Czytam dziś wskazania rozsyłającego swoich uczniów Jezusa:
Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie.
Na wariata, prawda? Bez zabezpieczenia swojego bytu, przygotowania... Tyle że w noc przed swoją męką nawiąże do tej sytuacji.
„Czy brak wam było czego, kiedy was posyłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?” Oni odpowiedzieli: „Niczego”. „Lecz teraz - mówił dalej - kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu”. Oni rzekli: „Panie, tu są dwa miecze”. Odpowiedział im: „Wystarczy”.
To nie tak, że zawsze można na wariata. Bez zabezpieczenia bytu, bez przygotowania, licząc że Bóg wszystko załatwi za nas. Jednocześnie chyba nie wolno zapominać, że czasem troszcząc się o to przygotowanie i zabezpieczenie możemy misji nie podjąć nigdy. Bo zawsze zabezpieczeń i przygotowań będzie za mało...
Z jednej strony więc nie należy się z realizowaniem misji zleconej przez Chrystusa ociągać. Z drugiej wato jednak być przygotowanym na pojawiające się trudności. Przynajmniej psychicznie.