Bóg – Artysta

Apostołowie żyją w każdej chwili z Jezusowym pokojem w sercu, bo wiedzą, że są jedynie narzędziami w dłoni Boskiego Artysty.

W rzeczywistości możemy być posłuszni jedynie temu, przez którego czujemy się kochani, tzn. o kim wiemy, że chce naszego dobra. Gdy odkryję w Bogu mojego własnego Ojca, który mnie miłuje bardziej niż ja jestem w stanie miłować samego siebie, czyli Ojca, który pierwszy czyni wszystko, abym stał się tym, kim pragnął mnie mieć od stworzenia świata, to wówczas stanę się Mu ufnie posłusznym. Pokój serca rodzi się z pewności, że ten Ojciec przez wszystko, co się dzieje w naszym życiu – zarówno to, czego chce jak i to, czego nie chce, ale co dopuszcza szanując wolność moją i innych – prowadzi nas do zrealizowania naszej tożsamości. Tylko ten, kto tego nie doświadcza, musi sam starać się o zrealizowanie siebie i z tego powodu staje się pełnym napięcia działaczem.

Czy jakieś narzędzie w ręku artysty musi się napinać, aby stworzyć dzieło? Czy musi walczyć o jego wykonanie? Nie. To sam artysta stara się o swoje dzieło i jeśli trzeba to także o nie walczy. Bój o spełnienie Bożego dzieła nie jest – i nigdy nie będzie – zadaniem narzędzia, ale artysty. Nawet gdy Bóg objawia nam zamiary swojego serca, swoją szczególną wolę wobec naszego życia, i powie to bardzo konkretnie, to i tak realizacja należy do Niego. Czy ktoś widział jak odłożony pędzel skacze i stara się sam namalować obraz, bo już wie, jaki obraz ma być namalowany? Czy ktoś widział jak ołówek zaczyna sam siebie prowadzić i zapisywać na kartce słowa, bo wie co ma być na niej napisane? Czym jest pędzel bez dłoni, która go prowadzi? Co może uczynić sam z siebie? Nic. Czym jest ołówek bez dłoni, która nim pisze. Co zdoła napisać sam z siebie? Nic. Jezus już nam to powiedział: «beze Mnie nic nie możecie uczynić» (J 15,5). On nie mówi, że bez Niego niewiele możemy uczynić, ale mówi jasno: «beze Mnie nic». Nic znaczy nic, a nie niewiele. Podobnie mówił sam o sobie w relacji do Ojca: «Ja sam z siebie nic czynić nie mogę…» (J 7,30a).

Tak jak tożsamość Jezusa została dana oraz  doprowadzona do spełnienia przez Jego Ojca, tak samo stanie się i z naszą: nie my, ale nasz Bóg doprowadzi do spełnienia w nas tego, do czego nas stworzył. Doskonale była tego świadoma Najświętsza Maryja Panna. Ona na zwiastowanie anioła (zob. Łk 1,26-38) nie odpowiada, że uczyni jak powiedział, zabierając się od razu do realizacji objawionego Jej Bożego planu, ale mówi: «Jestem służebnicą Pańską; niech mi się stanie według twego słowa», tzn. oddaje się Tobie, cała jestem Twoja, a Ty uczyń jak mówisz; Ty uczyń we mnie i przeze mnie to, czego ode mnie pragniesz; Ty uczyń to, o czym dla mnie marzysz; Ty zrealizuj to, do czego mnie stworzyłeś… W Maryi wszystko było odpowiedzią: każde działanie, każde słowo, każda minuta… Jak bardzo trzeba słuchać, aby każda nasza chwila była odpowiedzią, a nie działaniem wychodzącym jedynie z nas? Maryja w żadnej chwili swojego życia nie była protagonistą, ale zawsze Służebnicą, zawsze tylko i aż „narzędziem” powierzającym się z bezgraniczną ufnością dłoniom Boskiego Artysty…

Ilekroć poznawszy swoje talenty i dary walczymy o ich wykorzystanie oraz zrealizowanie za wszelką cenę, tylekroć – nawet jeśli dopniemy swego – niesiemy w sobie pewne napięcie i niepokój o to, aby nie stracić owocu „zyskanego” swoim ogromnym wysiłkiem. Jesteśmy tak spętani efektami tego, co czynimy, że żadna z osób, która się z nami spotka nie wyczuwa tej dziecięcej i ufnej wolności w naszym działaniu. Tymczasem pozostawiając Bogu Artyście rozpoczęcie wypełnienia dzieła, które dla nas przeznaczył oraz sposób wykorzystania talentów, którymi nas obdarował, doświadczamy, że znajdują się nagle – często zupełnie nieoczekiwanie i niespodziewanie – sposoby ich zrealizowania, a my w tym wszystkim zostajemy napełnieni głębokim pokojem i radosną wdzięcznością. Realizujemy wówczas swoją tożsamość bez napięcia, bez strachu przed utratą tego, czym zostaliśmy obdarzeni, ponieważ jesteśmy pewni, że czuwa nad tym Ten, który nam to dał. Gdy coś w naszym życiu się kończy lub coś trzeba pozostawić, nie odbiera nam to ani odrobiny wcześniejszej radości, bo po prostu wiemy, że teraz Bóg zanurzy nas w coś nowego, innego, pięknego… niczym malarz zanurzający swój pędzel w nowej farbie. Ta wolność i odczucie swobody jest niezwykłe. Nie troszczymy się o owoce, ale czynimy to, co do nas należy, wiedząc, że te owoce właściciel zbierze w swoim czasie. Towarzyszy nam beztroskość lilii i ptaków (por. Mt 6,25-34), beztroskość dziecka, które może radować się trwającą chwilą i zachwycać się działaniem Ojca tu i teraz, które może żyć w nieustannej wdzięczności (por. Mt 11,25-26). Radujemy się Bogiem w każdej okoliczności, nawet tej, która jest dla nas - niczym dla św. Pawła i Sylasa - więzieniem. Apostołowie skuci w więziennym lochu kajdanami o nic nie proszą – ani o uwolnienie, ani o nawrócenie swoich prześladowców… – ale zwyczajnie uwielbiają Boga (zob. Dz 16,25). Oni są pewni, że nic się nie stanie w ich życiu zanim nie nadejdzie – podobnie jak w życiu Jezusa – właściwa godzina wyznaczona przez Ojca (por. J 7,30). Żyją w każdej chwili z Jezusowym pokojem w sercu, bo wiedzą, że są jedynie narzędziami w dłoni Boskiego Artysty (zob. J 14,27). Tego pokoju nic i nikt im nie zdoła odebrać. Również my, gdy uznamy, że jesteśmy tylko narzędziami, a jedynym Artystą jest Bóg, odnajdziemy niewysychające źródło pokoju serca. Tak jak żadne narzędzie nie martwi się o to, czy zdąży wykonać dzieło, które zaplanował artysta, tak samo my już nie musimy martwić się o to, czy wystarczy nam życia na ziemi, abyśmy stali się tymi, kim Bóg chce nas mieć oraz uczynili to, co On pragnie przez nas dokonać. Nikt z nas nie umrze za wcześnie, ani nikt nie umrze za późno. Nasze życie jest w rękach Boga. To On jest jedynym Panem czasu i historii, jest Alfą i Omegą, do Niego należy czas i wieczność. Nie musimy martwić się, że pewne osoby odchodzą, ani też, że zbliża się czas naszego odejścia. Każdy z nas dostaje tyle czasu ziemskiego życia, ile potrzebuje, aby w nim i przez niego spełniło się pragnienie Ojca. Artysta doskonale wie, kiedy należy odłożyć dane narzędzie, bo zostało spełnione wszystko, co miało być wykonane za jego pośrednictwem. Nie zawsze samo dzieło jest wówczas ukończone. Przecież Boski Artysta może odłożyć jedno narzędzie i wziąć inne, aby nim swoje dzieło dokończyć. Nie jest ważne to, do zrealizowania których swoich dzieł, albo do jakiej części swojego dzieła, Bóg się nami posłuży. Ważne jest, że Jego dzieła są realizowane i że się nami posługuje (por. J 4,37-38).

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama