Zakłopotany perspektywą wieczności, spłoszony wielkością Krzyża... Potulnie żałujący grzechów, których nie dostrzega... Karmiony obietnicami, które za wielkie, o które mu nie chodzi... Oto ty, Adamie. Oto ty.
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz...[3] I nie liczy się dla niego to, ile zarobili na tej operacji, ale to, że ją podjęli. W chrześcijaństwie, do jakiego przywykliśmy, to trochę dziwna myśl. Owszem, pamiętamy o czynieniu sobie ziemi poddaną, ale brak zaufania, lęk nawet, wobec odzywających się w nas impulsów nie tylko biologicznej natury, jest silniejszy. I jest też zrozumiały, bo doskonale wiemy, jak łatwo nasza słabość przeobraża się w grzech i zło. Ale Bóg też to o nas wie, a jednak w swej niepojętej rozrzutności żąda, byśmy odważyli się zanurkować w rwącym nurcie życia. Takie odczytanie tej przypowieści nie przeczy niczemu, co wiemy na temat natury grzechu i naszej własnej grzeszności. Wszystko to pozostaje w mocy, tak jak Dekalog i bezcenny dar sakramentu pokuty. Zmienia się tylko obraz Boga: z dobrotliwego Dozorcy na Kogoś, kto zawstydza nas swoją rozrzutnością, której nie czujemy się warci. Kogoś, kto miłosierdzie uczynił wyrazem męstwa i pewien jest swojej hojności. Zmienia się też obraz naszej chrześcijańskiej powinności. Jest jakiś jaśniejszy i przewiewny. Jest w nim miejsce na szaleńczą odwagę i niepohamowaną radość życia - te spontaniczne, „dziecięce" sposoby uwielbienia dla Stwórcy.
Przypowieści o talentach nie sposób uznać za nauczanie o nawróceniu człowieka. Na pewno nie. Słudzy są zostawieni własnym decyzjom, postępują, jak uważają za słuszne, w pełnej swobodzie i w zgodzie z wizją własnej osoby, a sprawa nieuchronności ewentualnego rozliczenia się z panem chwilowo plasuje się na dalszym planie. Jest to więc ten etap ludzkiego życia, który w przypowieści o synu marnotrawnym określono słowami i zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony - etap marnotrawstwa. O tym zaś, co dzieje się już za zakrętem, wtedy gdy syn marnotrawny zdecyduje się na powrót do domu ojca, Jezus opowiada jeszcze raz w innej przypowieści, tej o robotnikach w winnicy. By zbędnie nie rozdymać tekstu, poprzestanę na streszczeniu tego doskonale znanego fragmentu[4]. Gospodarz najmuje robotników do pracy w swojej winnicy. Przyjmuje każdego, kto gotów jest pracować u niego. Praca nie jest lekka, ale i zapłata jest satysfakcjonująca. Winnica potrzebuje wielu rąk, więc gospodarz najmuje także tych, którzy zgłosili się już w toku dnia. Najbardziej spóźnieni mogą się wykazać tylko jedną godziną pracy, ale gdy nastaje moment wypłaty, otrzymują tyle samo, co pozostali. Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? odpowiada gospodarz winnicy na pełne oburzenia pomruki pozostałych robotników.
Gospodarz składa robotnikom propozycję pracy u siebie, to znaczy w tym miejscu, które on wyznaczy i takiej, jaką on wyznaczy - Jonasz ma iść do Niniwy, Gedeon rozpuścić armię do domu... Postać gospodarza staje w centrum ich aktywności. On wyznacza im miejsce „pracy", pomaga pokonać trudności - Pan rozkazał wielkiej rybie i ta wypluwa Jonasza na ląd(!), Gedeon otrzymuje znak runa, Samson chyba po raz pierwszy w życiu zaznaje utrudzenia pracą... To już na pewno opowieść o tych, którzy minęli swój „zakręt". O wracających do Ojca. Zajść mogą całkiem niedaleko. Może już nie wystarczyć im czasu, by pokonać drogę, jaką przebyli, oddalając się od Niego. Nieważne jak daleko zajdą. Ważne, że zapragnęli wrócić, że uczynili ten jeden „krok" od którego zaczyna się powrót. Reszty dopełni Gospodarz, bo jest dobry. Bo Jego „rozrzutność" nie kieruje się logiką zasługi, lecz pragnieniem, by żąć tam, gdzie nie posiał i zbierać tam, gdzie nie rozsypał.
Kompletność kreślonego tu obrazu wymaga przyjrzenia się jeszcze jednej z Jezusowych przypowieści, tej o uczcie królewskiej[5]. Momentami przypomina ona chwilowo porzuconą przez nas przypowieść o synu marnotrawnym, gdyż wykorzystuje te same symbole i obrazy, co z kolei ułatwia ich odczytanie, ale jest od niej jakby pojemniejsza, ludzki los kreśląc szeroko, w eschatologicznej perspektywie. Dzięki temu wiele powstałych już pytań zyskuje odpowiedź.
Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi (...) Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali.
---------------------------
[3] Rdz 1,27.
[4] Mt 20,1-16.
[5] Mt 22,2n.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |