Żyć Pismem Świętym, jak pierwsi chrześcijanie... - z ks. Sebastanem Kreczmańskim rozmawia Marta Sudnik-Paluch.
Marta Sudnik-Paluch: Kiedy Ksiądz odkrył lectio divina dla siebie?
Ks. Sebastian Kreczmański: – Lectio divina, jako metoda czytania Pisma Świętego, to jedna z wielu, z których dotychczas korzystałem. W formacji Ruchu Światło–Życie odkryłem tę metodę w trochę inny sposób. Tam jest to nazywane Namiotem Spotkania i jest to taka pierwsza próba pobudzenia uczestników rekolekcji do lektury i modlitwy Pismem Świętym. Później, podczas studiów w seminarium, lektura Biblii staje się codziennością. Jest na to czas, można każdego ranka przeprowadzić medytację, a później, wieczorem, mieć czas na przygotowanie następnej. Chodzi o spotkanie ze słowem Bożym, modlitwę Pismem Świętym i to jest istota. Ważne, żebyśmy potrafili rzeczywiście żyć tymi tekstami, jak pierwsi chrześcijanie.
W swojej codziennej modlitwie sięga Ksiądz do czytań z dnia czy raczej do ulubionych fragmentów?
– Myślę, że każdy ma jakieś ulubione teksty, do których wraca i odkrywa je na nowo w konkretnych sytuacjach. Bardzo lubię tekst o błogosławieństwach. Odkryłem go właściwie dzięki dwóm liturgiom – ślubnej i pogrzebowej. Uderzyło mnie, że w obu przypadkach był ten sam fragment odczytywany podczas liturgii słowa. Potem zacząłem się nad tym zastanawiać i odkrywać, co więcej kryje się w tym tekście. Tych osiem stwierdzeń bardzo dobrze ustawia człowieka wobec życia i rozumienia rzeczywistości na sposób Chrystusowy. Bardzo lubię też fragment o uczniach z Emaus. Wspólna wędrówka z Nauczycielem, który idzie razem, ale nie do końca jest zauważony, to często nasza codzienność. Bywa, że my też idziemy razem z Chrystusem i nie zawsze Go dostrzegamy. Nie zawsze On chce, żebyśmy go od razu zauważyli.
Wspomniał Ksiądz o potrzebie życia słowem Bożym, która nie jest już tak wyraźna u współczesnych. Myśli Ksiądz, że nieznajomość Pisma Świętego rzutuje na to, jak wierzymy?
– Widzę to np. w szkole. Są uczniowie, którzy nie chodzą na religię, ponieważ są innych wyznań chrześcijańskich – wolni chrześcijanie, baptyści czy Świadkowie Jehowy. I oni mają w sobie taką ciekawość, bywa, że piszą do mnie maile z pytaniami o pewne kwestie. Naprawdę szukają. Natomiast niepokoję się o tych uczniów, którzy oświadczają, że nie będą czytali Pisma Świętego, bo im to jest niepotrzebne, nigdy się nie przyda. Kiedy zaczynam drążyć temat, odpowiedź jest zawsze taka sama: „I tak sobie nie poradzę”. Gdzieś, na jakimś etapie formacji naszej wiary doszliśmy do wniosku, że Pismo Święte jest trudne. Co jest prawdą, ale myśmy z tego zrobili bardzo wygodne tłumaczenie naszego lenistwa duchowego. Nie motywuje nas to do poszukiwań, zgłębiania treści.
Czy zatem myśli Ksiądz, że lectio divina, przypominanie lub wręcz mówienie, że można się tak modlić, może tę sytuację naprawić?
– W naszej parafii od kilku lat prowadzimy spotkania na temat lectio divina. Ich uczestnicy często robią notatki. To najbardziej widoczny znak, że brakuje wiedzy, że te osoby chcą mieć coś konkretnego, jakieś informacje, do których będą mogli się odwołać, czy wzorce, z których będą czerpać podczas modlitwy. Chcą wiedzieć, skąd wzięły się pewne metafory czy sformułowania używane w Piśmie Świętym i co one oznaczają. Wiele osób zapisuje także swoje medytacje.
Jak wyglądają spotkania i kto w nich uczestniczy?
– U nas lectio divina jest przeprowadzane w dwóch etapach. Pierwszy z nich, czyli katechezy biblijne, opiera się przede wszystkim na przekazywaniu informacji o Piśmie Świętym i powstawaniu jego kolejnych ksiąg. Staramy się wtedy zgłębić Biblię od strony literackiej, kontekstu historycznego. Na kazaniu nie zawsze jest czas, żeby to wszystko przekazać, m.in. z powodu ogromu materiału. Katechez jest mniej, odbywają się raz w miesiącu. Drugi etap to modlitwa medytacyjna w kościele, przed Najświętszym Sakramentem. Staramy się spotykać po Mszy św. wieczornej. Są maturzyści, gimnazjaliści, którzy przygotowują się do bierzmowania, i emeryci. Każdy z nich może znaleźć w tej modlitwie coś dla siebie. Najbardziej zaskakujące jest to, że widzimy żywe przywiązanie do tych spotkań. Są osoby, które przychodzą i przepraszają, że nie zdążą z pracy np. na katechezę, ale już na następnej modlitwie postarają się być. Pytają, czy znajdą gdzieś te wszystkie informacje. Na katechezy może i nie przychodzą tłumy, ale dzięki temu zawsze jest czas na dialog, wyjaśnienie pewnych niezrozumiałych kwestii metodologicznych.
***
Ks. Sebastian Kreczmański – wikary w parafii śś. Ap. Filipa i Jakuba, współtwórca parafialnych katechez biblijnych, autor lectio divina w Biblicum Śląskim