Czyli rzecz o czterech rodzajach biblijnego ubóstwa i nie tylko.
Biblia mówi nam o czterech rodzajach ubóstwa. Pierwszy z nich to ubóstwo grzechu, ubóstwo przed nawróceniem. Człowiek będący w takim stanie jest całkowicie pusty i pozbawiony prawdy. Słowa, które Bóg kieruje do takich ludzi, to: „Żałuj i żyj!”.
Drugi rodzaj to ubóstwo skrzywdzonych mężczyzn i kobiet, którzy nie mają ani czasu, ani środków do tego, aby żyć w sposób odpowiadający ich prawdziwemu człowieczeństwu (przykładem mogą być zniewoleni i uciskani Izraelici w Egipcie). W takiej sytuacji Bóg zwraca się do Mojżesza słowami: „Zmień sytuację!”.
Cała tradycja judeochrześcijańska rozpoczyna się od rozkazu Boga, aby sprzeciwić się faraonowi i zmienić bieg historii. Przy okazji Bóg zmusza Izraelitów do błądzenia przez czterdzieści lat po pustyni i wzmocnienia w ten sposób procesu oczyszczenia. Jest to pierwsze połączenie podróży wewnętrznej z podróżą na zewnątrz.
Trzecim rodzajem ubóstwa, o którym mówi Biblia, jest życie w prostocie i pokorze. Naszym zadaniem jest żyć w prosty sposób oraz pokładać nadzieję w Bogu i innych ludziach, a nie w rzeczach materialnych. Ponieważ nigdy nie wzięliśmy tego zalecenia na serio, to zarówno w tradycji katolickiej, jak i protestanckiej padliśmy ofiarą systemów totalitarnych, które zmuszają nas do robienia tego, o co Jezus prosił nas, abyśmy robili dobrowolnie.
Komunizm siłą wprowadza równość, nazizm próbuje zmuszać nas do odczuwania bezpieczeństwa i grupowej solidarności; fundamentalistyczna religia próbuje wywołać poczucie wstydu i skłonić ludzi do pójścia „jedyną drogą”. Wydaje się, że biblijny Bóg wzywa nas tylko do prostoty i cierpliwości, które trzymać nas będą z dala od wszelkich wielkich systemów totalitarnych lub jedynie tylko słusznych wyjaśnień.
Bóg zawsze podejmuje ryzyko wolności: stawia wymagania, a potem po prostu czeka. Czeka tak długo, jak to konieczne, abyśmy mogli pokochać naszą wolną wolę. Bóg jest nie tylko skromny – jest również bardzo cierpliwy, czego nie można powiedzieć o politycznych systemach tego świata.
Czwarty rodzaj ubóstwa, o którym mówi Biblia, to głęboka świadomość naszych ograniczeń i słabości. To centralny motyw kazania na górze: „Błogosławieni ubodzy w duchu. Błogosławieni, którzy się smucą” (Mt 5,3). Wielu rzeczy w życiu nie możemy zmienić; możemy nad nimi tylko zapłakać. Jeśli jednak zgodzimy się na to, że nie musimy ich zmieniać, poczujemy wolność, dzięki której zmiana stanie się możliwa.
Taka zmiana narodzi się nie z gniewu, ale ze szczerości; nie z lęku, ale z głębokiego zaufania; nie z przekonania o własnej nieomylności, lecz z mądrości. Każdy prorok może pójść co najmniej dwoma drogami.
Mojżesz wybrał pierwszą z nich i jego zadaniem było powiedzenie zniewolonym mężczyznom i kobietom: „Możecie być wolni!”.
Drugą drogę wybrał Jezus. Wszystkim tym, którzy uważają się za ludzi wolnych, mówi, że w rzeczywistości są zniewoleni. Ten drugi sposób jest znacznie mniej rozpowszechniony i o wiele trudniejszy.
W dzisiejszych czasach potrzeba nam obydwu rodzajów proroków. Ewangelia mówi, że nie będziemy prawdziwie wolni, dopóki nie uwolnimy się od nas samych. Żaden system polityczny nie nauczy nas takiej wolności, ani nam jej nie podaruje. Kiedy Matka Teresa przyjechała do Stanów Zjednoczonych, określiła nas jako jeden z najbardziej zniewolonych narodów na świecie.
My, Amerykanie, jesteśmy sparaliżowani nieograniczonymi możliwościami wyboru. Uważamy się za potężny naród, ponieważ możemy wybierać z gigantycznego menu artykułów konsumpcyjnych. Nawet chrześcijanie skłonni są uwierzyć w taki nonsens. Unikają w ten sposób pójścia drogą przez teren dziki i pustynny.
Powtórzę raz jeszcze: naszym największym wrogiem nie jest ból, ale lęk przed bólem. Jezus przyszedł, aby nauczyć nas mądrości. Przyniósł przesłanie, które uwalnia nas zarówno od kłamstw tego świata, jak i od kłamstw mieszkających w nas samych.
Słowa Ewangelii tworzą alternatywną świadomość, solidny grunt, na którym możemy pewnie stanąć, nie opierając się na żadnym porządku społecznym ani nawet na mitologii. Jezus nazwał tę nową podstawę królestwem Bożym i dodał, że jest ono obecne już na tym świecie, choć nigdy nie będzie obecne w pełni. To oznacza, że musimy wrócić do punktu, w którym zaczęliśmy: do wiary. Rozumiemy teraz, dlaczego Jezus pyta: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8).
O wiele częściej stajemy po stronie systemów tego świata i w systemach pokładamy ufność; rzadziej wybieramy miejsce, gdzie istnieje tylko światło i ciemność, gdzie możemy być tylko solą, zaczynem i światłem padającym na górę. Nie jesteśmy pewni, czy naprawdę mamy rację. To oznacza, że stajemy gdzieś na uboczu, w miejscu tajemniczym, w którym więcej jest ciemności niż światła: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. Tego nie jestem pewien...
*
Powyższy tekst pochodzi z książki "Prostota. Sztuka odpuszczania". Autor: Richard Rohr. Wydawnictwo WAM