Po co uczyli się hebrajskiego i układali witraże w najgorętszy tydzień lata?
Na poddaszu „Pustelni Eliasza” w Jasionie pani Danuta usiadła przy oknie w wykuszu. W strumień padającego światła wstawia kolorową szybkę, która zmienia kolor jej twarzy i oczu. – W człowieku jest światło. I opowiada człowiek o sobie, robiąc taki witraż. Jest to nawet jakaś terapia szkłem. Witraż jest jednak trudną techniką. Można się pokaleczyć. Nie można tego robić byle jak. Witraż wymaga staranności, uważności i ogromnej cierpliwości – tłumaczy powody, dla których wybrała ten rodzaj rekolekcji z warsztatami tworzenia witrażu. Ale nie jest zadowolona z efektów swojej prawie tygodniowej pracy. Pokazuje pudełko z rozbitymi szkiełkami, które są efektem ubocznym jej starań o wykonanie witraża przedstawiającego biały krzyż.
– Nie udało mi się zrobić tego tak, jak zaplanowałam. Ale tak miało być. Trzeba zgodzić się na to, że niekoniecznie wszystko musi nam się udać – opowiada. – Może ze dwa słowa dałbym dzisiaj radę przeczytać – śmieje się Marek Kusto z Gliwic podczas jednej z lekcji warsztatowej języka hebrajskiego w głównym budynku pustelni. – Czujemy się zupełnie jak pierwszaki – dorzuca jego żona Anna. – Po trzech dniach nie ma siły, żeby te literki się nie plątały – pociesza prowadząca warsztaty hebrajskiego biblistka dr Beata Urbanek.
Stawiać sobie pytania
Po co łączyć rekolekcje składające się z liturgii godzin, Eucharystii i konferencji duchowych z formami warsztatowymi? To specjalność jasiońskiej pustelni od lat. Tego lata odbyły się tam rekolekcje połączone z warsztatami zielarstwa, kaligrafii i iluminatorstwa, tkactwa, ceramicznymi oraz tworzenia ikon. – Nie chodzi o danie całego kompendium wiedzy czy umiejętności. Dla mnie wielkim bogactwem jest fakt, że ludzie, przeżywając taką formę rekolekcji, odkrywają, że jeszcze wiele nie wiedzą. Odkrywają, że wiara, którą w sobie noszą, nie jest gotowcem, wypełnioną formą, w której już nic się nie zmieści. Widzą, że mogą na nowo stawiać pytania, szukać. Przecież 4 dni z nauką języka hebrajskiego to ledwie dotknięcie kilku zdań z Księgi Rodzaju. Więc można zobaczyć, jak wiele jest jeszcze do odkrycia w życiu. Bardziej boję się takiego doświadczenia wiary, w którym jest pewność wypełnienia się wszystkimi treściami wiary, że już nic więcej nie potrzebuję, wszystko wiem. Staram się, by ludzie zaczęli sobie stawiać na nowo pytania, niekoniecznie od razu na nie odpowiadając – mówi ks. Roman Hosz, założyciel pustelni i dyrektor niedawno utworzonego w niej ośrodka formacyjnego diecezji opolskiej.