Nic nadzwyczajnego

Świętość nie jest odległym, nieosiągalnym celem. To ma być nasza codzienność.

Rozmyślania na kanwie Łk 17, 1-7
Tekst z cyklu „W drodze do Jerozolimy”

W drodze do Jerozolimy... W drodze ku życiu wiecznemu, ku Królestwu, w drodze za Jezusem –  licz się z Bogiem. Nie lekceważ Jego prawa. Licz się też z człowiekiem, niech nie będzie dla ciebie anonimowym odpadkiem społecznej gry, ale osobą. To wezwanie przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Ale droga z  Jezusem ku Jerozolimie trwa. Tylko nam czas się już kończy...

Na ostatnich siedmiu wierszach tej części Ewangelii Łukasza można by się z powodzeniem zatrzymać jeszcze z cztery razy. Ale trzeba ten etap przejść prędzej. By nie spóźnić się na najważniejsze spotkanie z Jezusem. Już w Jerozolimie, gdy krocząc drogą wierności Ojcu wyciągnie swoje ręce na krzyżu, by pogrążoną w grzechu ludzkość pojednać z Bogiem i dać jej nadzieję na lepsze, niekończące się życie....

Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!

Zgorszyć to nie oburzyć. To być powodem grzechu. Przynajmniej tak rozumie to Jezus. Straszne zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o „tych małych”. Niekoniecznie dzieci czy młodych. Także słabych w wierze. Czy znaczy to jednak tylko do grzechu uwieść? Albo do grzechu namówić? To na pewno zdecydowanie najgorsza forma gorszenia. Ale przecież nie jedyna.

Czasem to zwyczajnie kwestia złego przykładu. Jeśli okazuje się, że ten czy ów niby gorliwy chrześcijanin ma, choćby tylko w jakimś jednym wymiarze, Boże prawo za nic, to dlaczego miałby się starać o wprowadzanie go w życie ktoś w wierze słaby?

Nie chodzi tu o grzechy popełniane z ludzkiej słabości. Gdy widać, że człowiekowi ciążą, gdy widać chęć zmiany postępowania nie ma czym się gorszyć. Ot, gdy człowiek z natury wybuchowy po kolejnej scenie stara się załagodzić konflikt, wynagrodzić tym, których wybuchem dotknął... Cóż, życie. Ale jeśli swój wybuch uważa za jak najbardziej usprawiedliwiony albo wręcz jako wcielenie słusznego Bożego gniewu, to co powiedzieć? Albo gdy widać, że człowiek wiele mówiący o konieczności miłości bliźniego zadziera nosa i niby gorszym od siebie nawet na „dzień dobry” nie odpowiada?

A gorszyć można też sprowokowaniem do grzechu. Ot, gdy drwiną czy lekceważeniem doprowadza się kogoś do wybuchu. Albo gdy ciągłym obarczeniem go swoimi własnymi obowiązkami – to w rodzinach czy grupach pracowniczych też się zdarza – doprowadza się go do tego, że zaczyna kląć w żywy kamień.... Temat rzeka. Nie doprowadzaj innych do grzechu, chrześcijaninie. Prawdziwy uczeń Jezusa dba nie tylko o własne zbawienie, ale też o innych. Bez tego jego prywatna pobożność to mimo pozorów piękna  tak naprawdę maszkara....

Zgorszenie to straszna rzecz. Chyba jednak, by się nim ciągle nie zasłaniać, Ewangelista Łukasz przypomniał w tym miejscu inne słowa Jezusa.

Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu! I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: "Żałuję tego", przebacz mu!»

Nie przesadzaj z tym gorszeniem się. Brat czy siostra wyrządził ci krzywdę? Jeśli uznaje swoją winę, przebacz im.  I znów temat – rzeka. W tym miejscu Jezus wyraźnie mówi o skrusze tego, który zawinił. „Żałuję tego” ma powiedzieć. I wtedy powinien zyskać nasze przebaczenie. Niestety, bywa, że chrześcijanie szukają w tym miejscu wymówki. „Nieszczerze przeprosił” – snują przypuszczenia, które już pozwalają nie wybaczyć. Albo: „nie pokajał się dość mocno”. Jezus tymczasem nie karze domyślać się, co dzieje się w sercu przepraszającego. Każe wybaczyć.

Gdyby jednak to wskazanie Jezusa komuś wydawało się zbyt  „tolerancyjne” wobec zła, to przecież wcześniej w tej samej Ewangelii Jezus powiedział też:

Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą;  błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty! Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. (...) Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. (Łk 6, 27-26)

To nie tak, że chrześcijanin może mnożyć warunki, na jakich przebaczy swoim winowajcom. Powinien to robić łatwo, bez zbędnych ceregieli. Jeśli tak będzie lepiej – nawet nie czekając na przeprosiny. Chodzi o to, by nie nakręcać spiralę niechęci, złości, czy nawet nienawiści. To do niczego dobrego nie prowadzi. Co nie znaczy oczywiście, że winowajca, który nie naprawił krzywd, może już się niczym nie przejmować. Przecież jest jeszcze Boża sprawiedliwość, a przebaczający, nie odpłacający złem za zło „węgle gotuje na głowę niesprawiedliwego” – jak pisał św. Paweł. A sam Jezus przypomniał:

«Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. (Łk 12, 42-46)

Uczy dalej Jezus:

Apostołowie prosili Pana: «Przymnóż nam wiary!» Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: "Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!", a byłaby wam posłuszna.

Trochę to zabawne. Nie, nie co Jezus powiedział o wierze. Raczej to, że Apostołowie poprosili Go przymnożenie im wiary w kontekście tego co powiedział o wybaczeniu :) Jakby to właśnie ich przerastało. Hmm... A może właśnie o to chodziło?

Zwykliśmy to krótkie wskazania Jezusa interpretować wyrwane z kontekstu. I wpadamy w dość kłopotliwą sytuację: nikt z nas nie ma wiary wystarczającej do przesadzania drzew; gór tym bardziej (o górach jest mowa w innej Ewangelii). Czy to znaczy, że jesteśmy tak bardzo do niczego? Może gdybyśmy mieli wiarę dostateczne wielką, nie byłoby na świecie żadnych poważniejszych chorób? Wszystkie przecież powinniśmy uleczyć! Czyżby to była nasza wina?

To ślepa uliczka. To czy ktoś choruje czy nie jest w najgłębszym swoim wymiarze Bożym zamysłem. Jego wolą albo Jego dopustem. Gdy jednak czytać to zdanie w kontekście nabiera ono innego wymiaru. Wydaje się wam, że takie przebaczenie wiele razy nie ma sensu? Że do niczego dobrego nie prowadzi? Małej wiary! Gdybyście uwierzyli, zobaczylibyście cuda! Zobaczylibyście jak dobrocią, przebaczeniem rozbrajana jest bomba zła! Wierzcie tylko, zastosujcie w praktyce, zobaczycie!

A na koniec czytamy to jeszcze....

Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: "Pójdź i siądź do stołu?" Czy nie powie mu raczej: "Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił?" Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać"».

Wszystko jasne, prawda? Gdy przebaczasz, nie robisz niczego nadzwyczajnego. Nie robisz nadzwyczajnego, gdy nie jesteś gorszycielem. A jeśli sięgnąć do wcześniejszych pouczeń Jezusa z tej części Ewangelii Łukasza można dodać: nie robisz nic nadzwyczajnego, gdy w bliźnim dostrzegasz człowieka i gdy Boga stawiasz ponad Mamoną. Nie robisz niczego nadzwyczajnego, gdy z radością patrzysz na nawracających się grzeszników. Nie robisz niczego nadzwyczajnego, gdy dla Jezusa poświęcasz całe swoje życie. Nie robisz niczego nadzwyczajnego, gdy jesteś bezinteresowny i skromny. Ani wtedy, gdy ponad sztywnym przepisem widzisz dobro człowieka. Jesteś sługą. Zrobiłeś tylko to, co ci polecono.

Mocne prawda? Za wierność Ewangelii nie oczekujcie orderów. Nie myślcie, że wcielając w życie jej zasady zasługujecie na nie wiadomo jakie pochwały. Że inni powinni za to odnosić się do was z czcią. Nie. To nic nadzwyczajnego. To po prostu wasz, uczniowie Jezusa, obowiązek.

 

***


Droga do Jerozolimy. Za Jezusem. Na mękę i śmieć. Zaczyna się być może dwa kroki od miejsca, w którym stoisz. Jesteś, chrześcijaninie, zdecydowany?

Wiara w drodze

WIARA.PL DODANE 05.03.2019 AKTUALIZACJA 11.04.2022

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama