Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »I dlaczego trzeba się uprzeć, żeby pojechać do Cezarei Filipowej? Normalnie przewodnicy tam nikogo nie zabierają, bo to jest dodatkowa droga. Na północ Ziemi Świętej. Jezus zabrał uczniów specjalnie w to miejsce, żeby się zapytać: „Kim Ja jestem dla was?”. To jest najlepsze miejsce, żeby zadać to pytanie. Dlaczego?
Pan Jezus w Ewangelii mówi do Szymona: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony”. Jesteś szczęśliwy. Przychodząc na Eucharystię, czy odnajdujecie w sobie to szczęście? Czujecie się w tym momencie szczęśliwi?
Należałoby zapytać: ale co jest tym źródłem szczęścia? Dlaczego Szymon jest szczęśliwy? Chyba nie dlatego, że usłyszał, iż będzie pierwszym papieżem. Dlaczego więc jest szczęśliwy? Odpowiedź jest tylko jedna: dlatego że wie, kim jest Jezus.
„Za kogo Mnie uważacie?” „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Ty jesteś Zbawiciel”. Przyjrzyjmy się bliżej tej rozmowie Piotra z Jezusem, bo ona nam objaśnia, co to znaczy, że Jezus jest naszym Panem i Zbawicielem.
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: za kogo ludzie Mnie uważają?” Geografia jest tu niesłychanie ważna, kto był w Cezarei, to wie: Cezarea Filipowa jest na samej północy Ziemi Świętej, u podnóża góry Hermon, tam gdzie są źródła Jordanu. Zasadniczo Jezus tam nie chodził; to było bardzo daleko od miejsc, gdzie wędrował na co dzień – po Galilei czy Judei; tak daleko, że do dziś, kiedy się organizuje pielgrzymki do Ziemi Świętej, to trzeba się uprzeć, żeby pojechać do Cezarei Filipowej. Normalnie przewodnicy tam nikogo nie zabierają, bo to jest dodatkowa droga. Na północ Ziemi Świętej. Jezus zabrał ich specjalnie w to miejsce, żeby się zapytać: „Kim Ja jestem dla was?”. To jest najlepsze miejsce, żeby zadać to pytanie. Dlaczego?
Dlatego że Cezarea Filipowa była od wieków miejscem wielu następujących po sobie kultów pogańskich.
Najpierw czczono tam syryjskie bóstwo o imieniu Baal, często pojawiające się w Starym Testamencie bóstwo płodności, owocowania. To był bardzo zmysłowy kult; wyznawcy Baala wysoce cenili sobie miłość w wymiarze erotycznym. Ale ostatecznie szło o kult owoców – tak jak człowiek, podejmując życie erotyczne, pragnie często potomstwa, tak też wyznawcy Baala spodziewali się po nim tego, że ziemia będzie owocować, drzewa będą owocować. Przypomnijcie sobie, jak za czasów Eliasza Izrael poszedł za Baalem i wtedy przyszła susza, i Eliasz tłumaczył: wybraliście niewłaściwie, postawiliście na złą kartę, na kogoś, kto nie może wam zapewnić owocowania: nie da wam deszczu, nie da wody, nie da owoców.
Potem, w czasach Aleksandra Macedońskiego, na to miejsce przyszli Grecy i wprowadzili tam kult bóstwa o imieniu Pan. Wtedy zaczęto określać to miejsce mianem Paneas (dziś mówi się: Banjas – Arabowie to „P” udźwięcznili). W czasach biblijnych wszyscy wiedzieli: nazwa Paneas wzięła się od kultu Pana. Kto pamięta grecką mitologię, wie, że to było ciekawe stworzenie: trochę człowiek, trochę kozioł. Zakochał się nieszczęśliwie w pewnej nimfie, która na wieść o tym się utopiła; wówczas wystrugał sobie fujarkę i błąkał się po lasach, przygrywając smętne melodie. Jednak chodzi tu o coś poważnego: Grecy byli zafiksowani na punkcie piękna ciała ludzkiego, ideałem dla Greka było piękno ciała. Tak, można sobie z tego zrobić bóstwo.
Po Grekach przyszli Rzymianie i jak to Rzymianie – zostawili wszystkie te dawne greckie świątynie i postawili swoje. Rzymianie nigdy nie niszczyli miejsc kultu, tylko uzupełniali swoimi. Stąd się pojawiła na przykład świątynia ku czci Cezara. I wtedy się pojawiła nazwa: Cezarea Filipowa. Kult Cezara to jest kult władzy, siły, także kult rzymskiego prawa. Obok wyrosły zresztą następne świątynie – choćby ku czci Nemezis, bogini zemsty.
Wyobraźmy sobie teraz: Jezus przyprowadza uczniów właśnie w takie miejsce. Tu ktoś czci Cezara, tam czczą Pana, tam jeszcze czczą Baala, Nemezis albo na przykład kozły ofiarne (też miały swoją osobną świątynię) – i wszędzie ludzie składają ofiary na tych ołtarzach. Czujecie to? W takiej scenerii Jezus mówi: „Popatrzcie dookoła i powiedzcie Mi: kim Ja jestem?”. To pytanie nie jest zadane na spokojnej lekcji katechezy przy zielonym stoliku w najlepszej klasie w szkole. Ani na wykładzie z dogmatyki, gdzie studenci z otwartymi buziami wbijają wzrok w profesora. To nie jest pytanie teoretyczne! To nie jest pytanie postawione akademicko! To jest pytanie postawione w samym środku ludzkiego bałwochwalstwa.
Nawet jeśli nie byliście w tej konkretnej, historycznej Cezarei Filipowej, mam wrażenie, że bywamy tam wszyscy na co dzień… Nie jest tak? Nie znamy tych bożków? Czy ktoś jest wolny od tego kultu owoców? Jak bardzo chcielibyśmy szybko owocować! Jakim bólem jest, gdy na przykład piszą w gazetach: „A w Łodzi to dziś wyświęcili tylko jednego księdza!”. Chcielibyśmy dziesięciu albo pięćdziesięciu… A jaką jest radością dla proboszcza, kiedy kończy rok i na nabożeństwie końcowym mówi: „W tym roku rozdaliśmy tyle a tyle tysięcy Komunii i to jest piętnaście procent więcej niż rok wcześniej!”. I mamy poczucie satysfakcji. Owoce, owoce, owoce! A kult pięknego ciała? Jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, żeby ciało było piękne! Na rzęsach stajemy. Potrafimy zadbać o wszystkie pozory, o to, co zewnętrzne, żeby pięknie wyglądać – a pod tą tapetą już różnie bywa. Kult seksu – ktoś jest wolny? Ręka do góry… Nie widać. Kult władzy? To się zaczyna już w przedszkolu: „A ja jestem starszakiem!”. I w przedszkolu zdarza się fala (a co dopiero na oazie…).
Mówię o tym wszystkim trochę lekko, ale zastanówmy się: na jakim ołtarzu składamy ofiary? Tych ołtarzy jest bardzo wiele. Może być tak, że w naszym życiu jest ich znacznie więcej, niż było w Cezarei Filipowej. Tu jest ołtarz pieniądza, tam ołtarz pracy… Właściwie człowiek ma taką zdolność, że potrafi zrobić bożka ze wszystkiego, co dobre. (A nawet i z tego co złe). Ta nasza zdolność kreowania bożków jest niesłychana. Jezus przychodzi w tym wszystkim i mówi: „Kto Ja jestem?”. A Piotr Mu odpowiada: „Ty jesteś Zbawiciel”.
To znaczy: rozpoznając swoje uwikłanie w bałwochwalstwo, widząc w sobie, że chętnie paliłby ofiary i Baalowi, i Panowi, i Cezarowi, po kolei wszystkim, dostrzega, że na szczęście jest ktoś, kto go z tego wyzwala, wyrywa. I to jest odkrycie Zbawiciela w Jezusie. Kiedy bałwochwalstwo wnosi w moje życie śmierć, kiedy zabija we mnie wszystko, co dobre, na szczęście jest Jezus Chrystus, który staje przy mnie i mnie zbawia, i mnie z tego wyciąga, i posyła mi Ducha Świętego, w którym mogę być czysty, a nie nieczysty; mogę być posłuszny, a nie żądny władzy; mogę przestać obsesyjnie liczyć owoce, a zacząć się cieszyć z tego, co mi w życiu przychodzi, co mi Pan daje. W Duchu Świętym mogę zapomnieć o osobistej zemście i nie palić kadzidła dla Nemezis. To jest to, z czego Jezus mnie wyrywa – bo bałwochwalstwo jest czymś, co mnie głęboko unieszczęśliwia. Zapewne znacie to doświadczenie: Jezus jest tym, który mnie wyrywa z takiego zła. Znać to – to jest szczęście. Dlatego szczęśliwy jesteś, Szymonie, synu Jony, że to wiesz.
Nie można z tym zestawić żadnego innego szczęścia. To, że zostaniesz papieżem, jest niczym w zestawieniu z tym, że poznasz Jezusa jako Zbawiciela, tego, który cię wyrywa z grzechu, ze zła, z niewoli.
I zobaczcie, to samo jest zadane Kościołowi. Co Jezus mówi? „Na tobie zbuduję mój Kościół, którego bramy piekielne nie przemogą”. To jeszcze jeden niesłychanie ważny obraz: piekło, które ma bramy. Może ktoś jest szczęśliwy i nie ma tego doświadczenia – oby – ale większość z nas ma: że jak wdepniesz w grzech, to piekło robi wszystko, żeby cię zamknąć za drzwiami, żebyś nie miał z tego wyjścia. Piotr to chyba przeżył, miał w pewnym momencie poczucie nieodwracalności swojego grzechu. Drzwi piekła już się za tobą zatrzasnęły i nic nie zrobisz! Tak żeś wdepnął w zło. A Jezus mówi do Piotra: „Kościół będzie zbudowany na tobie i ten Kościół będzie silniejszy niż bramy piekła”. Kiedy mamy do czynienia z takim zatrzaśnięciem w złu, Kościół jest wezwany do tego, żeby podejść pod te bramy piekła i walnąć w nie – i te bramy nie mają prawa się oprzeć.
To jest misja Kościoła: rozwalać bramy piekieł. Bramy piekieł nie przemogą Kościoła w tej jego misji, którą mu zlecił Pan. Tak jak każdy z nas jest indywidualnie wyrywany z naszego grzechu, wyrywany z bałwochwalstwa, i odkrywamy Jezusa jako Zbawcę, taka sama misja jest przejęta przez Kościół: żeby człowieka zamkniętego, wydawałoby się, za drzwiami piekieł – wyrwać stamtąd. Rozwalić tę bramę. Taka jest funkcja Kościoła.
My nie rozmawiamy o Jezusie teoretycznie; wiara chrześcijańska to nie jest światopogląd, to nie jest wykład dogmatyki. To wszystko jest ważne, ale nie o to idzie. To wszystko jest tylko po to, żeby człowiek mógł doświadczyć zbawienia w Jezusie Chrystusie. Znać Jezusa to jest znać go jako Zbawcę.
Jesteście szczęśliwi? Wracam do pierwszego pytania. Macie w sobie szczęście Piotra? Wiecie, kto to jest Jezus? To ma znaczenie nie tylko osobiste, bo jeśli wiecie, kim jest Jezus, to można na was budować Kościół. Jeśli nie wiecie, kim jest Jezus – niech was ręka Boska broni, żebyście chcieli coś majsterkować przy Kościele. Zrobicie z Kościoła jakąś karykaturę. Żeby Jezus mógł na nas budować swój Kościół, musimy wiedzieć, kim On jest. A wiedzieć to musimy ze spotkania, z wyzwolenia, z doświadczenia, nie z wykładu.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Błogosławieni, święci, szczęśliwi". Autor: kard. Grzegorz Ryś. Wydawnictwo ZNAK