Piękno katolicyzmu: wiara

Jak się łączą – wiara, nadzieja, miłość?

• • •

Wiara jest najgłębiej powiązana z rozumem i rozumieniem. Sama w sobie jest rozumieniem i nigdy nie „skreśla” rozumu ani odeń człowieka nie „uwalnia”. Wręcz przeciwnie: wiara daje rozumowi oparcie, wyzwala go od grożących mu fobii i miałkości (pochodzącej z zapatrzenia w samego siebie), jest dlań stałym zadaniem bycia sobą. Rozum z kolei dba o to, by wiara sprostała zadaniu odpowiedzialnej racjonalności, by nie osunęła się w irracjonalizm.

Najważniejsze tu: wiara nie jest ciałem obcym we wnętrzu człowieczeństwa, ale spaja, integruje i oczyszcza poszczególne władze i elementy; prawdziwa, nie podtruwana (agnostycyzmem, ateizmem), nie zatruta (grzechem, zwątpieniem) – nigdy ich (władz i elementów człowieczeństwa) wzajemnie nie izoluje ani ich nie rozbija. Nie niszczy człowieka, ale rozwija.

• • •

Wiara jest sprawą osobistą, ale nigdy nie jest sprawą prywatną: właśnie dlatego, że jest aktem wolności, wiara wymaga odpowiedzialności społecznej za to, w co się wierzy. To po pierwsze. A po drugie: pierwszym podmiotem wiary jest Kościół i choćby z tego powodu przebija ona – ze swej istoty – granicę prywatności.

Kościół „wierzyć każe”… Ten punkt jest newralgiczny i bez niego nie ma prawdziwie ludzkiego aktu wiary. W skrócie: posłuszeństwo obecne w tym akcie (czyli też: śmierć własnego „ja” – „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”, Ga 2,20) wyrywa człowieka z jego samotności i zagubienia, braku orientacji i prowadzi go w stronę „bezkresu”, czyniąc go wolnym i właśnie ta wolność jest powiązana głęboko z aktem chrześcijańskiej wiary. Prosto i mocno: słowa Jezusa i treść naszej wiary są zawsze większe od naszego rozumu, za każdym razem przewyższają naszą inteligencję, w każdym przypadku prowadzą nas w bezkres, który nas przerasta, który jest „nowy”, w którym „jeszcze nie byliśmy”. Wierzyć znaczy poddać się tej wielkości i skromnie, powoli do niej dorastać.

Bóg uważa nas za zdolnych do wielkich rzeczy; do prawdziwej wielkości.

• • •

Człowiek wierzący nadal błąka się, błądzi, grzeszy. Jest grzesznikiem.

Lecz właśnie to miejsce – niedorastania człowieka, zdrady, sprzeniewierzenia, ohydy zła i grzechu – jest najwyższym dowodem tego, jak niepokonalne jest chrześcijaństwo, jak nie do wygaszenia jest światło wiary i czym właściwie jest Łaska – wiary, przebaczenia, jako taka. Problemy z praktyką wiary nie są bowiem argumentem przeciwko wierze, ale za nią. „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9,24). Również ciemność, w której trudno jest chodzić i widzieć, przeniknięta jest spojrzeniem i objawieniem Pana istnienia i czasu. Jego ręka gotowa jest zawsze ująć naszą rękę, by nas prowadzić podczas naszej ziemskiej wędrówki (zob. Ps 138,10). Jest to zatem bliskość nieoznaczająca sądu, który wywołuje przerażenie, lecz będąca wsparciem i wyzwoleniem.

Jest wiele rodzajów mroku. Spróbujmy je nazwać.

Jest ciemność głębokiego kryzysu wiary, który dotknął wielu. Są całe połacie naszego świata, w których trudno jest wierzyć, a żyjącym (czy wegetującym) w nich licznym współczesnym wydaje się to niemożliwe – tak pola te są wyjałowione religijnie, tak zlaicyzowane, przeorane agresywnym antychrześcijańskim sekularyzmem, oddane pod panowanie bożków (rozumu, dobrobytu, seksu, pieniądza, swawoli), zdetradycjonalizowane, wypalone grzechem indywidualnym i strukturalnym.

Jest wiara banalna, obniżona do pewnego poziomu filozofii, którą wypreparowano z Biblii, dogmatów i widzimisię – eklektycznie, selektywnie, sondażowo, co komu wygodne, miłe i niegroźne dla nawrócenia.

Jest wiara gnostycka, „otwarta”, „wysmakowana” i uczona, arogancka wobec wiary maluczkich, pełna pretensji do Kościoła.

Jest ogromny w wielu dzisiejszych kulturach problem utrudnionej inkulturacji wiary, kiedy to wiara trafia „na ścianę” kultury (i odbija się od niej jak groch), z której wykarczowano naturalną kiedyś dla niej wewnętrzną dynamikę odniesień transcendentnych, czy na estetykę, która odsyła do samej siebie, a która już tylko prowokuje i przekracza granice obyczajowe, a nie te, których przekroczenie jest drogą do tego, co wieczne i nieskończone… Inne, wiele innych.

Lecz „ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,10). Stąd apel Benedykta XVI, wtedy już prawie 85-letniego, zafrasowanego, ale pełnego żarliwej, niezmąconej wiary. Słowa z „Porta fidei”, z odniesieniem do Pawła, ale bardzo osobiste:

„Będąc już u kresu życia, apostoł Paweł prosi swego ucznia Tymoteusza, by »zabiegał o wiarę« (2 Tm 2,22) z taką samą stałością, jak kiedy był młodym człowiekiem (por. 2 Tm 3,15). Czujemy, że ta zachęta skierowana jest do każdego z nas, aby nikt nie był leniwy w wierze. Jest ona towarzyszką życia, pozwalającą nam dostrzegać wciąż na nowo cuda, które czyni dla nas Bóg”.

• • •

Największym z nich jest miłość.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama