Bo w teorii niby wiadomo. Gorzej w praktyce codziennych odniesień.
Kiedy zabrzmi siódma trąba i „misterium Boga się dokona”? To pytanie w ciągu wieków zadaje wielu chrześcijan. Zwłaszcza w czasach rozbuchanego zła, gdy krzywdy i nieprawości narastają tak bardzo, że rodzi się pytanie, czy Bóg aby o świecie nie zapomniał. Cierpliwości – zdaje się ciągle powtarzać Chrystus w spisanych w Apokalipsie wizjach Jana. Nadejdzie na pewno, ale zanim to się stanie, ludzkość dostaje kolejne szanse. Trudne szanse. Są nimi przerażające plagi, które powinny uzmysłowić człowiekowi, że nie jest samowystarczalny, że jednak potrzebuje Boga. I choć generalnie z tej szansy nie korzysta, to ludzie nie będą mogli się wymówić, że jej nie dostali; że nie widzieli, nie rozumieli. Przecież nie dało się nie zobaczyć, jak są bezbronni wobec zła; i tego które jest w nich samych i tego, które przychodzi z zewnątrz. Bezbronni i bezradni. Mimo to dalej twierdzili i twierdzą, że Bóg nie jest im do niczego potrzebny...
Przerażający ten malowany w wizjach Jana obraz. Owych spadających na ludzkość plag też, oczywiście. Bardziej chyba jednak tej zatwardziałości ludzkich serc, których nawet tak ciężkie doświadczenia nie są w stanie skłonić, by szukać pomocy i Boga. Im ciągle Bóg nie jest potrzebny. Tak było w czasach Jana, tak było wiele razy w historii od dwóch tysięcy lat, tak jest i dziś. Choć może te najgorsze plagi o których pisał Jan mają dopiero nadejść...
A my? Chrześcijanie? Gdzie w tym wszystkim jesteśmy? O tym był wcześniej siódmy, rozdział Apokalipsy, ukazujący, chrześcijan jako opieczętowanych przez Boga, przeznaczonych do ocalenia, a tych, którzy oddali życie dla Chrystusa jako biorących udział w liturgii nieba. O tym był także rozdział dziesiąty tej księgi, którego sens wyjaśniono w poprzednim odcinku cyklu: nie mamy być zbytnio ciekawi kiedy owo „misterium Boga się dokona”, kiedy przyjdzie Dzień Pański. Przyjdzie na pewno. My jednak mamy skoncentrować się na tym, by „prorokować ludom, narodom, językom, królom”. By być solą tej ziemi i światłem świata; swoim słowem i życiem głosić Ewangelię...
Kolejny, jedenasty rozdział Apokalipsy to wizja świadectwa dwóch świadków. Zanim jednak Jan o nich usłyszy, najpierw otrzymuje polecenie: ma „zmierzyć świątynię Bożą i ołtarz i tych, co wielbią w niej Boga”. I tylko tym dwom wersetom, choć związanym oczywiście z dalszą częścią wizji, poświęćmy ten odcinek cyklu. Bo tyle w nich spiętrzonych wręcz treści...
Zmierzyć niemierzalne
Potem dano mi trzcinę podobną do mierniczego pręta,
i powiedziano:
„Wstań i zmierz Świątynię Bożą i ołtarz,
i tych, co wielbią w niej Boga.
Dziedziniec zewnętrzny Świątyni pomiń zupełnie i nie mierz go,
bo został dany poganom,
i będą deptać Miasto Święte czterdzieści dwa miesiące.
Od razu wspomnijmy, że wizja ta przypomina inną, znacznie bardziej rozbudowaną scenę z Księgi proroka Ezechiela (40-43). Tam dokładnie wszystkie części świątyni – mury, przedsionki, dziedzińce, portyki i temu podobne – mierzy anioł. Tu zadanie to powierzono Janowi. Czy ta różnica ma jakieś znaczenie symboliczne trudno powiedzieć, choć.. O tym za chwilę. Polecenie, które otrzymuje Jan w porównaniu z kolejnymi czynnościami anioła z księgi Ezechiela też wydaje się dość lakoniczne, ale to chyba niezbyt istotna kwestia. Jedna różnica jest jednak dość uderzająca: u Ezechiela mierzony jest tylko budynek. Jan ma zmierzyć też tych, co w tej świątyni wielbią Boga. Zanim jednak spróbujemy wyciągnąć jakiś wniosek zastanówmy się najpierw nad tym, co właściwie Jan ma zmierzyć. Bo to chyba niezbyt oczywiste.
Jan napisał, że podano mu trzcinę „podobną” do mierniczego pręta. Czyli nie mierniczy pręt, tylko coś doń podobnego. Jak Duch Święty zstąpił na Jezusa w postaci cielesnej „niby gołębica”, a nad Apostołami pojawiły się języki „jakby z ognia”. To coś, co Jan nie wie jak nazwać. Najpewniej dlatego, że to „przyrząd” do mierzenia czegoś, co nie ma charakteru materialnego.
Jan ma zmierzyć świątynię. Jaką konkretnie? W Starym Testamencie świątynia to miejsce przebywania Boga na ziemi, jakby kawałek nieba. Jest nią najpierw, w czasie wyjścia z Egiptu i potem przez kilka wieków, Namiot Spotkania. Potem, w czasach Salomona powstaje pierwsza świątynia – budowla. Przetrwa kilkaset lat, aż w końcu zostanie w 587 roku przed Chrystusem zostanie zburzona przez Babilończyków. Druga, zbudowana już nie z takim rozmachem, powstała po niewoli. To ją rozbudował i powiększył morderca niewiniątek z Betlejem Herod Wielki. To z niej Jezus wypędził przekupniów i w niej też czasem uczył. To tę świątynię podczas oblężenia Jerozolimy w czasie powstania w 70 roku po Chrystusie zburzyli Rzymianie. Trzecia świątynia... Żydzi ciągle czekają. Nie taką chyba jednak świątynię miał tym czymś, podobnym do mierniczego pręta, zmierzyć Jan. A co?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |