Wstyd się przyznać, ale w dzisiejszej Ewangelii najbardziej zachwyca mnie jej klimat. Wędrówka, dysputa i to zaproszenie przygodnego wędrowca na nocleg, bo było już późno. Tak zwyczajnie, tak pięknie. A potem było to ważne: łamanie chleba. Wtedy otworzyły się im oczy. To co, że właśnie wtedy zniknął. Pozostała pewność, pozostała radość tak wielka, że musieli się nią natychmiast podzielić z innymi. Nic nie znaczyła późna pora. A w Jerozolimie usłyszeli: tak, Piotr go też widział. Zmęczenie? W takich chwilach chyba się o nim zapomina….
Można zrozumieć, że Bóg stał się człowiekiem. Zadziwić, że pozwolił się zabić. Ale czy to, że już po swoim zmartwychwstaniu, zamiast objawić się pełen chwały, zwyczajnie wędruje ze swoimi uczniami do Emaus i objaśnia im Pisma jest do zaakceptowania?
Biblista wiele by dał, by usłyszeć Jezusową egzegezę Starego Testamentu. Apologetyk widzi w tym wydarzeniu dowód na zmartwychwstanie. Dla dogmatyka to temat do rozmyślań nad naturą Jezusa po zmartwychwstaniu. Ja cieszę się, że nawet wtedy Boga trzymały się takie żarty. Dobrze, że mamy takiego…
Modlitwa
Wędrować z Bogiem… No, tego to Kleofasowi i drugiemu, bezimiennemu uczniowi, chyba trochę zazdroszczę. Bo było wszystko, czego po ludzku potrzeba. Byłeś Ty, była droga, była ciekawa dysputa. I wieczór, zapewne dość urokliwy. A jednocześnie myślę sobie, że nie chciałbym być w ich sytuacji. Właśnie zabito ich Mistrza. A oni nic nie rozumieli. Ja już rozumiem. Ja już wiem. I kiedy zbliża się wieczór mogę mieć nadzieję, że kiedyś wszystkie moje smutki i tęsknoty zamienią się w niekończące się święto. Bardzo Ci dziękuję…
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.