Jaki prezent dla ważnych dla ciebie osób? Jaka ofiara dla Boga?
Z cyklu "Malachiasz nie tylko na Adwent"
Po co jest Pan Bóg? Oj, okropnie brzmi takie pytanie, prawda? Jakby był jakimś sprzętem albo mało użytecznym pracownikiem świetnie bez niego prosperującej firmy. Ale mimo wszystko zadajmy je. Trudno przecież, patrząc na nasze czasy, oprzeć się wrażeniu, że wielu tak właśnie Boga postrzega. Jest po to, by było człowiekowi dobrze. Owszem, modlę się. Kiedy mam ochotę. Do Kościoła też pójdę jak jej nabiorę. Bo lepiej modli mi się na łonie przyrody. Bóg owszem, przydaje się. Przed egzaminem na te przykład. Albo żeby, kiedy już zechce mi się pójść na spotkanie modlitewnej wspólnoty, napełnił moje serce pozytywnymi uczuciami. Najbardziej oczywiście w chorobie. Jeśli pomoże – super. Jeśli nie, jest do kogo mieć pretensje….
Czytam u Malachiasza
Syn powinien czcić ojca, a sługa swego pana. Lecz skoro Ja jestem Ojcem, gdzież jest cześć moja, a skoro Ja jestem Panem, gdzież szacunek dla Mnie? Mówi Pan Zastępów do was, o kapłani: Lekceważycie imię moje, a jednak pytacie: Czym to okazaliśmy lekceważenie Twemu imieniu? Oto przynosicie na mój ołtarz potrawy skażone, a pytacie: Czym go skaziliśmy? Tym, że [przynosząc je, niejako] powiadacie: Oto stół Pański jest w pogardzie. Gdy bowiem przynosicie ślepe [zwierzę] na ofiarę, czyż nie jest to rzeczą złą? Albo gdy przynosicie chrome i chore, czyż to nic złego? Ofiarujże to twemu namiestnikowi! - czy będzie mu miłe i czy życzliwie cię przyjmie? - mówi Pan Zastępów.
A potem Malachiasz w imieniu Boga doda:
Wargi kapłana bowiem powinny strzec wiedzy, a wtedy pouczenia będą szukali u niego, bo jest on wysłannikiem Pana Zastępów. Wy zaś zboczyliście z drogi, wielu doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu, zerwaliście przymierze Lewiego, mówi Pan Zastępów. A przeto z mojej woli jesteście lekceważeni i macie małe znaczenie wśród całego ludu, ponieważ nie trzymacie się moich dróg i stronniczo udzielacie pouczeń.
Smutny obraz sług świątyni, strażników Starego Przymierza. Swojemu namiestnikowi nie ofiarowaliby ułomnego zwierzęcia. Bogu jednak takie na ołtarzu w ofierze składają. Wbrew jasnym zasadom prawa. Dokładniej: pozwalają ludziom, by przynosili i ofiarowali Bogu byle co. I przyjmując od nich to byle co, zamiast pouczyć, że tak się nie godzi, tylko narzekają. Ha, gorzej jeszcze: także w innych sprawach zamiast strzec Bożego prawa udzielają „stronniczo pouczeń”. Jak akurat jest wygodnie. Słusznie więc nie są więc szanowani, słusznie są lekceważeni.
A dziś? Ach, jakich strasznym mamy dziś księży – woła niejeden. Nie przykładają się to swojej służby, są byle jacy... STOP!!! Czemu księża? Czyż wszyscy chrześcijanie nie są „ludem kapłańskim”? Czyż nie wszyscy na mocy chrztu uczestniczymy w kapłaństwie Jezusa Chrystusa? Czy tylko do kapłanów pisze św. Paweł w Liście do Rzymian:
A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe.
Tak, jesteśmy kapłanami. No i co Bogu ofiarowujemy?
Modlitwa – jak wspomniałem – jak mam taką potrzebę. Post? Mamy XXI wiek, nie średniowiecze; kto by tam takie rzeczy na serio traktował. Wcinam więc w piątki mięcho. No, chyba że z przyczyn całkiem pozareligijnych zostałem wegetarianinem. O tak, to jest powód. Gdzie w Piśmie Świętym jest napisane, że mam pościć? A jałmużna? Zamiast ją po prostu dać raczej wielu pyta: czemu w Kościele tyle wszystko (niby) kosztuje? Przecież to powinna być dobrowolna ofiara. No tak. Ofiara. To chyba jednak nie to samo co jakiś ochłap, prawda? Ze stada nie zwierzę chore, które może niedługo samo zdechnie, ale zdrowe i silne. Coś takiego, czego by nie było wstyd dać swojemu szefowi w prezencie. Czemu na służbę Bogu niby ofiarą byle co?
Idźmy dalej. Napisał Paweł, że naszą ofiarą składaną Bogu powinny być nasze ciała. Czyli my sami. Myśl ta wyrażana jest dość często w tekstach liturgicznych. „Niech On nas uczyni wiecznym darem dla Ciebie” (Jezus ma uczynić nas darem dla Ojca) – jak słyszmy w III modlitwie eucharystycznej. Darem, czyli mamy być złożeni w ofierze. Tego niby chcemy. Tymczasem nie tylko w praktyce, ale i coraz częściej słowem głosi się dziś, że ma być miło i przyjemnie. Trzeba uatrakcyjnić Msze, żeby dzieci się nie nudziły. Wtedy może przyjdą. Jeśli akurat nie pójdą na basen. Na nabożeństwach ma być odpowiedni nastrój. Bo bez nastroju modlitwa gorsza. No i za duże te wymagania do pierwszej komunii, za duże przy bierzmowaniu, za duże dla rodziców chrzestnych. Żeby mieć chrześcijański pogrzeb też za duże. Gdzie w tym duch ofiary? Czy nie raczej wymagania, jakie zwykle się stawia usługodawcy?
Jeszcze dalej? No to idźmy. Ofiarować samego siebie znaczy też, i chyba przede wszystkim, wiernie słuchać tego, co Bóg powiedział nam przez swojego Syna, Jezusa Chrystusa i zachowywać to w swoim życiu. Przynajmniej się starać. Tymczasem głosi się pochwałę połowiczności. „Bez fanatyzmu”. „Wystarczy jeśli”. Bóg nie musi być na pierwszym miejscu. W niedzielę nie trzeba chodzić do Kościoła, ale czemu niby zamknięte mają być galerie handlowe? Nie zabijać, jasne, ale czemu zabraniać kobiecie wybrać czy chce urodzić? Nie oczerniać, ale co, jeśli tylko oszczerstwo jest skuteczne, by osiągnąć swoje (patrz świat polityki). No i te szóste przykazanie: czemu ten Bóg sprzeciwia się ludzkiemu szczęściu? Komu szkodzi, że zazna chwil przyjemności z kim innym, niż własna żona/mąż? Przecież każdy ma prawo do szczęścia, nie tak? Bez fanatyzmu więc. Mamy XXI wiek i w naszych czasach....
Zasadnym w tym kontekście jest chyba pytanie, komu tak naprawdę chcemy służyć. Jesteśmy kapłanami Boga? Jemu, będąc dla ziemi solą i światłem, służymy, jego świadkami jesteśmy? Czy raczej jesteśmy kapłanami religii oddającej cześć nam samym?
Połowiczni jesteśmy. Bogu palimy świeczkę, a diabłu... no, może nie diabłu, ale nam samym, ogarek. Bóg może się przydać. Jak przydałby się dżin z lampy, spełniający ludzkie zachcianki. Bóg może się przydać, gdy trzeba będzie znaleźć odpowiedzialnego za nieszczęścia, jakie spadają na ten świat. Ale niespecjalnie Go szanujemy. A zadowalając się ofiarowaniem Mu byle czego, wcale nie przyciągamy do Niego tych, którzy są na zewnątrz. Przecież Bogiem, którym niespecjalnie przejmują się Jego wyznawcy, nie trzeba się przejmować. „Wargi kapłana bowiem – czyli nas wszystkich uczestniczących w powszechnym kapłaństwie – powinny strzec wiedzy, a wtedy pouczenia będą szukali u niego, bo jest on wysłannikiem Pana Zastępów. Wy zaś zboczyliście z drogi, wielu – przez tę połowiczność właśnie – doprowadziliście do sprzeniewierzenia się Prawu”. Czy dziwne, że tak stawiając spraw „jesteśmy lekceważeni i mamy małe znaczenie wśród ludzi?” Przecież podobnie jak owi kapłani z czasów Malachiasza „nie trzymamy się Bożych dróg i stronniczo, jak nam wygodnie, udzielamy pouczeń”.
Dla Boga wszystko co najlepsze. Tak powinno być. Ale nie złocone kielichy, kapiące ozdobami monstrancje, wyłożone mozaikami ściany kościołów i temu podobne. Owszem, te dobre chęci też się liczą. Najważniejsze jednak, by dać Bogu nasze jak najlepsze serca.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |