"Czy potrafię zgodzić się na to, aby Bóg mnie na chwilę "opuścił", by szukać zagubionych?"
Czy to nie jest zbytnia personifikacja Boga? Nie ma takiej opcji, by Bóg mnie na chwilę opuścił, dlatego bo szuka zagubionvch. Jak to się przekłada na konkretny przykład?
Może być, że to ja czuję jakby Bóg mnie opuścił, ale to już inna sytuacja i chyba nie o nią chodziło w tym pytaniu do rachunku sumienia.
klaro, dobrze to ujęłaś. W zasadzie największe przez nas odbierane opuszczenie przez Boga , jest Jego najbliższą obecnością przy nas, mimo iż nie odczuwalną.
Jednak człowiek przez swój wolny wybór może odwrócić się od Boga. To szczególna łaska miłosierdzia może podnieść człowieka z jego złych wyborów, które w konsekwencji prowadzą do utraty bycia z Bogiem w wieczności.
Jak zwykle różne rzeczy działają na różnych ludzi, dla mnie akurat to pyt. w rachunku sumienia było bardzo dobre.
Bóg "opuszczał" pozornie różne osoby tzw. Noc duszy... św. Jan od Krzyża, św. Faustyna, bł. Matka Teresa no i wreszcie sam Jezus czuł się "opuszczony" przez Boga na krzyżu. To wszystko oczywiście "tylko" subiektywne odczucia - Bóg tak naprawdę nigdy nas nie opuszcza, a w cierpieniu jest nawet jeszcze bliższy... Ale Bóg dopuszcza takie noce duchowe, by wzmocnić czyjąś wiarę... często jest to również ofiara danego świętego ponoszona za nawrócenie grzeszników - taki święty przejmuje wtedy wszystkie lęki, niepokoje grzeszników. Bóg więc pozornie opuszcza nas na rzecz nawrócenia innych osób.
Nie zaprzeczam poczucia bycia opuszczonym przez Boga, Pan Bóg tego dopuszcza, co nie znaczy, że faktycznie opuszcza.
Bardziej w tym pytaniu nie rozumiem, że "opuszcza", by szukać zagubionych. To brzmi jak sugestia, choć napisana w cudzysłowiu, że staję się mniej ważnym dla Niego na jakś moment.
Mogę mniej doświadczać Boga, niż inni. I to może mieć różne przyczyny, zarówno we mnie, jak i w Bożym dopuście - i pewno nie poznam przyczyn tu na ziemi.
Nie sam fakt odczuwania opuszczenia zakwestionowałam, bo z tym nie dyskutuję, zgadzam się, że taki stan bywa dopuszczany przez Boga, ale to, że "opuszcza", by szukać zagubionych..
"... jak wielki jest ból i cierpienie w sercu tego kto zgrzeszył. Taki człowiek już za życia jest martwy, a Bóg – miłośnik życia, nie może na to patrzeć "z komentarza do czytań.
Potrzebne jest wciąż nasze TAK, by odrzucić, względnie przyjąć Boga do swego życia.
Tak, Bóg przychodzi przez drugiego człowieka, przez niepokój w sercu, kiedy robimy źle, przez konsekwencje naszych złych postaw, które aż krzyczą, że pora się opamiętać.
Trzeba jednak pamiętać,że Pan przychodzi do skruszonego sercem. Wołającego o pomoc, a nie stawiającego warunki w swej pysze.
„Pocieszcie, pocieszcie mój lud!” mówi wasz Bóg. „Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył,.." Iz 40,1-11
Czy ktoś jest w stanie określić, bez powoływania się na dostępne źródła pisane, że jest dla Boga najważniejszy?
Wydaje mi się, że to się czuje i warto przypomnieć sobie ile razy Bóg wybawiał nas od nieobliczalnych w skutkach opresji.
Są najprzeróżniejsze sposoby poszukiwania drogi po zbłądzeniu w nieznanym terenie.
Kiedy wszystkie drogi zawodzą, popadamy w rozpacz, a kiedy znajdzie się życzliwa Osoba, która wskaże tę właściwą , przepełnia nas radość rychłego osiągnięcia celu.
Skoro blisko jesteśmy upragnionego celu i mamy świadomość ,że nie wszyscy się odnaleźli, to warto poczekać w odosobnieniu na ostatniego zbłąkanego grzesznika, której życzliwa Osoba nie pozostawi na pastwę losu.
Bo kim my jesteśmy, jeżeli nie grzesznikami ?
Czy cieszymy się, że Bóg naszej grupie przysporzy kolejnego grzesznika?
Tak, cieszymy się, bo to jest np. nasz ojciec , mama, brat siostra, krewny życzliwy znajomy, a może jeszcze kto inny, kto być może nie dotrzymywał kroku podążającym za Jezusem. Wszak to umiłowane boże dziecko, a dla nas tak wartościowy i ukochany bliźni.
Boże, Ty nauczasz, Ty wymagasz, Ty przestrzegasz, bo nas kochasz. A w swym bezgranicznym miłosierdziu wybawiasz i tych, którzy niczego nie zrozumieli błądząc.
Naprawdę pragniemy być lepsi i dostrzegać zagubionych.
"Czy potrafię zgodzić się na to, aby Bóg mnie na chwilę "opuścił", by szukać zagubionych?"
Czy to nie jest zbytnia personifikacja Boga? Nie ma takiej opcji, by Bóg mnie na chwilę opuścił, dlatego bo szuka zagubionvch. Jak to się przekłada na konkretny przykład?
Może być, że to ja czuję jakby Bóg mnie opuścił, ale to już inna sytuacja i chyba nie o nią chodziło w tym pytaniu do rachunku sumienia.
klaro, dobrze to ujęłaś. W zasadzie największe przez nas odbierane opuszczenie przez Boga , jest Jego najbliższą obecnością przy nas, mimo iż nie odczuwalną.
Jednak człowiek przez swój wolny wybór może odwrócić się od Boga.
To szczególna łaska miłosierdzia może podnieść człowieka z jego złych wyborów, które w konsekwencji prowadzą do utraty bycia z Bogiem w wieczności.
Bóg "opuszczał" pozornie różne osoby tzw. Noc duszy... św. Jan od Krzyża, św. Faustyna, bł. Matka Teresa no i wreszcie sam Jezus czuł się "opuszczony" przez Boga na krzyżu. To wszystko oczywiście "tylko" subiektywne odczucia - Bóg tak naprawdę nigdy nas nie opuszcza, a w cierpieniu jest nawet jeszcze bliższy... Ale Bóg dopuszcza takie noce duchowe, by wzmocnić czyjąś wiarę... często jest to również ofiara danego świętego ponoszona za nawrócenie grzeszników - taki święty przejmuje wtedy wszystkie lęki, niepokoje grzeszników. Bóg więc pozornie opuszcza nas na rzecz nawrócenia innych osób.
Nie zaprzeczam poczucia bycia opuszczonym przez Boga, Pan Bóg tego dopuszcza, co nie znaczy, że faktycznie opuszcza.
Bardziej w tym pytaniu nie rozumiem, że "opuszcza", by szukać zagubionych. To brzmi jak sugestia, choć napisana w cudzysłowiu, że staję się mniej ważnym dla Niego na jakś moment.
Mogę mniej doświadczać Boga, niż inni. I to może mieć różne przyczyny, zarówno we mnie, jak i w Bożym dopuście - i pewno nie poznam przyczyn tu na ziemi.
Nie sam fakt odczuwania opuszczenia zakwestionowałam, bo z tym nie dyskutuję, zgadzam się, że taki stan bywa dopuszczany przez Boga, ale to, że "opuszcza", by szukać zagubionych..
"... jak wielki jest ból i cierpienie w sercu tego kto zgrzeszył. Taki człowiek już za życia jest martwy, a Bóg – miłośnik życia, nie może na to patrzeć "z komentarza do czytań.
Potrzebne jest wciąż nasze TAK, by odrzucić, względnie przyjąć Boga do swego życia.
Tak, Bóg przychodzi przez drugiego człowieka, przez niepokój w sercu, kiedy robimy źle, przez konsekwencje naszych złych postaw, które aż krzyczą, że pora się opamiętać.
Trzeba jednak pamiętać,że Pan przychodzi do skruszonego sercem. Wołającego o pomoc, a nie stawiającego warunki w swej pysze.
„Pocieszcie, pocieszcie mój lud!”
mówi wasz Bóg.
„Przemawiajcie do serca Jeruzalem
i wołajcie do niego,
że czas jego służby się skończył,.."
Iz 40,1-11
Czy ktoś jest w stanie określić, bez powoływania się na dostępne źródła pisane, że jest dla Boga najważniejszy?
Wydaje mi się, że to się czuje i warto przypomnieć sobie ile razy Bóg wybawiał nas od nieobliczalnych w skutkach opresji.
Są najprzeróżniejsze sposoby poszukiwania drogi po zbłądzeniu w nieznanym terenie.
Kiedy wszystkie drogi zawodzą, popadamy w rozpacz, a kiedy znajdzie się życzliwa Osoba, która wskaże tę właściwą , przepełnia nas radość rychłego osiągnięcia celu.
Skoro blisko jesteśmy upragnionego celu i mamy świadomość ,że nie wszyscy się odnaleźli, to warto poczekać w odosobnieniu na ostatniego zbłąkanego grzesznika, której życzliwa Osoba nie pozostawi na pastwę losu.
Bo kim my jesteśmy, jeżeli nie grzesznikami ?
Czy cieszymy się, że Bóg naszej grupie przysporzy kolejnego grzesznika?
Tak, cieszymy się, bo to jest np. nasz ojciec , mama, brat siostra, krewny życzliwy znajomy, a może jeszcze kto inny, kto być może nie dotrzymywał kroku podążającym za Jezusem. Wszak to umiłowane boże dziecko, a dla nas tak wartościowy i ukochany bliźni.
Boże, Ty nauczasz, Ty wymagasz, Ty przestrzegasz, bo nas kochasz. A w swym bezgranicznym miłosierdziu wybawiasz i tych, którzy niczego nie zrozumieli błądząc.
Naprawdę pragniemy być lepsi i dostrzegać zagubionych.