Nie powiedział, że nic się nie stało. Że okrutna śmierć nic nie znaczy. Że jakoś się ułoży i będzie dobrze. Nie cofnął czasu. Z największego zła wyprowadził największe dobro dla nas – zła sprawców.
Zderzenie dwóch rzeczywistości: tej, w której apostołowie są „pogrążeni w smutku i w płaczu”, kiedy zarzuca się im „brak odwagi”; i tej, w której mają „iść na cały świat i głosić Ewangelię”.
W chrześcijaństwie chodzi o zbawienie. Dar Boga i pragnienie człowieka skrzyżowane w Nim. Zmartwychwstałe w Nim.
By nas ocalił od śmierci. Byśmy doświadczyli radości i wesela w Jego dniu.
Emaus. Czyli świątynia, w której dla mnie sprawowana jest Eucharystia. Pan, rękami prezbitera, łamie dla mnie chleb, wyjaśnia Pisma.
Wierzę… Znaczy nie chowam mojej lampy. Jestem jak miasto położone na górze. Nie mogę nie mówić o tym, co widziałem i słyszałem.
Niedowierzanie. Często to pierwsza reakcja, kiedy słyszymy, że ktoś, kogo co dzień widzimy i którego znamy, pod wpływem wiary jest przemieniony, modli się, dobrze czyni, głosi Boga.
Pełne kościoły, kolejki do spowiedzi, sami sobie wydajemy się pobożniejsi i w ogóle – nawet pokazują nas w telewizji... Tylko Biblia jakby nie nadążała za tym.
Wszystkie nasze sposoby na wzbogacenie się czy spełnione życie, wszystkie nasze rady na problemy ludzi, nasze lekarstwa na rany świata – okazują się kolejno chybione, za słabe, naiwne...
Jak Maria Magdalena, płacząc przy grobie, wołamy, że bez Boga żyć się nie da. Że gdyby naprawdę odszedł i nas porzucił – przepadniemy.
Jest wielka różnica między ludzką słabością a złą wolą.
Bez niego cóż jest? "Jedno cierń i nędze".
Garść uwag na do czytań na niedzielę Zesłania Ducha Świętego, rok B z cyklu „Biblijne konteksty”
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.