Słyszymy w psalmie: „...bo mnie wybawiłeś”. Od czego? Tekst, zwłaszcza gdy go czytamy w całości, nie zostawia wątpliwości.
Chodzi o wybawienie od śmiertelnego niebezpieczeństwa. A określenie „śmiertelne” nie jest bynajmniej przenośnią.
Autor pieśni zdaje sobie sprawę, że to Bóg dopuszcza takie niebezpieczeństwo. W wybranych do dzisiejszej liturgii wersetach dominuje jednak inna myśl. Myśl o wyratowaniu i ocaleniu.
Bo od wrogów sam Bóg wybawia. Nie pozwala im na prześmiewczy tryumf. Więcej – wywołuje życie psalmisty z „krainy umarłych”. Jeszcze więcej – sam Bóg ocala go „spośród schodzących do grobu”. Czy może być wymowniejsza pieśń na dni Zmartwychwstania? Czy przeczucie psalmisty nie spełniło się jako proroctwo najmocniej właśnie w tajemnicy Jezusowej śmierci i zmartwychwstania?
Jeśli wtedy, przed wiekami psalmista miał powody do wdzięcznej radości wobec Boga, jeśli te powody znalazły niewzruszoną podstawę w zmartwychwstaniu Jezusa – to czy także my nie powinniśmy zawołać „zamieniłeś w taniec mój żałobny lament”?
I zawsze już, ile życia na tym świecie, śpiewać Bogu chwałę. Owa pieśń wdzięczności i radości będzie trwała zawsze. Bo wybawienie z krainy umarłych sięga wieczności.
*
Rozważanie dotyczy psalmu 30 (29).