Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Garść uwag do czytań na IV niedzielę Adwentu roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.
Do Bożego Narodzenia już blisko. Od 17 grudnia Adwent niepostrzeżenie zmienia swój charakter i z czasu oczekiwania na paruzję staje się przygotowaniem na pamiątkę narodzin Jezusa – zapowiadanego przez proroków Mesjasza; niecierpliwe „Pan powróci” zamienia się we wspominanie oczekiwania na pierwsze przyjścia Jezusa. Czytania IV niedzieli Adwentu przypominają właśnie tamto oczekiwanie.
Ukazane zostało ono z różnych perspektyw. Najpierw proroctwa żyjącego wiele wieków przed Jezusem Izajasza, potem – w Ewangelii – z perspektywy wydarzeń bezpośrednio poprzedzających narodzenie Jezusa. A w drugim czytaniu mamy wręcz do czynienia z retrospekcją; wspomnieniem tego wydarzenia i wskazaniem na jego znaczenie.
Dlaczego akurat tak? Chyba po to, by wejść w atmosferę oczekiwania. Ale niekoniecznie na święta. Raczej po to, by obudzić nadzieję, że jeśli Bóg już raz przyszedł na ziemię, nie będzie dla Niego żadnym problemem powrócić.
W pierwszym i trzecim czytaniu wyraźnie pojawia się jeszcze coś, na co koniecznie trzeba zwrócić uwagę. Temat zaufania Bogu....
1. Kontekst pierwszego czytania Iz 7,10-14
Czytany tej niedzieli fragment księgi Izajasza pochodzi z tej jej części, która nazywana jest Księgą Emmanuela. Prócz innych tekstów zawiera ona trzy mesjańskie proroctwa: to, czytane tej niedzieli, kolejne o narodzinach Dziecięcia (przepiękne, czytane w noc Bożego Narodzenia na pasterkach 9, 1-6) i o „różdżce z pnia Jessego” (11, 1nn). A wszystko z wojną syro-efraimską w tle. Hmmm… Przepraszam, ale bez choćby pobieżnego naszkicowania tej historii tekst pierwszego czytania trudno sensownie wyjaśniać...
Co zrobić, gdy ktoś chce na mnie napaść, a sam obronić się nie dam rady? To proste. Trzeba poszukać sojusznika. Trzeba jednak przy tym bardzo uważać. Nie zawsze opłaca się zbytnio osłabić swoich przeciwników. Mogą się przydać, gdy mój teraźniejszy sojusznik, upojony swoją siłą, zechce sięgnąć i po moje. Wojna syro-efraimska jest podręcznikowym przykładem takiej sytuacji.
Był VIII wiek przed Chrystusem. Przywódcy Aramejczyków (Syryjczyków) i Efraimitów (Izraela, północnej części dawnego państwa Dawida) postanowili zawiązać koalicję przeciwko rosnącej w potęgę Asyrii. Chcieli by przystąpił do niej również, Achaz, król Judy (południowej części dawnego państwa Dawida). Ten jednak odmówił. Co było robić? Postanowili osadzić na tronie Judy władcę, który poprze ich plany. Najechali więc Judę. Korzystając zresztą z pomocy Edomitów z południa. Achaz postanowił poszukać sojusznika. Nikt w tej sytuacji nie był lepszym, niż Asyryjczycy, przeciwko którym knuli pozostali. Pozbierał kosztowności ze swojego pałacu i... ze świątyni i wysłał do Tiglat-Pilesera. „Jestem twoim sługą i twoim synem. Przybądź i wybaw mnie z ręki króla Aramu i króla Izraela” (2 Krl 16, 8).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |