„Być może nigdy nie mieliście okazji zrobić czegoś tylko i wyłącznie z miłości do Boga” – motywowałem pary zamieszkujące razem przed ślubem.
Poznałem kilka par małżeńskich, które nie mogły mieć dzieci. Długotrwałe starania pogłębiały tylko frustrację, aż wreszcie małżonkowie podjęli decyzję o adopcji. Ta heroiczna decyzja miała błogosławione następstwo: jakiś czas potem poczęło się i przyszło na świat ich własne dziecko. Inne zdarzenie miało miejsce w stanie wojennym. „Czerwoni” przykręcili śrubę, wszystko pod ścisłą kontrolą, sypały się kary za złamanie rygorów stanu wyjątkowego. Do pewnego pogranicznika przyszedł ksiądz: „Czy pan przewiezie powielacz dla katolików za granicą?”. Nie wiedział, dlaczego właśnie do niego przyszedł wtedy ksiądz. W kościele raczej nie bywał, Panu Bogu się nie narzucał. Tamtej nocy zdecydował się przewieźć ów powielacz. Ryzykował. Odtąd wszystko się zmieniło. Zaczął przychodzić na Mszę, wsłuchiwać się w to, co mówią księża, odmawiać proste modlitwy. Dziś jest wierzący. Pan Bóg potrafi wiele zbudować na ludzkiej szlachetności. Nieraz taki wyjątkowy, heroiczny czyn spowoduje, że czyjeś życie się odblokuje. „To człowiek Boży, przygotujmy mu u nas mały pokoik” – powiedziała sobie Szunemitka, wychodząc wyraźnie poza standard zwykłej gościnności. Nie liczyła na nagrody, nie kombinowała zysków. Nieraz Bóg chodzi naszymi drogami dyskretnie, przygląda się nam z dystansu, aż w pewnej chwili stawia nas wobec wyboru, który po ludzku przekracza nasze możliwości. Coś w nas doznaje łaski szczególnej szlachetności. „O tej porze za rok będziesz pieściła syna”.
Sytuacja Szunemitki przypomina inne biblijne zdarzenie, gdy Bóg pod postacią trzech podróżnych zatrzymał się w domu Abrahama i Sary. Widząc ich szczerą gościnność, obiecał im dziecko. Nie tylko byli bezdzietni, ale i lata, w których można było jeszcze mieć nadzieję, bezpowrotnie minęły. Sara, słysząc, co Bóg mówi, w ukryciu zanosiła się śmiechem. Abraham tymczasem „wyczuł moment”, czas na ryzyko, okazję do szlachetności. Doświadczyli wiary przez skok w niezwykły czyn. Pod naporem jakiegoś ukrytego impulsu, zakamuflowanego Bożego słowa. „Być może nigdy nie mieliście okazji zrobić czegoś tylko i wyłącznie z miłości do Boga” – motywowałem pary zamieszkujące razem przed ślubem. Zdawałem sobie sprawę, że nie odmieni ich stylu życia żaden argument etyczny czy estetyczny. Tylko jeden wzgląd: miłość Boga. Ci, którzy się tego podjęli – by z miłości do Chrystusa „odzyskać narzeczeństwo”, czasowo się rozstać i zakosztować czystości – dostawali od Boga szczególną łaskę. Jako małżonków widziałem ich latami modlących się razem, skłonnych do kolejnych szlachetności.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |