Jeszcze to w pamięci jest...

"Rozmowa miesiąca" z Księdzem Doktorem Karolem Nawą

Ks. Adam Sekściński: Reprezentuję serwis internetowy związany z Biblią i dlatego chciałem zapytać Księdza Doktora, czy pamięta Ksiądz swój pierwszy kontakt z Pismem Świętym? Zapewne dawniej dostęp do egzemplarzy Biblii były znacznie trudniejszy?
 
Ks. dr Karol Nawa: Naturalnie pamiętam - wstąpiłem do Zgromadzenia Chrystusa Króla w Meitingen, gdzie przebywał swego czasu także kardynał  Stefan Wyszyński. Tam się uczyłem i studiowałem Pismo Święte, z którym musiałem być znakomicie obeznany, ponieważ w 1939 roku skierowano mnie do ośrodka, w którym prowadziłem tak zwane Bible Study. Stanowo: młodzież męska - w poniedziałek, młodzież żeńska - we wtorek, dzieci - w czwartek, w sobotę - mężowie albo niewiasty i w niedzielę mężczyźni. Naprawdę miałem zawsze pełen kościół. Rozpocząłem potem działalność w  Cieszynie, gdzie kontynuowałem Bible Study, co spowodowało niemały zamęt pośród ewangelików, którzy nie mieli takiej szkoły biblijnej i nader często pojawiali się na naszych spotkaniach, bo brakowało im tego rodzaju formacji.
 
Zatem, nie zawsze było tak, że katolicy się uczyli od ewangelików czytania Pisma Świętego - bywało też odwrotnie?
 
Naturalnie! To była przepiękna rzecz, bo oni przychodzili sami, by dyskutować, rozmawiać, analizować, lepiej rozumieć. Doskonałym przykładem są akademicy z gliwickiej Katedry. Zawsze prowadzili spotkania dialogowe; czytali fragment Biblii, a następnie moderowali dyskusję nakierowaną na egzegezę wybranego fragmentu oraz pozostawiali wiele miejsca i czasu na pytania, indywidualne refleksje. To zawsze była niezwykle żywa, piękna dyskusja!  Mnie się te rzeczy bardzo podobały, ale trzeba było zaczynać od początku. Jednak zostałem posłany, by formować różnych ludzi - kapłanów, robotników, intelektualistów, ale też alkoholików, bezrobotnych… Byłem ciągle zajęty; spałem dwie, trzy godziny, by zdążyć wszystko przygotować i przemyśleć, przemodlić... Ale to był dobry, choć intensywny czas!
 
Ale to są już czasy kapłańskie Księdza.
 
Tak, tak…
 
A lata dzieciństwa, czy w domu było Pismo Święte?
 
Nie, Pisma Świętego nie było, ale były Żywoty Świętych. - omalże w każdej rodzinie.
 
Tłumaczeń też chyba było niewiele - bodajże tylko tłumaczenie ks. Jakuba Wujka?
 
Tak. Pamiętam, że jeden egzemplarz Biblii miał mój dziadek z Dąbrówki. Ta Księga była rodzinnym skarbem.
 
Dziadek posiadał egzemplarz Biblii?
 
Był niesamowitą osobą! Wstawał rano, mył się i siadał do Biblii. Potem czytał Żywoty Świętych - adekwatnie do danego dnia. Następnie przywoływał wszystkie dzieci i opowiadał nam o tym, co wcześniej przeczytał. Prawie wszystkie ferie i wakacje spędzałem u niego. Był też muzykiem - wspaniały człowiek! Bardzo pobożny; często chodził kilka kilometrów do kościoła. Niestety zginął podczas wybuchu bomby. Zerwała i połamała dach, a jego przygniotła w nocy w łóżku. Byłem mały, ale to pamiętam. I pamiętam jeszcze taki obraz, gdy dziadek pokazywał nam obrazki związane z Pismem Świętym i opowiadał całe historie powiązane tematycznie (np. o Józefie Egipskim).
 
Chciałbym zapytać o liturgię mszalną z tamtego okresu, zwłaszcza o czytania. Różnica była chyba istotna?
 
Msza była sprawowana oczywiście po łacinie. Czytania najpierw były śpiewane (również po łacinie), a następnie odczytywane po polsku lub po niemiecku. Taka specyfika tych terenów - ludność polska i niemiecka żyła w jednej przestrzeni.
 
Czy w trakcie Mszy św. również były dwa czytania a następnie fragment Ewangelii?
 
Było tylko jedno czytanie ze Starego Testamentu i Ewangelia. Teksty były najpierw śpiewane w języku kościoła, a następnie odczytywane, w którymś z języków narodowych.
 
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama