Może to kwestia doboru cytatów lub tłumaczenia, ale ja też nie bardzo rozumiem. Odnoszę wrażenie, że dla papieża Franciszka czymś niemożliwym jest jednoczesne pragnienie przestrzegania prawa Bożego i praw Kościoła oraz pomaganie grzesznikom w drodze do nawrócenia.
"Naznaczeni «syndromem Jonasza» nie mają zapału, by nawracać ludzi, dążą do świętości - pozwolę sobie powiedzieć - «świętości z farbiarni», wszystko jest piękne, doskonale zrobione, ale bez tego zapału, by iść i głosić Pana.
Co jest złego w pragnieniu dążenia do świętości? Bez tego ideału ciężko wyznaczyć sobie cel. Jeśli dążę do tego ideału, to jednocześnie jestem świadoma swojej niedoskonałości, nie odczuwam tego, co ów celnik, że jestem kimś wspaniałym a grzesznik do pięt mi nie dorasta. Chyba papież usiłuje udowadniać wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Przecież mogę dążyć do świętości, a jednocześnie pomagać w tym samym innym i razem będziemy wzrastać duchowo.
Mnie się zdaje, że chodzi tu o to, czy mamy w sercu pragnienie pójścia do ludzi. pragnienie świętości jest ok. Przestrzeganie Przykazań, nakazów jest ok. Zdaje mi się, że różnica jednak między przestrzeganiami a wykonywaniem pracy dla Pana jest duża....bo uczeni w Piśmie też dążyli do świętości, faryzeusze też....ale gardzili pracą i miłosierdziem. jonasz, kiedy Pan kazał mu iść do Niniwy powiedział, że nie pójdzie, niech sobie radzą sami. Trafił do ryby i kiedy czuł się bezsilny i bezradny i zdany tylko na Boga, powiedział Bogu "tak"....ale i tam się obraził, że Bóg jednak nie zesłał kary na Niniwitów.
Ja myślę, ze oprócz dążenia do świętości poprzez przestrzeganie Przykazań, praw i nakazów, to za mało. Mozna też nie czuć odrazy do innych grzeszników i nie wywyższać się, że ja jestem świętszy. Myślę, że trzeba mieć w sercu zgodę na to, żeby iść do ludzi nie jak Jonasz z niechęcią, ale z gorącym pragnieniem pójścia do ludzi, do tych, którzy Pana Boga nie znają, do tych, którzy Go nie chcą, i tych, którym jest obojętny. To ciężka harówa iść i kochać tych, którzy nie chcą ani nas, ani Pana. Ciężko jest iść do narkomanów, prostytutek, rodzin alkoholowych czy z przemocą i kochać ich, dawać im siebie, babrać się w ich brudzie i nieść im Boga. To ciężka harówa i grzebanie gołymi rękami w błocie.
Uczeni w Piśmie kochali Boga, ale nie dawali z siebie nic więcej oprócz przestrzegania nakazów Prawa....a my mamy i przestrzegać Przykazań i babrać się w błocie pracując z ludźmi poranionymi. Iść i nieść miłosierdzie....rękami, nogami, uszami i oczami.... Mieć w sercu takie pragnienie...gorące i odważne.
Syndrom Jonasza to dla mnie niedzielne chodzenie do Kościoła, mniemanie o sobie, że dobry katolik jestem, ale nie angażować się w ciężką pracę pomagania innym.
Syndrom Jonasza to syndrom starszego brata z przypowiesci o synu marnotrawnym, to syndrom faryzeusza ze swiatyni i to syndrom robotnikow pierwszej godziny. Teraz jasne?
O to właśnie chodzi: żeby nie zajmować się jedynie swoją doskonałością, ale troszczyć się też o zbawienie innych. Muszę jednak przyznać, że ja też muszę ciężko się zastanawiac o co Papieżowi chodzi w jego wypowiedziach.Myśle, że stosuje on tzw. skróty myślowe nie dla wszystkich zrozumiałe i tym bardziej trudne do tłumaczenia. Ale to jest moje subiektywne odczucie.
A kto stwierdził, że należysz do tej grupy >syndromu jonasza<? :) Papież nie przeciwstawia pobożności i wypełniania przykazań jakiemuś nieokreślonemu chaosowi i łamaniu przykazań. Mówi o obłudzie tych, którzy jedynie troszczą się o zewnętrzny wygląd realizując co do litery prawa nakazy i zakazy, jednocześnie zapominają o tych, których Pan Bóg stawia nam na drodze. Pytanie brzmi: idę na mszę niedzielną, po drodze napotykam człowieka, który właśnie upadł i leży na chodniku, co robię: a) zatrzymuję się i najpierw pomagam potrzebującemu, na mszę nie zdąrzę więc w poniedziałek pójdę zamiast niedzieli b) patrzę czy żyje i idę dalej na mszę, bo muszę być na mszy w niedzielę, a przecież Bóg jest ważniejszy od jakiegokolwiek człowieka
Dążenie do świętości jest zadane każdemu wierzącemu w Chrystusa, ale Franciszkowi chodzi o to, że dążenie aby być świętym bez wyrzeczeń jest farbowane czyli sztuczne ;) To tak jak z dzieleniem się z biedniejszym ode mnie, np.: masz 100 zł, połowę oddajesz i przez następny miesiąc oszczędzasz pieniądze, żeby kupić sobie kolejną płytę DVD :) - to jest dążenie do świętości wg Franciszka; gdy masz 100 zł, i gdy całą sumę dasz potrzebującemu, ale za drugie 100 zł kupujesz płytę - to jest świętość farbowana. Bardziej obrazowo nie umiem wytłumaczyć :)
Też odnoszę wrażenie, ze papież przez swoją "gadatliwość" i silenie się na oryginalność dość często wprowadza zamęt interpretacyjny. I często jest mało komunikatywny, raz mówi, że nie należny nawracać, teraz ma pretensje, że brak zapału do nawracania. Ale przecież wiara rodzi się ze słuchania, jeśli nie ma dobrze ugruntowanej wiary, to i zapału nie będzie, bo niby skąd. A syndrom to chwytliwe słowo, ale nie można być znakiem i syndromem jednocześnie. Może się mylę, że papieżowi obecnemu brakuje elokwencji i wyważenia wypowiedzi jego poprzedników.
Ale jeśli nie będzie zapału a będzie przekonanie o już prawie świętości? A gdy będzie jednocześnie oburzenie na tych, co to są daleko od świętości? To znaczy że idziemy nie tędy drogą.
Też odnoszę wrażenie, ze papież przez swoją "gadatliwość" i silenie się na oryginalność dość często wprowadza zamęt interpretacyjny. I często jest mało komunikatywny, raz mówi, że nie należny nawracać, teraz ma pretensje, że brak zapału do nawracania. Ale przecież wiara rodzi się ze słuchania, jeśli nie ma dobrze ugruntowanej wiary, to i zapału nie będzie, bo niby skąd. A syndrom to chwytliwe słowo, ale nie można być znakiem i syndromem jednocześnie. Może się mylę, że papieżowi obecnemu brakuje elokwencji i wyważenia wypowiedzi jego poprzedników.
Bardzo się udał ten Franciszek: mówi fajne rzeczy albo przynajmniej każdy może sobie interpretować jak mu pasuje więc wszyscy zadowoleni. Prawdziwa odnowa Kościoła. Wprawdzie tylko medialna i marketingowa, bo robi dokładnie to samo co poprzednicy, ale zawsze coś, a większości wydaje się to wystarczać. Zanim się ludziska połapią że król jest nagi będzie nowy papcio a Franciszek przejdzie do historii jako "liberał". Następnym będzie pewnie jakiś afrykański szaman "wskrzesiciel", Hoser będzie w siódmym niebie.
Jaki tam syndrom Jonasza? Skąd ten Franz się urwał?
Współczesny kościół w Polsce, to kościół zgnuśniały. Ani nie idzie do Niniwy, ani nie ucieka przed nią. Współczesny kościół siedzi nażarty na tyłku i rozgląda się tępym wzrokiem wokół. Słowem jest zdrowy.
Jest dobrze jak jest. Czasami znajdzie się jakiś świecki, który przysparza jedynie kłopotów. Czegoś tam chce, zamiast spokojnie siedzieć w ławce na 4 literach.
No, niedługo kanonizacja, poklaszczemy w łapki, zachwycimy się santem subitem. Potem światowe dni młodzieży. Jeszcze parę spędów. Czegóż więcej nam trzeba?
Jest fajnie i będzie fajnie. Niech będzie fajnie. I fajnie.
Tak mi się wydaje, że troche chybione jest to kazanie, bo jakoś w ostatnich czasach - tak gdzieś od II soboru - nie przelewa nam się z katolikami o "doskonałej pobożności", a już szczególnie z takimi, którzy w jakiś nadzwyczajny sposób "zwracają uwagę na doktrynę". Nie przelewa się przynajmniej w Europie, choć może Papież ma inne doświadczenia z Ameryki Łacińskiej. I choć sam jestem katolikiem i żyje w bardzo katolickim(ponoć) kraju, to osobiście nie znam żadnego katolika, który studiowałby w domu Kościelne dogmaty. Widzę za to panującą w tej płaszczyźnie "letniość" - żeby nie powiedzieć oziębłość - a za szczyt ortodoksji uważa się niedzielną Mszę, o piątkowym poście nie wspominając, bo przecież teraz już nie trzeba...
A mnie się wydaje, trzeba by to zbadać, że tłumacze-piszący na chybcika njusa (nie tylko na polski, a jeśli tłumaczą njusa nie z włoskiego, a np. z angielskiego, to jeszcze gorzej) zwyczajnie nie radzą sobie z językiem Franciszka. Franciszek najczęściej nie pisze sobie, lecz na żywo rozmawia z ludźmi, a więc i improwizuje. Taki przekaz z natury jest inny od wycyzelowanego za biurkiem przemówienia. Mówi więc językiem żywym (nie mylić z potocznym). Po drugie pochodzi z rodziny włoskich imigrantów w Argentynie, a więc wychował się w środowisku dwujęzycznym. Dwujęzycznym i siłą rzeczy nawyki językowe muszą interferować. Na dodatek język włoskich imigrantów różni się od języka Włochów we Włoszech, a hiszpański Argentyńczyków od wzorcowego*/ kastylijskiego w Hiszpanii (jak język naszych "polonusów" z USA, Australii, z Sybiru od języka np. celebrytów z TVN). By taki żywy przekaz dobrze przetłumaczyć na język polski - czyli wiernie oddać sens - trzeba czuć te niuanse obu języków argentyńskiego-włoskiego i argentyńskiego-hiszpańskiego i - języka polskiego też. Wątpię by był ktoś taki w tej chwili zarówno w Rzymie/Watykanie jak i w Polsce. Nie ma się co czepiać, tylko mimo tych trudności starać się jednak zrozumieć, co papież Franciszek ma do powiedzenia. A ma, i to dużo.
Na koniec zniesmaczonym purystom radzę poczytać własną twórczość, szczególnie tę bardziej odległą, dajmy na to gdzieś z przed roku. I spróbować sobie przypomnieć co Autor miał na myśli. Czy czasem to nie bełkot po blekocie, poszukać gdzie tam była logika i sens.
*/ Takiego 'wzorcowego' tak naprawdę nie ma, każdy region Hiszpanii ma swoją równoprawną 'odmiankę'.
Powiem tak: ja nie mam problemow ze zrozumieniem papieza Franciszka. Tak jak nie bylo dla mnie problemow z papiezem Benedyktem XVI. Roznica dla mnie jest taka, ze papiez Franciszek zaklada, ze wierzacy wiedza w Kogo wierza, i zadne skroty myslowe im niestraszne, bo nauke Kosciola znaja, Pismo sw czytaja i majac dobra wole zakladaja, ze papiez Franciszek zadnej nowej nauki nie wymysli. Szczegolnie, ze przed nim byl papiez Benedykt XVI, ktory przez 8 lat poglebial teologie wsrod wiernych.
Jezeli ktos nie zna podstaw wiary i z zasady jest nieufny (w stosunku do papiezy szczegolnie, a Ducha sw w ogolnosci), to bedzie mu dopisywal tresci, ktore sobie sam wymyslil, zamiast przyjac to, co on mowi po prostu w swietle nauki Kosciola.
Widać po komentarzach że gnojki bez wykształcenia tu piszą wredne wersy. Idżcie lepiej się pomodlić bo po rozum to za póżno.Antychryst Putin już się cieszy. że tłum taki leniwy i głupi .Kultura to się Was nie trzyma anie mnie bo obraziliście tu Papieża diabły wy jedne. Od siebie zacznijcie wymagać posprzątajcie w swoim kiblu najpierw.Kupcie kostkę domestos.A następnym razem pomyślcie zanim pyski plugawe otworzycie. Idżcie wiec i nawracajcie sie. Z Bogiem. teraz rozumiecie?
To ja bym bardzo prosił teraz, by mi ktoś wytłumaczył o co się rozchodzi z tym Jonaszem, bo z tego nic nie rozumiem.
Może to kwestia doboru cytatów lub tłumaczenia, ale ja też nie bardzo rozumiem. Odnoszę wrażenie, że dla papieża Franciszka czymś niemożliwym jest jednoczesne pragnienie przestrzegania prawa Bożego i praw Kościoła oraz pomaganie grzesznikom w drodze do nawrócenia.
"Naznaczeni «syndromem Jonasza» nie mają zapału, by nawracać ludzi, dążą do świętości - pozwolę sobie powiedzieć - «świętości z farbiarni», wszystko jest piękne, doskonale zrobione, ale bez tego zapału, by iść i głosić Pana.
Co jest złego w pragnieniu dążenia do świętości? Bez tego ideału ciężko wyznaczyć sobie cel. Jeśli dążę do tego ideału, to jednocześnie jestem świadoma swojej niedoskonałości, nie odczuwam tego, co ów celnik, że jestem kimś wspaniałym a grzesznik do pięt mi nie dorasta. Chyba papież usiłuje udowadniać wyższość świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą. Przecież mogę dążyć do świętości, a jednocześnie pomagać w tym samym innym i razem będziemy wzrastać duchowo.
A tak przy okazji, bo już dawno o to miałem spytać (redakcję): kto i według jakiego kryterium dobiera fotki do wiadomości o Franciszku?
pragnienie świętości jest ok. Przestrzeganie Przykazań, nakazów jest ok. Zdaje mi się, że różnica jednak między przestrzeganiami a wykonywaniem pracy dla Pana jest duża....bo uczeni w Piśmie też dążyli do świętości, faryzeusze też....ale gardzili pracą i miłosierdziem.
jonasz, kiedy Pan kazał mu iść do Niniwy powiedział, że nie pójdzie, niech sobie radzą sami. Trafił do ryby i kiedy czuł się bezsilny i bezradny i zdany tylko na Boga, powiedział Bogu "tak"....ale i tam się obraził, że Bóg jednak nie zesłał kary na Niniwitów.
Ja myślę, ze oprócz dążenia do świętości poprzez przestrzeganie Przykazań, praw i nakazów, to za mało. Mozna też nie czuć odrazy do innych grzeszników i nie wywyższać się, że ja jestem świętszy.
Myślę, że trzeba mieć w sercu zgodę na to, żeby iść do ludzi nie jak Jonasz z niechęcią, ale z gorącym pragnieniem pójścia do ludzi, do tych, którzy Pana Boga nie znają, do tych, którzy Go nie chcą, i tych, którym jest obojętny.
To ciężka harówa iść i kochać tych, którzy nie chcą ani nas, ani Pana.
Ciężko jest iść do narkomanów, prostytutek, rodzin alkoholowych czy z przemocą i kochać ich, dawać im siebie, babrać się w ich brudzie i nieść im Boga.
To ciężka harówa i grzebanie gołymi rękami w błocie.
Uczeni w Piśmie kochali Boga, ale nie dawali z siebie nic więcej oprócz przestrzegania nakazów Prawa....a my mamy i przestrzegać Przykazań i babrać się w błocie pracując z ludźmi poranionymi.
Iść i nieść miłosierdzie....rękami, nogami, uszami i oczami....
Mieć w sercu takie pragnienie...gorące i odważne.
Syndrom Jonasza to dla mnie niedzielne chodzenie do Kościoła, mniemanie o sobie, że dobry katolik jestem, ale nie angażować się w ciężką pracę pomagania innym.
http://info.wiara.pl/doc/1733879.Modlitwa-otwiera-drzwi-Bogu
Syndrom Jonasza to syndrom starszego brata z przypowiesci o synu marnotrawnym, to syndrom faryzeusza ze swiatyni i to syndrom robotnikow pierwszej godziny.
Teraz jasne?
Muszę jednak przyznać, że ja też muszę ciężko się zastanawiac o co Papieżowi chodzi w jego wypowiedziach.Myśle, że stosuje on tzw. skróty myślowe nie dla wszystkich zrozumiałe i tym bardziej trudne do tłumaczenia.
Ale to jest moje subiektywne odczucie.
Papież nie przeciwstawia pobożności i wypełniania przykazań jakiemuś nieokreślonemu chaosowi i łamaniu przykazań. Mówi o obłudzie tych, którzy jedynie troszczą się o zewnętrzny wygląd realizując co do litery prawa nakazy i zakazy, jednocześnie zapominają o tych, których Pan Bóg stawia nam na drodze. Pytanie brzmi: idę na mszę niedzielną, po drodze napotykam człowieka, który właśnie upadł i leży na chodniku, co robię:
a) zatrzymuję się i najpierw pomagam potrzebującemu, na mszę nie zdąrzę więc w poniedziałek pójdę zamiast niedzieli
b) patrzę czy żyje i idę dalej na mszę, bo muszę być na mszy w niedzielę, a przecież Bóg jest ważniejszy od jakiegokolwiek człowieka
Współczesny kościół w Polsce, to kościół zgnuśniały. Ani nie idzie do Niniwy, ani nie ucieka przed nią. Współczesny kościół siedzi nażarty na tyłku i rozgląda się tępym wzrokiem wokół. Słowem jest zdrowy.
Jest dobrze jak jest. Czasami znajdzie się jakiś świecki, który przysparza jedynie kłopotów. Czegoś tam chce, zamiast spokojnie siedzieć w ławce na 4 literach.
No, niedługo kanonizacja, poklaszczemy w łapki, zachwycimy się santem subitem. Potem światowe dni młodzieży. Jeszcze parę spędów. Czegóż więcej nam trzeba?
Jest fajnie i będzie fajnie. Niech będzie fajnie. I fajnie.
Nie ma się co czepiać, tylko mimo tych trudności starać się jednak zrozumieć, co papież Franciszek ma do powiedzenia. A ma, i to dużo.
Na koniec zniesmaczonym purystom radzę poczytać własną twórczość, szczególnie tę bardziej odległą, dajmy na to gdzieś z przed roku. I spróbować sobie przypomnieć co Autor miał na myśli. Czy czasem to nie bełkot po blekocie, poszukać gdzie tam była logika i sens.
*/ Takiego 'wzorcowego' tak naprawdę nie ma, każdy region Hiszpanii ma swoją równoprawną 'odmiankę'.
Jezeli ktos nie zna podstaw wiary i z zasady jest nieufny (w stosunku do papiezy szczegolnie, a Ducha sw w ogolnosci), to bedzie mu dopisywal tresci, ktore sobie sam wymyslil, zamiast przyjac to, co on mowi po prostu w swietle nauki Kosciola.
Idżcie lepiej się pomodlić bo po rozum to za póżno.Antychryst Putin już się cieszy.
że tłum taki leniwy i głupi .Kultura to się
Was nie trzyma anie mnie bo obraziliście tu Papieża diabły wy jedne. Od siebie zacznijcie wymagać posprzątajcie w swoim kiblu najpierw.Kupcie kostkę domestos.A następnym razem pomyślcie zanim pyski plugawe otworzycie.
Idżcie wiec i nawracajcie sie. Z Bogiem.
teraz rozumiecie?