Robotnicy w winnicy

Fragment książki "Przypowieści dla nas", który zamieszczamy za zgodą Autora i Wydawnictwa Edycja Świętego Pawła.

Tradycyjny tytuł przypowieści zwraca uwagę na sytuację najętych do pracy. Ich los wszedł w przysłowie. O pierwszych, pracujących na niwie Pańskiej całe życie, można powiedzieć: „Ale i oni otrzymali po denarze” (tytuł powieści Bruce Marshalla). Ostatni, nawróceni w ostatniej chwili, zwani są „robotnikami ostatniej godziny”. Niemniej jednak trzeba też zwrócić uwagę na właściciela winnicy, gdyż on jest motorem całej jej akcji. Przypowieść mówi o hojnym pracodawcy, sprawiedliwym i dobrym Bogu.

Podobne jest bowiem królestwo niebios do pewnego człowieka, gospodarza, który wyszedł wcześnie rano wynająć robotników do swojej winnicy. Umówił się z pracownikami na denara za dzień i wysłał ich do swej winnicy. A wyszedłszy koło trzeciej godziny dnia zobaczył innych stojących bezczynnie na rynku. Tym również rzekł: „Pójdźcie i wy do winnicy, a co będzie sprawiedliwe, dam wam”. Oni zaś poszli. Wyszedłszy ponownie koło godziny szóstej i dziewiątej postąpił tak samo. Wreszcie koło jedenastej wyszedł i znalazł innych stojących i spytał ich: „Dlaczego tu staliście cały dzień bezczynni?” Odpowiadają mu: „Bo nikt nas nie najął”. Mówi im więc: „Idźcie i wy do winnicy”. Gdy nastał wieczór, mówi właściciel winnicy do swojego zarządcy: „Zawołaj robotników i daj im zapłatę, zaczynając od ostatnich aż do pierwszych”. Ci z jedenastej przyszli i otrzymali po denarze. Ci pierwsi przyszedłszy sądzili, że więcej dostaną, ale też otrzymali po denarze. Po otrzymaniu szemrali jednak przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę przepracowali i zrównałeś ich z nami, tymi, którzy znieśli ciężar dnia i upał”. On zaś odpowiedział jednemu z nich: „Kolego, nie krzywdzę cię. Czyż nie umówiłeś się ze mną na denara? Zabierz, co twoje, i odejdź. Chcę temu ostatniemu dać jak tobie. Czyż nie wolno mi zrobić, co chcę, z tym, co jest moje? Czy zawistnie patrzysz na to, że jestem dobry?”. (Mt 20, 1-15)

Przypowieść odwołuje się do typowej sytuacji z życia na wsi na południu. Gdy we wrześniu winogrona dojrzewają, trzeba je szybko zebrać. Do tej sezonowej pracy najmowano wszystkich chętnych, szukając ich na placu targowym. Wymieniony tu denar, srebrna moneta wagi około 4 gramów, był zwyczajową dniówką pracownika fizycznego; odpowiadało to greckiej drachmie. Praca trwała od świtu do nocy. Rachuba godzin była jednak inna niż nasza. Dzień dzielono na dwanaście godzin, czy był krótszy, czy dłuższy. Zatem pierwsza godzina oznaczała czas od wschodu słońca do mniej więcej siódmej. Według obecnego sposobu liczenia właściciel winnicy wychodził około dziewiątej, dwunastej, trzeciej i piątej.

Skoro za pracę przez cały dzień należał się denar, normalnym wynagrodzeniem za część dnia byłby ułamek tej sumy. Dając więcej, właściciel okazał zatem nieoczekiwaną hojność, zwłaszcza wobec pracujących tylko przez godzinę. W tej sytuacji pracujący od rana też oczekiwali premii. Nie dostali jej wcale, co mieli prawo uznać za niesłuszne, im bowiem istotnie najbardziej by się należała. Odpowiedź pana powołuje się na zasady prawa rzymskiego: umowa obowiązuje, a właściciel ma prawo robić ze swoimi pieniędzmi, co zechce. Zasady te zachowywano wówczas w sposób ścisły — inaczej niż obecnie, gdy korzystanie z własności i umowy o pracę są podporządkowane wielu przepisom. W sumie jednak reakcja pracujących dłużej nie różni się od zachowania związkowców w zakładzie, gdy premię podzielono nie po ich myśli.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama