Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie możesz nikomu opowiedzieć, który zalega głęboko na dnie serca niczym śnieg w oczekiwaniu na wiosnę, która nie może nadejść...
Jednak prawda jest taka, że trudnych sytuacji nikt nie może uniknąć, gdyż stanowią one część naszego życia. Lecz jest Ktoś, kto chce nam pomóc w ich przezwyciężeniu. Pytanie tylko: czy otworzymy się na to, z czym w takich chwilach przychodzi do nas Bóg czy też zamkniemy swoje serce na pomoc z wysoka?
Sarę poznajemy w Księdze Tobiasza, a jej cierpienia mają charakter duchowy. Ich przyczyną jest duch Asmodeusz „najgorszy z demów” (por. Tb 3,8), będący przeciwnikiem miłości i małżeństwa. Mężczyzna i kobieta, którzy należą do Boga i pragną połączyć się węzłem małżeńskim muszą stawić czoła groźnej, duchowej sile. Owa siła ujawnia się w najmniej oczekiwanym momencie: młodzi spotkają się, zaczynają planować wspólną przyszłość, zawierają związek małżeński i nagle wydarza się tragedia… potem następna i jeszcze jedna. Ile może wytrzymać człowiek? A zakochana kobieta wciąż z nadzieją patrząca w przyszłość? Jedną porażkę można znieść, z kolejnej z pomocą bliskich osób też można się podnieść, jeszcze jedną człowiek jest w stanie udźwignąć na swoich ramionach, ale siedem…?! Sytuacja w jakiej znalazła się Sara prędzej czy później każdej z nas przyniosłaby ból i cierpienie.
Osoba nieszczęśliwa pragnie by ktoś ją wysłuchał, zrozumiał jak cierpi, przytulił, albo po prostu był tuż obok i trwał w milczeniu. Tymczasem Sara zamiast ze zrozumieniem spotka się z krytyką ze strony służącej (por. Tb 3, 7-9). Ta, która ze względu na swój status powinna okazać szacunek naszej bohaterce uznaje ją za winną zaistniałej sytuacji. Ile razy w naszym życiu pojawią się ludzie, którzy zamiast słowami czy obecnością leczyć coraz to nowe rany, tylko dolewają oliwy do ognia? Ile razy próbując zrozumieć stawiamy pytania: „dlaczego ja?”, „dlaczego takie doświadczenia spotykają właśnie mnie?”, które niestety pozostają bez odpowiedzi.
W duszy Sary zapanował śmiertelny smutek (por. Tb 3,10 - 15), którego wyrazem było morze wylanych przez kobietę łez. Czy ja potrafię płakać? „Wy sami bądźcie mężni, nie lękajcie się płakać (…). Zachęcam każdego do zadania sobie pytania: czy nauczyłem się płakać?” (papież Franciszek). Czy ja chcę i potrafię reagować na cierpienie, które dotyka ludzi wokół mnie? „Istnieje współczucie świata, które niczemu nie służy (…). Wielkie pytanie: dlaczego dzieci cierpią? (…) A odpowiedzią jest (…) milczenie (…)” (papież Franciszek).
Znikąd zrozumienia i pomocy, brak łez, które się wyczerpały, co więc pozostało? W naszej bohaterce rodzi się pragnienie śmierci, bo przecież jeśli człowiek umrze to i cierpienie się skończy. Sara od pragnienia przechodzi do czynu (por. Tb 3,10 - 15). Jednak myśl o ojcu, którego nie chce zasmucić swoją śmiercią owocuje porzuceniem myśli o samobójstwie (por. Tb 3,10) i zwróceniem się w kierunku Boga. Jak często my – pogrążeni w otchłani rozpaczy – zamykamy się na to, co dzieje się wokół nas: zamykamy na dobro, tym samym zamykając się na Boga – niejednokrotnie to właśnie Jego obwiniając za to, co dzieje się w naszym życiu. Tymczasem Sara zamiast złorzeczyć kieruje w stronę Boga błogosławieństwo. „Błogosławcie Pana wszystkie Jego dzieła, które by nie kwitły gdyby nie cierpienie” – pisała Mała Tereska od Dzieciątka Jezus. I podobnie dzieje się w życiu naszej bohaterki: błogosławieństwo pozwala jej odwrócić myśli od skupienia na sobie i swoim bólu, i kontemplować Pana. Sara w modlitwie nie pomija żadnego z aspektów swojego życia, ale mówi o pragnieniu śmierci i jej przyczynie, swojej niewinności i oskarżeniach, a także o rodzącej się w jej duszy rozpaczy. „Modlitwa, to miłosne przebywanie z Tym, o którym wiem, że mnie kocha” i właśnie podczas owej rozmowy pragnienie śmierci zostaje przez Boga zamienione na łaskę powrotu do życia. Podobnie i my powinniśmy spróbować wpuścić Stwórcę do tego wszystkiego, co spowodowało, że zamknęliśmy się w grobie za życie. I dopóki nie wpuścimy do tego grobu Tego, który rzeczywiście chce nam pomóc będziemy coraz bardziej pogrążali się w śmierci nie tylko duchowej, ale również i cielesnej. „Są takie chwile, kiedy naprawdę nie wiemy, co powiedzieć, bo łzy nam napływają do oczu. Momenty trudne, momenty tragiczne, momenty wielkiego cierpienia. Wtedy (…) możemy złożyć w sercu Ojca (niebieskiego) nasze życie (…) i powiedzieć: niech będzie tak jak Ty chcesz, bo wiem, że Ty znajdziesz najlepsze dla mnie rozwiązanie”, s. Anna Maria Pudełko.
Bóg nie potrafi dawać mało, bo Jego hojność, aby obdarzyć nas łaskami nie ma granic. Sara wraca do codziennego życia, a tymczasem Bóg szykuje dla niej kolejną niespodziankę pragnąc połączyć kobietę z młodym Tobiaszem (por. Tb 3,16 - 17), co pokazuje, że tak naprawdę to Stwórca stoi u początku każdego związku małżeńskiego.
Śledząc historię miłości Tobiasza i Sary możemy zauważyć, że miłość jest dziełem mądrości Stwórcy i ludzkiej wolności. Dowodzą tego kolejne wersety Księgi Tobiasza (por. Tb 8, 4-5), które prezentują modlitwę jaką u początku małżeńskiej drogi zanoszą Tobiasz i Sara. We wstępie modlitwy małżonkowie zamiast skupiać się na sobie zwracają się do Pana i w sposób duchowy następuje zjednoczenie ludzi, i Boga. Następnie para małżeńska składa Bogu dziękczynienie wraz z całym stworzeniem za to, kim Bóg jest i za to, co czyni. To miłość łącząca kobietę i mężczyznę wyzwala modlitwę uwielbienia. Celem małżeństwa nie jest zaspokajanie popędów seksualnych, ale wpisanie się w Boży plan dotyczący budowania rodziny na chwałę Bożą. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje mówi stare porzekadło, ale Księga Tobiasza pokazuje, że tym, który scala jest Bóg. „Ja i Bóg. Razem stanowimy większość”, pisała św. Teresa z Avila i podobnie myślą młodzi małżonkowie, którzy zamiast liczyć na siebie i ludzkie możliwości postanawiają oprzeć swój związek na Bogu (por. Tb 8, 4-5). Ich małżeństwo było zatem budowane na trwałym fundamencie: na pokornej prośbie skierowanej do Boga, w której zawarte zostało wezwanie o pomoc, wsparcie, opiekę i ocalenie od złego. „Młodzi małżonkowie zapytali mistrza: Co powinniśmy uczynić, aby nasza miłość była trwała? Mistrz odpowiedział następująco: Pozwólcie, aby Bóg wypełnił waszą miłość” (Ojcowie Pustyni).
Owocem stanięcia małżonków przed Bogiem i oddania Mu się w opiekę jest spokój, który sprawia, że Sara zostaje uleczona, małżeństwo uratowane a demon Asmodeusz wyrzucony (por. Tb 8, 13-14).
Wiele osób doświadcza w swoim życiu cierpień, które stały się udziałem Sary. Są nimi: zniechęcenie, bo droga życia zamiast sukcesami usłana jest porażkami, które sprawiają, że czujemy się jakbyśmy byli przeklęci; oskarżenie i poczucie upokorzenia, bo mamy wrażenie, że wszyscy wokół skrupulatnie odnotowują każdy upadek i nieustannie nas krytykują; bezsens, który możemy odczuwać w obliczu niemożności poradzenia sobie z tym co dzieje się w naszym życiu; zniechęcenie, które może prowadzić do śmierci, bo wiele prób samobójczych wiąże się z porażkami w życiu uczuciowym i to niezależnie od wieku, czego przykładem jest bohaterka dzisiejszego tekstu.
Tymczasem Bóg w Księdze Tobiasza przygotował lekarstwa - które pozwoliły przejść Sarze i Tobiaszowi od stanu śmierci do życia, od poczucia samotności do komunii małżeńskiej, od ciągłych porażek do zwycięstwa - z których możesz skorzystać również Ty.
Pierwsze lekarstwo to cierpliwa i wytrwała modlitwa (por. Łk 18,1-8). Dlaczego właśnie taka? Bo Bóg ma czas, ale to my mamy się uczyć cierpliwości nieraz do innych ludzi, nieraz do siebie, a nieraz również do Boga, bo nie modlitw niewysłuchanych. W modlitwie niejednokrotnie nie chodzi o to, żeby kogoś znaleźć, ale o łaskę służenia Bogu czy to w życiu w samotności czy w małżeństwie. Spójrzmy na Sarę, której Bóg nie objawił się w spektakularny sposób podczas modlitwy, ale słysząc każde wypowiedziane przez nią słowo dał jej siłę, aby mogła zmierzyć się z tym, co było przyczyną jej cierpienia. Kobieta zdobyła się na akt ufności wobec Boga, wybrała życie i trwanie w nadziei, a Stwórca wynagrodził jej cierpliwość.
Kolejnym lekarstwem jest zaproszenie Boga do swojego życia małżeńskiego. Nieustannie powinnyśmy pamiętać, że nie jesteśmy same (…). Nikt nie zagwarantuje nam braku życiowych turbulencji, ale Bóg daje obietnice – a On zawsze dotrzymuje danego słowa - że Jego łaska nas nie opuści i bezpiecznie dotrzemy do celu. Dlatego porzućmy niepewność i zwątpienie, bo gdy w życiu szaleje sztorm Bóg mówi: „Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla Twoich nadętych fal” (Hi 38,11).
Następnym lekarstwem jest pragnienie związku, który jest zgodny z Bożą wolą, czyli przede wszystkim związku sakramentalnego budowanego na Chrystusie (por. Mt 7,24-27).
Miłość ludzka – współcześnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – jest ryzykowną przygodą, ale mimo to warto ją przeżyć! Na zakończenie tego tekstu życzę, aby Ci, którzy czują się do niej powołani ufali sobie nawzajem, a przede wszystkim nigdy nie stracili zaufania do Boga. On wie, że naszym ludzkim szczęściem jest zdolność kochania i bycia kochanym, i na pewno będzie Wam w tej przygodzie kibicował.