publikacja 11.09.2025 11:24
Biblia opowiada o wielu nocach, z których ciemności wyłoniło się światło spotkania – noc, gdy Jakub poznał swoje imię, walcząc z Aniołem; noc, w której Jonasz zamknięty w brzuchu ryby w końcu zdobył się na szczerość przed Bogiem; noc rozmowy Jezusa z Ojcem w Ogrójcu.
Emil Cioran, rumuński filozof naznaczony doświadczeniem XX-wiecznych tragedii, zauważył: „Człowiek dobrze się mający jest na płaszczyźnie duchowej bez szans. Głębia to wyłączny przywilej tych, którzy cierpieli”. Można z tym dyskutować, można się nie zgadzać, ale życie pokazuje, że często najważniejsze pytania rodzą się w ciemności. Gdy tracimy grunt pod nogami, przestajemy zadowalać się powierzchownymi odpowiedziami. Wygoda usypia, cierpienie wybudza.
Cierpienie zawsze łączy się z pytaniem o sens – nie tyle o przyczynę, ale o przyszłość. Ból przeprowadza od poszukiwania winnych do szukania sensu. Gdy boli, „Dlaczego mnie to spotkało?” zmienia się na „Jakie zadanie kryje się w tym dla mnie?”. Może cierpię, by móc zrozumieć kogoś, kto jest w podobnej sytuacji. By być blisko kogoś, kto samotnie przeżywa to samo, co ja, bo przecież łatwiej zaufać komuś, kto zna ból nie tylko z teorii.
Nie chodzi o romantyzowanie cierpienia, ale dostrzeżenie, że nawet w najgęstszej ciemności rodzi się światło. Nie widać go w pełnym słońcu dobrobytu. Twoja najgłębsza mądrość, najprawdziwsza wiara, najbardziej autentyczna nadzieja – wszystko to może narodzić się właśnie tam, gdzie dziś panuje w tobie mrok. Biblia opowiada o wielu nocach, z których ciemności wyłoniło się światło spotkania – noc, gdy Jakub poznał swoje imię, walcząc z Aniołem; noc, w której Jonasz zamknięty w brzuchu ryby w końcu zdobył się na szczerość przed Bogiem; noc rozmowy Jezusa z Ojcem w Ogrójcu. I natura daje ciche sygnały, że ciemność styka się z głębią – żyzność czarnoziemów i mrok głębi oceanów. Także w życiu to, co nas łamie, często staje się początkiem prawdziwej siły.
Gdy zawodzi wszystko, co ludzkie, dopiero wtedy otwieramy się na to, co większe niż my sami. Ale jakiemu Bogu jestem w stanie zaufać? Temu, który urodził się w biedzie i cierpiał jak człowiek, czy temu, który jest ukryty i daleki od naszych ludzkich spraw? Gdy mówimy, że Bóg jest światłością, wyobrażamy sobie często potężny snop światła rozdzierający mrok, jak reflektory na koncercie. Tymczasem Jego światło przypomina raczej płomień świecy albo oliwnej lampki. Nie niszczy ciemności, ale wyznacza w niej bezpieczną przestrzeń. Nie oślepia, ale pozwala widzieć to, co naprawdę ważne. Przeczuwa to każdy, kto choć raz stanął na scenie. Gdy w twarz uderza jaskrawy reflektor, widownia tonie w mroku. Choć fizycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by dostrzec ludzi w pierwszym rzędzie – światło paradoksalnie izoluje. Gdy szukamy olśnień i wielkich znaków, Bóg często daje nam właśnie to delikatne światło – rozróżnienie między tym, co istotne, a tym, co tylko hałasuje w ciemności. Mrok nie ma ostatniego słowa. Mimo że nie znika, to już nie panuje już nad tym, kto i co zostało oświetlone.
Marząc o pójściu na skróty
Jeden z najbardziej znanych psalmów, który zaczyna się od słów: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego” (Ps 23,1), wcale nie jest sielankową pieśnią o beztroskim życiu. W swoim rdzeniu mieści ciemną dolinę: „Chociażbym chodził ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” (Ps 23,4). Ten wers jest niczym granica – od niego psalm się zmienia. I nie jest to błąd lub przypadek. Wcześniej mowa o zielonych pastwiskach i spokojnych wodach, ale dopiero w dolinie ciemności pada najważniejsze wyznanie: „Ty jesteś ze mną”.
To opowieść o Bogu, który nie omija ciemności. On nie prowadzi nas na skróty, unikając trudnych miejsc. Tak jak nie wyprowadził Izraelitów z Egiptu prosto do Ziemi Obiecanej, tylko najpierw musieli przejść przez pustynię, wędrując czterdzieści lat. Nie zabrał też Eliasza do nieba prosto z góry Karmel, ale pozwolił mu jeszcze doświadczyć samotności i lęku. Nie uchronił swojego Syna przed Getsemani i Golgotą – ale był z Nim w każdej chwili. Tak samo On jest z nami.
Ciemna dolina nie jest dowodem Bożej nieobecności. Wręcz przeciwnie – to miejsce, gdzie Jego obecność staje się namacalna jak nigdy dotąd. Dlaczego akurat tam? W ciemnej dolinie przestajemy polegać na sobie, bo własne siły zawodzą. Oduczamy się iluzji kontroli, bo nic nie widzimy. Odkrywamy, co naprawdę znaczy „być prowadzonym”, bo sami nie znamy drogi.
To właśnie tam, gdzie ludzkie światła gasną, zaczynamy widzieć inny rodzaj światła – to, które pochodzi od Pasterza. Nie „pomimo”, ale „właśnie tam”. Psalmista nie mówi: „Panie, wyprowadź mnie z tej doliny”, ale: „Jestem w niej, a Ty jesteś ze mną”. To zasadnicza różnica.
Nasza wiara nie polega na unikaniu ciemności, ale na odkrywaniu, że ona również należy do drogi, którą prowadzi nas Bóg. Twoja ciemna dolina nie jest porażką. To miejsce, w którym możesz doświadczyć, że On naprawdę wystarcza. Więc gdy już tam będziesz, nie szukaj na siłę wyjścia. Posłuchaj, czy nie rozlega się tam Jego głos: „Idź dalej. Jestem z tobą”.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Odwaga zaufania ciemności. Duchowa pomoc w doświadczeniu depresji". Autor: Przemysław Wysogląd SJ. Wydawnictwo WAM
Czy głębia może rodzić się w ciemności?