Nie wiem czy prawidłowo napiszę,ale napisze to tak jak to widzę we własnym życiu. Uwalniający z więzów nakłada brzemię,..brzemię,to pamięć o przeszłości ,świadomość że samu do wszystkiego jest się zdolnym..i wiedza,ze tylko ON może uwolnić od więzów grzechu,zniewoleń,nałogów.. zdejmujący ciężary – jarzmo. ..jarzmo które jest milczeniem,przebaczeniem gdy nas ranią,i modlitwą o ich uwolnienie..i nie można inaczej,za mocno wiedza która ON nam daje,przeciwstawia się pojawiającym się emocjom..emocje trzeba odrzucić ;). pokój wśród burzy ;)..nadzieja pośród zgliszcz///to jest w tym który przychodzi zaczerpnąć ze źródła ;)
Do Renaty: Dałam Ci ocenę minusową, bo nie zgadzam się z tym, co napisałaś, i chciałabym to uzasadnić. "Gdy nas ranią" - piszesz, że na to "receptą" jest: milczenie, przebaczenie, modlitwa o ich uwolnienie. Guzik prawda. Po pierwsze: milczenie. Nie wolno pozwolić, żeby ktoś nas ranił, obrażał. Nie tylko ten, który obraża ma grzech, ale i ten który się pozwolił obrażać. Zobacz sobie kolejność przykazań: będziesz miłował Boga, siebie, i bliźniego jak siebie samego. Jeżeli najpierw siebie nie kochasz, to jak możesz kochać bliźniego. A gdyby kogoś Ci bliskiego ktoś obraził w Twojej obecności, to co byś mu zaleciła: Milcz, przebacz i pomódl się za niego? Ja dziękuję za takie rady! Ale oczywiście, że tak jest prościej. I mniej boli niż się zmierzyć z prawdą. Bóg Tobie kazał, żebyś o siebie dbała. Jeżeli Ty nie chcesz o siebie dbać, to wskaż mi na całej ziemi osobę, której Bóg kazał o Ciebie dbać. Jeżeli Ty pozwalasz się obrażać, to jakby zachęcasz innych, żeby Ciebie obrażali, więc im ułatwiasz grzech. A z jakiej racji oni mają Ciebie ranić? Bo jesteś gorsza? A niby czemu? Nie ma ludzi lepszych, gorszych, każdy jest inny. Po drugie: przebaczenie. Przebaczenia nie można sobie nakazać, bo to trwa, to jest proces. Twoje emocje wracają, bo tylko sobie wmówiłaś, że przebaczyłaś, a wcale tak nie było. Dlaczego chcesz tak szybko przebaczyć? Bo pójdziesz do piekła, jak nie przebaczysz? Następna bzdura. Bóg nie uzależnia swojego przebaczenia od twojego przebaczenia. Wystarczy, że chcesz przebaczyć, ale teraz nie możesz, nie umiesz, więc prosisz, żeby Bóg cię przez ten proces przeprowadził. "Emocje trzeba odrzucić" - i naprawdę czujesz pokój? Osobiście w to wątpię, ale jeżeli tak jest, to znaczy, że jesteś bardzo stłumiona i stłamszona. Emocje są darem Boga. Dar Boga trzeba odrzucić? Emocje mówią, co się z nami dzieje, i nie są od nas zależne, co oznacza, że nie są ani cnotą, ani grzechem, ani dobrem, ani złem, ani pozytywne, ani negatywne; mogą być jedynie przyjemne, takie przez nas chciane albo przykre, nieprzyjemne, trudne, niechciane. I masz emocjami kierować, a nie je odrzucać! Bo jak je odrzucasz, to skąd wiesz, jak masz postąpić, czego chcesz Ty, czego chce Bóg. Jak je odrzucasz, to one od Ciebie nie odchodzą, tylko je sobie gromadzisz w podświadomości, i będą Cię nękać, albo ujawnią się w jakiejś chorobie psychosomatycznej. W tym komentarzu wiele ujawniłaś tego, co się dzieje w twojej sferze emocjonalnej. Trzeba by nad tym popracować. Może poszukaj kogoś mądrego, kto Cię wysłucha i Ci pomoże. Napisałaś też, że uwalniający z więzów nakłada brzemię, którym jest pamięć o przeszłości. Cóż za nieprawdziwy obraz Boga! Myślisz, że Bóg co prawda przebacza grzechy, ale na pamiątkę zostawia nam pamięć o grzechach, żeby nas dręczyła. Taki bóg to tyran. A Bóg jest inny, nie karze i nie zsyła krzyży. Ale łatwiej powiedzieć, że to Bóg na mnie zesłał, niż się z tym zmierzyć. Nad swoją pamięcią trzeba pracować, w sensie zaakceptować to, co było, ale to też trwa, i jest procesem, i trzeba te zranienia, które pozostawił grzech oddawać Panu Bogu. I wiedza, że tylko On może uzdrowić nie jest brzemieniem, ale nadzieją. A teraz do tego komentarza, co - według mnie - jest jarzmem. Jezus jest łagodny i pokorny sercem. Sercem. A nie w ogóle. Pamiętasz, jak powyrzucał kupczących ze świątyni, albo krzyczał "Biada!" do faryzeuszy? Czy to była łagodność? Nie! Jak mówisz do siebie samej? "Jestem głupia, do niczego, nic mi się nie udaje"? To nie jest łagodność. A jak do siebie w sercu nie jesteś łagodna, to jak będziesz do innych braci-grzeszników? Jezus nie chce, żebyśmy byli cierpiętnikami, że nasz życie takie ciężkie, że same umartwienia, "burze", "zgliszcza", Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie. Bądź wyrozumiała dla siebie, swojej przeszłości, i swojego teraz. Jak będziesz dla siebie łagodna oraz pokorna (taka jestem, akceptuję to i kocham siebie taką), to "znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". Jezus chce utrudzonych i obciążonych pokrzepić. A jak On pokrzepia: nie potępiam cię, kocham cię taką jaką jesteś. Więc uczmy się od Niego!
ann ni zrozumialas mojej wypoowiedzi..ale moglas nie zrozumiec...nie,nie pozwalam siebie krzywdzić..mówię z czym i dlaczego sie nie zgadzam..ale wiem też na ile "krzywdziciel" jestw stanie to rozumiec,rozenac..a na ile jest ograniczony..i nie dlatego ze taki jest i takim chce być...rozumiem wilee z zachowan drugiego czlowieka..po prostu wiem,ze nad naszym gniewem ma nie zachiodzic slonce-nie czuje potrzeby kłotni,ani udowadniania swoich racji..to nie pomaga,to tylko jeszcz ebardziej pogrązy w grzechu druga osobe,,dlaczego am sie do tego przyczyniac? nie..On niechce naszego zadreczania..tylko naszej miłosci;)..odpowedzi an jego miłosc?..ja sie niezadreczam pamiecią ;)..ja wiem że oN mi wszystko przebaczył odpuścil..pamiec jest o mojej ludzkiej skazonej naturze..pamiec która pomaga przebaczyć drugiemu,i poznać co kieruje jego zachowaniem--to dobra pamiec..i nalezy ją w sobie miec ;)..by nie ulec pysze,np ;) Emocje to dar Boga..tak..a po pewnyum czasie sa zbedne;)..i ja pisz eo tym czasie,gdy sa zbedne..gdy nie tyle mi mówią o mnie,co przeszkadzaja być mną ;) a ja nie mówie do siebie ze jestm glupia ;)..nie jestem;)..On mnie duzo uczy ;)..
ehh-nie dokonczylam ;)-nie ma ludzi gorszych lepszych ;)..nie ma;)) ja nie odrzucam emocji-one mnie nie dotykaja,i nie rania,.bo ON do tego nie dopuszcza..On mnie poprzez nie uczy,jak mam postępowac,o co Go prosić,co wybrac..ale nie pozwala mi sie zamykac na sobie poprzez ból ktory moglabym odczuc..czy zamykac sie na czlowieka,który rani--nie można sie an nikogo zamykac..a zwłaszzca n atego który rani--On pokazał co trzeba robić..i tego mnie uczy ;). Ann..mam kierownika duchowego.wiec jestem spokojna o mój rozwój duchowy i wlasciwe pojecie emocji i zmysłow ;) źle mnie zrozumialas..naprawde odwrotnie niż mi o to chodziło--ale nie lubie sie turozpisywac..mam nadzieje ze moja odpowiedź troche ci wyjasniła?
Tak, Twoja odpowiedź dużo mi wyjaśniła. Ale nadal nie zgadzam się z tym, co piszesz o emocjach, że po pewnym czasie są zbędne i przeszkadzają być sobą. Moim zdaniem to nieprawda, bo one są zawsze potrzebne, skoro są to znaczy, że coś mówią i nie można ich lekceważyć, tylko trzeba je akceptować i nimi kierować. Czytałam trochę Twojego bloga i naprawdę się zdziwiłam tym Twoim dzisiejszym komentarzem, bo w blogu jak dla mnie wiele rzeczy było ok, a tutaj tak strasznie spłyciłaś. Piszesz, że się nie chcesz tu rozwlekać. Ok, ale pomyśl, że ktoś by to przeczytał, uwierzył i tak by robił: emocje są nieważne, mam przebaczać, bo pójdę do piekła, Pan Bóg dręczy wspomnieniami.
ann..skoro czytujesz bloga..to zpewnoscia i to zdanie też ci nie umknelo?..jeszcze dwa tygodnie temu bronilabym emocji..one pokazuja bardzo duzo,glownie jesli chodzi o modlitwe,o uwielbienie..gdy mi juz sie wydaje że ta modlitwa jest dobra..i nagle pojawia sie modlitwa z wenatrz mnie,nie do konca moja..wtedy emocje sa okej,bardzo mocno pokazują nasza slabośc,bardzo mocno ujawnia prawde zdania,że gdy sie modlimy to sam duch świętyw nas sie modli--emocje nie są dobre,gdy im ulegamy,gdy uważamy je za nas samych..gdy nie prowadzą nas do przebaczenia,do modlitwy,do spowiedzi..wtedy sa zle..emocje ludzkie ,to powierzchnia..jest cos bardziej rzeczywistego,dotykajacego wiecznosci,co jest poza emocjami..i do tego ja dążę ;)..do dotkniecia głebi..emocje w tym sa zbędne..bo w tym pojawia sie coś innego.co nie musi byc pokazane emocją..nie ma tej potrzeby ;)
Z tego, co piszesz, ja wnioskuję dwie rzeczy: że mylisz zmysły z emocjami (pisałaś na blogu o zmysłach, że szukasz czegoś ponadzmysłowego a nie o emocjach) oraz że chciałabyś mieć emocje na swoich usługach - że dotknięcie głębi powinno być pokazane jakąś pozytywną emocją, a jak nie jest, to źle, i że emocje powinny prowadzić do modlitwy, spowiedzi, przebaczenia. Ja zupełnie inaczej rozumiem emocje. To nie emocje i uczucia mi mówią, czy modlitwa jest dobra czy zła. Bo skąd mam wiedzieć, kiedy jest dobra. Jak jestem szczęśliwa, to łaska. Ale jak jestem w złości, gniewie, buncie, zniecierpliwieniu, znudzeniu, to dla mnie dobrze, że umiem w takich uczuciach wytrwać na modlitwie, że umiem nimi kierować, że one mi nie przeszkadzają, i one wcale nie są złe, a może taka modlitwa być lepsza niż ta w radości, ale nie mnie to oceniać. "emocje nie są dobre,gdy im ulegamy,gdy uważamy je za nas samych..gdy nie prowadzą nas do przebaczenia,do modlitwy,do spowiedzi..wtedy sa zle.." - to nie emocje są złe, bo one są neutralne moralnie, tylko nasza decyzja i nasze pokierowanie nimi było złe. Emocje mnie nie mają prowadzić do modlitwy czy spowiedzi, bo wtedy jakbym czuła niechęć, to bym się nie modliła, a jakbym czuła wstyd, to bym się do grzechów nie przyznała. Mam uczucia dostrzegać, nazywać, akceptować je i nimi kierować. "emocje ludzkie ,to powierzchnia.." - czyli spłycasz, czyli uważasz, że jak ktoś wyraża swoje uczucia, to jest na powierzchni, nie sięga głębiej? Nieprawda, bo to właśnie uczucia są często w nas bardzo ukryte i trzeba naprawdę głęboko zajrzeć, żeby je odkryć. Kiedy mówię Bogu o sobie, czyli kiedy się modlę, to mówię, o tym, co czuję, bo mówienie o sobie, to mówienie o tym, co się czuje. Kiedy chcę kogoś poznać, to chcę wiedzieć, co on czuje, co przeżywa, a nie, co uważa. Emocje są bardzo ważne. Ale to co czuję i to co zrobię, to są dwie różne sprawy. To rozum decyduje.
choć oczywiscie moralnie nie podlegaja ocenie..zawsze ,oczkuja czy wrecz wymuszają odpowiedź..mi nie przeszkadza pojawiający sie ich brak..uważam to za dobry znak..prowadzący do beznamietnosci..ona jest dobra ;)
głebi,nie dotkniesz emocja..sa tam zbyteczne--ja prawie nie odczuwam emocji.bo ja je rozumiem..wiem dlaczego sie pojawiają,wiem w czym jest problem..może dlatego,przestaja być dla mnie wazne,i pomijane?..te nieuswiadomione mocno wplywaja na nasze samopoczucie,na odnoszenie do innych ,i do siebie.. jesli ktos pokazuje emocje,ale ich nie nazywa,nie widzi w nich swojego wkladu..to jest płytki,i owszem;) sa uczucia i emocje które niedopuszczają do spowiedzi,pojawia sie lek,chcęc ucieczki,podejrzliwość do spowiednika..ja o tym pisze..i w tym sa one zle...i w tym często człowiek ulega. Ann..ja caly czas pisze o zlych emocjach,ktorym rozum sie poddaje,,i w tym znaczeniu uważam je za niepotrzebne i utrudniajace--ale jeśli mam byc szczera ;)..to wole nie odczuwać wlasnej emocjonalnej radosci,ale ta ktora wyplywa z wenatrz mnie ;)..ta która ON mi daje//i koncze te rozmowę,jest bezcelowa;)
No i właśnie o tym mówię, że trzeba dostrzegać emocje i wiedzieć, skąd tak czuję, i nimi dobrze pokierować.
Co to znaczy: "jesli ktos pokazuje emocje,ale ich nie nazywa,nie widzi w nich swojego wkladu..to jest płytki,i owszem" - to znaczy, że jak ktoś jest smutny i nie ma ochoty rozmawiać, to znaczy, że jest płytki, ale jakby był smutny i wszystkim mówił: ej, jestem smutny - to by było ok? To wszystko jest we wnętrzu i nie masz prawa mówić, że ktoś jest płytki, bo Ty nie wiesz, czy on jest świadomy swoich uczuć, czy się im poddaje.
I ciągle to samo: "sa uczucia i emocje które niedopuszczają do spowiedzi,pojawia sie lek,chcęc ucieczki,podejrzliwość do spowiednika..ja o tym pisze..i w tym sa one zle...i w tym często człowiek ulega." To nie uczucia są złe, bo raz mogę takim samym uczuciem pokierować dobrze, a raz źle. Raz czuję lęk, więc powiem: oddam ten lęk Jezusowi; a raz czuję lęk i się przed Jezusem ukryję. I czy to lęk jest zły, czy ja nim źle pokierowałam. Ode mnie zależy, co zrobię z uczuciami, a nie uczucia są złe. Ale łatwiej powiedzieć: uczucia są złe - i wtedy usprawiedliwiam siebie: zrobiłam źle, bo miałam złe uczucia, albo: uczucia stłumię, są nieważne, bo sobie nie umiem z nimi poradzić, więc je zlekceważę. "ja caly czas pisze o zlych emocjach,ktorym rozum sie poddaje,,i w tym znaczeniu uważam je za niepotrzebne i utrudniajace" - to nie jest tak, że to są złe emocje i złym emocjom rozum się poddaje, ale to od ciebie zależy, czy twój rozum pójdzie za uczuciami czy też sam je rozważy i wtedy zdecyduje.
Co to znaczy: "wole nie odczuwać wlasnej emocjonalnej radosci" - przecież nie od ciebie zależy, co będziesz czuła, oczywiście że mogę sobie woleć jakieś uczucia od innych, ale nie ja decyduję, czy się pojawią czy nie, bo jak ktoś mnie wystraszy, to poczuję lęk, jak ktoś mnie obrazi, to poczuję gniew, a jak się ucieszę, to poczuję radość - i to nie jest ode mnie zależne, ode mnie zależy tylko to, co z tym uczuciem, które się we mnie pojawiło zrobię.
"mi nie przeszkadza pojawiający sie ich brak" - brak emocji? Oglądałam kiedyś taki film, gdzie codziennie pili taki lek, żeby nie czuć emocji, żeby nie czuć po ludzku. Tak, po ludzku. Emocje są ludzkie. Więc jeżeli ich nie czujesz... Apatia – stan znacznie zmniejszonej wrażliwości na bodźce emocjonalne i fizyczne. Towarzyszy mu obniżenie aktywności psychicznej i fizycznej, utrata zainteresowań, zmniejszenie liczby kontaktów społecznych, anhedonia.
Apatia jest częstym objawem depresji. Występuje także w zaburzeniach nerwicowych, wczesnej fazie kalectwa lub jako reakcja na silny uraz psychiczny.
Apatia według poglądów filozoficznych stoików to stan wolny od wzruszeń, pozwalający osiągnąć pełnię szczęścia. http://pl.wikipedia.org/wiki/Apatia_(psychopatologia)
A zobacz, ile w Psalmach jest emocji! A ile Hiob miał emocji! I czy Pan Bóg go zganił? Nie, pochwalił, że był szczery.
Może Ty tłumisz emocje, właśnie dlatego, że się boisz swojej reakcji, swojej decyzji, więc wolisz nic nie czuć.
spokojnie--nie jestem w stanie apati;) nie tłumie emocji,,,nie rozumiesz tego?..nie tlumie,bo On je tłumi zanim mnie dotkną ;) nie rozumiesz..co ja ci na to poradze? ;))))
"gdy sama w to wejdziesz.."
Nie oceniaj mnie, bo nie wiesz, gdzie jestem. Chciałaś powiedzieć: ja już jestem na wyższym etapie. A każdy ma inną drogę do Boga i wcale nie muszę iść takimi etapami jak Ty.
Ale nie chce mi się wierzyć w to, co mówisz. Naprawdę nie odczuwasz żadnych emocji? A jak zapomnisz oddać książkę do biblioteki, a tu zamykają za godzinę - nie czujesz lęku, że nie zdążysz? Albo jak ktoś cię obrazi, nie czujesz smutku? Albo jak ktoś łamie twoje granice, to nie czujesz złości?
Wybacz, ale to mi się wydaje dziwne. Nawet Pan Jezus odczuwał różne emocje: gniewał się, krzyczał, płakał, lękał, trwożył...
oczywiście ze nie takimi samymi etapami..co nie znaczy,ze cos cie omija. emocje sa.są we mnie emocje ;),,ale .one nie powodują we mnie skutków..dlaczego mam sie martwić zamknietą biblioteka?..nie dziś to jutro..zdązę,to zdążę,,nie to nie-jaka sprawa? jesli obrazi mnie nieslusznie?..owszem czuje smutek,za nia idzie modlitwa za ta osobę,odczuwam smutek gdy człowiek nie rozumie nic więcej ponad czubek swojego nosa ;)...i nie widzi w swoim zyciu Boga,jego dzialnia,oczekiwania...z emnie chce obrazic specjalnie?..no cóz,to już jego problem ;)..jeśli czuje w sobie że mam racje..to mnie nie dotyka nikt nie lamie moich granic..bo na to nie pozwalam..dlaczego mam odczuwać złość? Tak Jezus odczuwał..ale ze swojego powodu?..przecież nie..z powodu Ojca,i człowieka..nie bylo skargi Ojcze,on na mnie napluł..tylko "ojcze wybacz mu,on nie wie co czyni..on jest nieswiadomy,nie licz mu tego,nie pamietaj..nie sądzę aby Jezus był przewrażliwiony na wlasnym punkcie ;)..ale dajmy juz spokój temu--bo to jak prowadzenie kulawego ,przez slepca ;)
Najpierw piszesz: "nie tlumie,bo On je tłumi zanim mnie dotkną", a potem: "emocje sa.są we mnie emocje ;),,ale .one nie powodują we mnie skutków.." Więc sama widzisz, że miałam prawo Cię nie zrozumieć. Po prostu nie umiałaś rozróżnić powstawania uczuć w Tobie od kierowania nimi, odczuwania emocji od decyzji, przyczyn od skutków.
"nie sądzę aby Jezus był przewrażliwiony na wlasnym punkcie" - uświadamianie sobie uczuć to nie jest przewrażliwienie na własnym punkcie, tylko poznawanie siebie.
Nie uważam, żeby ta rozmowa była "jak prowadzenie kulawego ,przez slepca" - sądzę, że to było bardzo budujące wymienić poglądy, zobaczyć, jak myśli ktoś inny. Dziękuję Ci za tę rozmowę.
I dowiedziałam się tego, co chciałam.
Uwalniający z więzów nakłada brzemię,..brzemię,to pamięć o przeszłości ,świadomość że samu do wszystkiego jest się zdolnym..i wiedza,ze tylko ON może uwolnić od więzów grzechu,zniewoleń,nałogów..
zdejmujący ciężary – jarzmo. ..jarzmo które jest milczeniem,przebaczeniem gdy nas ranią,i modlitwą o ich uwolnienie..i nie można inaczej,za mocno wiedza która ON nam daje,przeciwstawia się pojawiającym się emocjom..emocje trzeba odrzucić ;).
pokój wśród burzy ;)..nadzieja pośród zgliszcz///to jest w tym który przychodzi zaczerpnąć ze źródła ;)
Dałam Ci ocenę minusową, bo nie zgadzam się z tym, co napisałaś, i chciałabym to uzasadnić. "Gdy nas ranią" - piszesz, że na to "receptą" jest: milczenie, przebaczenie, modlitwa o ich uwolnienie. Guzik prawda. Po pierwsze: milczenie. Nie wolno pozwolić, żeby ktoś nas ranił, obrażał. Nie tylko ten, który obraża ma grzech, ale i ten który się pozwolił obrażać. Zobacz sobie kolejność przykazań: będziesz miłował Boga, siebie, i bliźniego jak siebie samego. Jeżeli najpierw siebie nie kochasz, to jak możesz kochać bliźniego. A gdyby kogoś Ci bliskiego ktoś obraził w Twojej obecności, to co byś mu zaleciła: Milcz, przebacz i pomódl się za niego? Ja dziękuję za takie rady! Ale oczywiście, że tak jest prościej. I mniej boli niż się zmierzyć z prawdą. Bóg Tobie kazał, żebyś o siebie dbała. Jeżeli Ty nie chcesz o siebie dbać, to wskaż mi na całej ziemi osobę, której Bóg kazał o Ciebie dbać. Jeżeli Ty pozwalasz się obrażać, to jakby zachęcasz innych, żeby Ciebie obrażali, więc im ułatwiasz grzech. A z jakiej racji oni mają Ciebie ranić? Bo jesteś gorsza? A niby czemu? Nie ma ludzi lepszych, gorszych, każdy jest inny. Po drugie: przebaczenie. Przebaczenia nie można sobie nakazać, bo to trwa, to jest proces. Twoje emocje wracają, bo tylko sobie wmówiłaś, że przebaczyłaś, a wcale tak nie było. Dlaczego chcesz tak szybko przebaczyć? Bo pójdziesz do piekła, jak nie przebaczysz? Następna bzdura. Bóg nie uzależnia swojego przebaczenia od twojego przebaczenia. Wystarczy, że chcesz przebaczyć, ale teraz nie możesz, nie umiesz, więc prosisz, żeby Bóg cię przez ten proces przeprowadził. "Emocje trzeba odrzucić" - i naprawdę czujesz pokój? Osobiście w to wątpię, ale jeżeli tak jest, to znaczy, że jesteś bardzo stłumiona i stłamszona. Emocje są darem Boga. Dar Boga trzeba odrzucić? Emocje mówią, co się z nami dzieje, i nie są od nas zależne, co oznacza, że nie są ani cnotą, ani grzechem, ani dobrem, ani złem, ani pozytywne, ani negatywne; mogą być jedynie przyjemne, takie przez nas chciane albo przykre, nieprzyjemne, trudne, niechciane. I masz emocjami kierować, a nie je odrzucać! Bo jak je odrzucasz, to skąd wiesz, jak masz postąpić, czego chcesz Ty, czego chce Bóg. Jak je odrzucasz, to one od Ciebie nie odchodzą, tylko je sobie gromadzisz w podświadomości, i będą Cię nękać, albo ujawnią się w jakiejś chorobie psychosomatycznej. W tym komentarzu wiele ujawniłaś tego, co się dzieje w twojej sferze emocjonalnej. Trzeba by nad tym popracować. Może poszukaj kogoś mądrego, kto Cię wysłucha i Ci pomoże. Napisałaś też, że uwalniający z więzów nakłada brzemię, którym jest pamięć o przeszłości. Cóż za nieprawdziwy obraz Boga! Myślisz, że Bóg co prawda przebacza grzechy, ale na pamiątkę zostawia nam pamięć o grzechach, żeby nas dręczyła. Taki bóg to tyran. A Bóg jest inny, nie karze i nie zsyła krzyży. Ale łatwiej powiedzieć, że to Bóg na mnie zesłał, niż się z tym zmierzyć. Nad swoją pamięcią trzeba pracować, w sensie zaakceptować to, co było, ale to też trwa, i jest procesem, i trzeba te zranienia, które pozostawił grzech oddawać Panu Bogu. I wiedza, że tylko On może uzdrowić nie jest brzemieniem, ale nadzieją. A teraz do tego komentarza, co - według mnie - jest jarzmem. Jezus jest łagodny i pokorny sercem. Sercem. A nie w ogóle. Pamiętasz, jak powyrzucał kupczących ze świątyni, albo krzyczał "Biada!" do faryzeuszy? Czy to była łagodność? Nie! Jak mówisz do siebie samej? "Jestem głupia, do niczego, nic mi się nie udaje"? To nie jest łagodność. A jak do siebie w sercu nie jesteś łagodna, to jak będziesz do innych braci-grzeszników? Jezus nie chce, żebyśmy byli cierpiętnikami, że nasz życie takie ciężkie, że same umartwienia, "burze", "zgliszcza", Jego jarzmo jest słodkie, a brzemię lekkie. Bądź wyrozumiała dla siebie, swojej przeszłości, i swojego teraz. Jak będziesz dla siebie łagodna oraz pokorna (taka jestem, akceptuję to i kocham siebie taką), to "znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". Jezus chce utrudzonych i obciążonych pokrzepić. A jak On pokrzepia: nie potępiam cię, kocham cię taką jaką jesteś. Więc uczmy się od Niego!
nie..On niechce naszego zadreczania..tylko naszej miłosci;)..odpowedzi an jego miłosc?..ja sie niezadreczam pamiecią ;)..ja wiem że oN mi wszystko przebaczył odpuścil..pamiec jest o mojej ludzkiej skazonej naturze..pamiec która pomaga przebaczyć drugiemu,i poznać co kieruje jego zachowaniem--to dobra pamiec..i nalezy ją w sobie miec ;)..by nie ulec pysze,np ;)
Emocje to dar Boga..tak..a po pewnyum czasie sa zbedne;)..i ja pisz eo tym czasie,gdy sa zbedne..gdy nie tyle mi mówią o mnie,co przeszkadzaja być mną ;)
a ja nie mówie do siebie ze jestm glupia ;)..nie jestem;)..On mnie duzo uczy ;)..
ja nie odrzucam emocji-one mnie nie dotykaja,i nie rania,.bo ON do tego nie dopuszcza..On mnie poprzez nie uczy,jak mam postępowac,o co Go prosić,co wybrac..ale nie pozwala mi sie zamykac na sobie poprzez ból ktory moglabym odczuc..czy zamykac sie na czlowieka,który rani--nie można sie an nikogo zamykac..a zwłaszzca n atego który rani--On pokazał co trzeba robić..i tego mnie uczy ;).
Ann..mam kierownika duchowego.wiec jestem spokojna o mój rozwój duchowy i wlasciwe pojecie emocji i zmysłow ;)
źle mnie zrozumialas..naprawde odwrotnie niż mi o to chodziło--ale nie lubie sie turozpisywac..mam nadzieje ze moja odpowiedź troche ci wyjasniła?
Z tego, co piszesz, ja wnioskuję dwie rzeczy: że mylisz zmysły z emocjami (pisałaś na blogu o zmysłach, że szukasz czegoś ponadzmysłowego a nie o emocjach) oraz że chciałabyś mieć emocje na swoich usługach - że dotknięcie głębi powinno być pokazane jakąś pozytywną emocją, a jak nie jest, to źle, i że emocje powinny prowadzić do modlitwy, spowiedzi, przebaczenia. Ja zupełnie inaczej rozumiem emocje. To nie emocje i uczucia mi mówią, czy modlitwa jest dobra czy zła. Bo skąd mam wiedzieć, kiedy jest dobra. Jak jestem szczęśliwa, to łaska. Ale jak jestem w złości, gniewie, buncie, zniecierpliwieniu, znudzeniu, to dla mnie dobrze, że umiem w takich uczuciach wytrwać na modlitwie, że umiem nimi kierować, że one mi nie przeszkadzają, i one wcale nie są złe, a może taka modlitwa być lepsza niż ta w radości, ale nie mnie to oceniać. "emocje nie są dobre,gdy im ulegamy,gdy uważamy je za nas samych..gdy nie prowadzą nas do przebaczenia,do modlitwy,do spowiedzi..wtedy sa zle.." - to nie emocje są złe, bo one są neutralne moralnie, tylko nasza decyzja i nasze pokierowanie nimi było złe. Emocje mnie nie mają prowadzić do modlitwy czy spowiedzi, bo wtedy jakbym czuła niechęć, to bym się nie modliła, a jakbym czuła wstyd, to bym się do grzechów nie przyznała. Mam uczucia dostrzegać, nazywać, akceptować je i nimi kierować. "emocje ludzkie ,to powierzchnia.." - czyli spłycasz, czyli uważasz, że jak ktoś wyraża swoje uczucia, to jest na powierzchni, nie sięga głębiej? Nieprawda, bo to właśnie uczucia są często w nas bardzo ukryte i trzeba naprawdę głęboko zajrzeć, żeby je odkryć. Kiedy mówię Bogu o sobie, czyli kiedy się modlę, to mówię, o tym, co czuję, bo mówienie o sobie, to mówienie o tym, co się czuje. Kiedy chcę kogoś poznać, to chcę wiedzieć, co on czuje, co przeżywa, a nie, co uważa. Emocje są bardzo ważne. Ale to co czuję i to co zrobię, to są dwie różne sprawy. To rozum decyduje.
jesli ktos pokazuje emocje,ale ich nie nazywa,nie widzi w nich swojego wkladu..to jest płytki,i owszem;)
sa uczucia i emocje które niedopuszczają do spowiedzi,pojawia sie lek,chcęc ucieczki,podejrzliwość do spowiednika..ja o tym pisze..i w tym sa one zle...i w tym często człowiek ulega.
Ann..ja caly czas pisze o zlych emocjach,ktorym rozum sie poddaje,,i w tym znaczeniu uważam je za niepotrzebne i utrudniajace--ale jeśli mam byc szczera ;)..to wole nie odczuwać wlasnej emocjonalnej radosci,ale ta ktora wyplywa z wenatrz mnie ;)..ta która ON mi daje//i koncze te rozmowę,jest bezcelowa;)
No i właśnie o tym mówię, że trzeba dostrzegać emocje i wiedzieć, skąd tak czuję, i nimi dobrze pokierować.
Co to znaczy: "jesli ktos pokazuje emocje,ale ich nie nazywa,nie widzi w nich swojego wkladu..to jest płytki,i owszem" - to znaczy, że jak ktoś jest smutny i nie ma ochoty rozmawiać, to znaczy, że jest płytki, ale jakby był smutny i wszystkim mówił: ej, jestem smutny - to by było ok? To wszystko jest we wnętrzu i nie masz prawa mówić, że ktoś jest płytki, bo Ty nie wiesz, czy on jest świadomy swoich uczuć, czy się im poddaje.
I ciągle to samo: "sa uczucia i emocje które niedopuszczają do spowiedzi,pojawia sie lek,chcęc ucieczki,podejrzliwość do spowiednika..ja o tym pisze..i w tym sa one zle...i w tym często człowiek ulega." To nie uczucia są złe, bo raz mogę takim samym uczuciem pokierować dobrze, a raz źle. Raz czuję lęk, więc powiem: oddam ten lęk Jezusowi; a raz czuję lęk i się przed Jezusem ukryję. I czy to lęk jest zły, czy ja nim źle pokierowałam. Ode mnie zależy, co zrobię z uczuciami, a nie uczucia są złe. Ale łatwiej powiedzieć: uczucia są złe - i wtedy usprawiedliwiam siebie: zrobiłam źle, bo miałam złe uczucia, albo: uczucia stłumię, są nieważne, bo sobie nie umiem z nimi poradzić, więc je zlekceważę.
"ja caly czas pisze o zlych emocjach,ktorym rozum sie poddaje,,i w tym znaczeniu uważam je za niepotrzebne i utrudniajace" - to nie jest tak, że to są złe emocje i złym emocjom rozum się poddaje, ale to od ciebie zależy, czy twój rozum pójdzie za uczuciami czy też sam je rozważy i wtedy zdecyduje.
Co to znaczy: "wole nie odczuwać wlasnej emocjonalnej radosci" - przecież nie od ciebie zależy, co będziesz czuła, oczywiście że mogę sobie woleć jakieś uczucia od innych, ale nie ja decyduję, czy się pojawią czy nie, bo jak ktoś mnie wystraszy, to poczuję lęk, jak ktoś mnie obrazi, to poczuję gniew, a jak się ucieszę, to poczuję radość - i to nie jest ode mnie zależne, ode mnie zależy tylko to, co z tym uczuciem, które się we mnie pojawiło zrobię.
"mi nie przeszkadza pojawiający sie ich brak" - brak emocji? Oglądałam kiedyś taki film, gdzie codziennie pili taki lek, żeby nie czuć emocji, żeby nie czuć po ludzku. Tak, po ludzku. Emocje są ludzkie. Więc jeżeli ich nie czujesz...
Apatia – stan znacznie zmniejszonej wrażliwości na bodźce emocjonalne i fizyczne. Towarzyszy mu obniżenie aktywności psychicznej i fizycznej, utrata zainteresowań, zmniejszenie liczby kontaktów społecznych, anhedonia.
Apatia jest częstym objawem depresji. Występuje także w zaburzeniach nerwicowych, wczesnej fazie kalectwa lub jako reakcja na silny uraz psychiczny.
Apatia według poglądów filozoficznych stoików to stan wolny od wzruszeń, pozwalający osiągnąć pełnię szczęścia. http://pl.wikipedia.org/wiki/Apatia_(psychopatologia)
A zobacz, ile w Psalmach jest emocji! A ile Hiob miał emocji! I czy Pan Bóg go zganił? Nie, pochwalił, że był szczery.
Może Ty tłumisz emocje, właśnie dlatego, że się boisz swojej reakcji, swojej decyzji, więc wolisz nic nie czuć.
nie tłumie emocji,,,nie rozumiesz tego?..nie tlumie,bo On je tłumi zanim mnie dotkną ;)
nie rozumiesz..co ja ci na to poradze? ;))))
"gdy sama w to wejdziesz.."
Nie oceniaj mnie, bo nie wiesz, gdzie jestem. Chciałaś powiedzieć: ja już jestem na wyższym etapie. A każdy ma inną drogę do Boga i wcale nie muszę iść takimi etapami jak Ty.
Ale nie chce mi się wierzyć w to, co mówisz. Naprawdę nie odczuwasz żadnych emocji? A jak zapomnisz oddać książkę do biblioteki, a tu zamykają za godzinę - nie czujesz lęku, że nie zdążysz? Albo jak ktoś cię obrazi, nie czujesz smutku? Albo jak ktoś łamie twoje granice, to nie czujesz złości?
Wybacz, ale to mi się wydaje dziwne. Nawet Pan Jezus odczuwał różne emocje: gniewał się, krzyczał, płakał, lękał, trwożył...
emocje sa.są we mnie emocje ;),,ale .one nie powodują we mnie skutków..dlaczego mam sie martwić zamknietą biblioteka?..nie dziś to jutro..zdązę,to zdążę,,nie to nie-jaka sprawa?
jesli obrazi mnie nieslusznie?..owszem czuje smutek,za nia idzie modlitwa za ta osobę,odczuwam smutek gdy człowiek nie rozumie nic więcej ponad czubek swojego nosa ;)...i nie widzi w swoim zyciu Boga,jego dzialnia,oczekiwania...z emnie chce obrazic specjalnie?..no cóz,to już jego problem ;)..jeśli czuje w sobie że mam racje..to mnie nie dotyka
nikt nie lamie moich granic..bo na to nie pozwalam..dlaczego mam odczuwać złość?
Tak Jezus odczuwał..ale ze swojego powodu?..przecież nie..z powodu Ojca,i człowieka..nie bylo skargi Ojcze,on na mnie napluł..tylko "ojcze wybacz mu,on nie wie co czyni..on jest nieswiadomy,nie licz mu tego,nie pamietaj..nie sądzę aby Jezus był przewrażliwiony na wlasnym punkcie ;)..ale dajmy juz spokój temu--bo to jak prowadzenie kulawego ,przez slepca ;)
Najpierw piszesz: "nie tlumie,bo On je tłumi zanim mnie dotkną", a potem: "emocje sa.są we mnie emocje ;),,ale .one nie powodują we mnie skutków.." Więc sama widzisz, że miałam prawo Cię nie zrozumieć. Po prostu nie umiałaś rozróżnić powstawania uczuć w Tobie od kierowania nimi, odczuwania emocji od decyzji, przyczyn od skutków.
"nie sądzę aby Jezus był przewrażliwiony na wlasnym punkcie" - uświadamianie sobie uczuć to nie jest przewrażliwienie na własnym punkcie, tylko poznawanie siebie.
Nie uważam, żeby ta rozmowa była "jak prowadzenie kulawego ,przez slepca" - sądzę, że to było bardzo budujące wymienić poglądy, zobaczyć, jak myśli ktoś inny. Dziękuję Ci za tę rozmowę.
I dowiedziałam się tego, co chciałam.
Wspanialy komentarz.Dziekuje.