Nie mając nic dostaliśmy wszystko. Z Jego pełności „łaskę po łasce”.
Bóg chwyta nie mających czego się chwycić. Tylko dlatego, że nie mają.
Może trzeba ogłuchnąć by wreszcie usłyszeć. Oślepnąć, by zobaczyć. Doświadczyć niemocy by uwierzyć.
Nie jest potrzebny kataklizm. Jakieś szczególne zagrożenie. Wystarczy samobójcze zdanie na siebie.
Strzała i miecz zaostrzony to atrybuty raptusów i gwałtowników. Ale tylko dzięki nim zbawienie ma szanse dotrzeć aż po krańce ziemi.
Wilk z barankiem, cielę i lew pasące się pospołu, poganiający je chłopiec… Brzmi jak bajka na dobranoc dla naiwnych dzieci.
Jezus deklaruje wolę pójścia do domu Zacheusza. Bo dla Boga, dla Jego miłosiernej miłości, nie ma formalnych przeszkód.
Szczytem, górą do zdobycia, jest granica ludzkiej wolności. Jezus idzie do człowieka i na niej się zatrzymuje.
Umieć wtedy wołać o ratunek do potężnego Boga wydawać się może czymś naturalnym, słusznym. A jednak trudno nam przychodzi.
O Bogu, o człowieku i o nadziei. W rytmie czytań roku liturgicznego.
Garść uwag do czytań na IV niedzielę Adwentu roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.