniu pokoleń, uzmysławia sobie, że ta najgłębsza pochodzi od Boga, by na koniec przekonać się, że Pan Bóg po prostu jest mądrością.
Druga konsekwencja inwokacji „Umiłowani” każe naśladować Boga-Miłość i w Nim widzieć źródło: „Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga”. Ktoś, kto nie kocha, nie pozna Boga. Ktoś, kto nie zna Boga, nie może naprawdę kochać.
Trzecia konsekwencja to możliwość spotkania Pana Boga i przyjęcia Go do swojego życia. Nie da się tego zrobić bez miłości, tej agape. Błędne nauki, z jakimi mierzył się autor listu, a jakie zagrażały adresatom, skupiały się na samym intelekcie, a nawet więcej, na rozumowych spekulacjach, które pozwoliłyby w ten sposób osiągnąć zbawienie. Taka pokusa rodziła w konsekwencji przekonanie, że nie potrzeba Zbawiciela. W efekcie poznajemy zafałszowany obraz Boga, który nie jest prawdziwą miłością, bo przecież „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu”. Co więcej, ten Syn, posłany z miłości przez Miłość, stał się „ofiarą przebłagalną za nasze grzechy”.
Zbawienie nie jest spekulacją, ale wzięciem na siebie całego ludzkiego losu i całej ludzkiej egzystencji razem z tym, co najtrudniejsze, z cierpieniem i śmiercią, a potem ze zmartwychwstaniem, które jest pokazaniem mocy, jaką posiada jedynie Bóg-Miłość.