"Nic po mnie w świątyni takiego bóstwa, które by roztrząsało wzrost i tuszę swoich wiernych, ani w domu takiego przyjaciela, który by nie przyjął gości kulawych lub kazał im tańczyć, aby ocenić, czy tańczą dobrze.
Dość spotkasz sędziów na świecie. Nieprzyjaciołom zostaw trud urabiania ciebie, abyś się stał innym, abyś stwardniał. To ich zadanie, tak jak zadaniem burzy jest rzeźbić pień cedru. Przyjaciel jest po to, aby cię przyjął. A kiedy wchodzisz do świątyni, wiedz także, że Bóg nie sądzić cię chce, ale przyjąć" (A. de Saint-Exupery).
Kiedy zmagam się ze sobą, by nie myśleć o kimś źle (czytaj: osądzać), czuję się źle, kiedy mi nie wychodzi. Kiedy "odpuszczam" (komuś, konkretnie, albo odpuszczam sobie osądzanie kogoś), wychodzę na naiwniaka. Choć ten drugi stan także nie jest miły, wolę go od trwania w stanie "sprawiedliwego sędziego". Szczęść Boże
Dość spotkasz sędziów na świecie. Nieprzyjaciołom zostaw trud urabiania ciebie, abyś się stał innym, abyś stwardniał. To ich zadanie, tak jak zadaniem burzy jest rzeźbić pień cedru. Przyjaciel jest po to, aby cię przyjął. A kiedy wchodzisz do świątyni, wiedz także, że Bóg nie sądzić cię chce, ale przyjąć" (A. de Saint-Exupery).