Wnioski z powyższej analizy są następujące: Spośród całego wachlarza znaczeń słów powiązanych ze słowem diakonon tylko w trzech miejscach NT, tzn. w Flp 1,1, 1 Tm 3,8,10 i 12 słowo to może oznaczać posługę obok urzędu biskupa (z czego nie wynika, że jest to taki sam urząd jak urząd „prezbitera” [„zwykły ksiądz” w Kościele rzymskim] czy „episkopa” [„biskup” w Kościele rzymskim]; por. też przypis w Biblii Tysiąclecia [dalej: BT] do Flp 1,1).
Jednakże w przeważającej części miejsc NT słowo „diakon” posiada inne znaczenie, począwszy od słowa „diakon” odniesionego do rządów służących Bogu (Rz 13,4), w sensie służby grzechowi (Ga 2,17), w sensie kogoś, kto służy Ewangelii (Ef 3,7; Kol 1,23), Jezusowi (Ef 6,21; Kol 1,7; 4,7; 1 Tm 4,6), a nawet w znaczeniu sług szatana (2 Kor 11,15). Jak widać, słowo „diakon” może zatem oznaczać w NT bardzo różne „sługi”, zatem wcale nie jest pewne, że w Rz 16,1 użyto wobec Feby słowa „diakonisa” w znaczeniu właśnie „funkcji kapłańskiej”, jak wyżej chce Agnosiewicz, skoro rzeczownik ten stosowano także na określenie zwykłej świeckiej służby, np. służby pełnionej przez sługi króla (jak np. w Mt 20,26; por. też Mt 22,13; 23,11; Mk 9,35; 10, 43, itd.) itd.
To po pierwsze, a po drugie, 1 Tm 3,11 jest jedynym tekstem w NT, gdzie można się doszukać w miarę pewnej aluzji co do tego, że kobiety pełnią funkcję diakonów. Nie pomoże to jednak wiele Agnosiewiczowi, bowiem Pierwszego Listu do Tymoteusza nie uważa on za autentyczny list Apostoła Pawła (patrz niżej). Ponadto z tekstu nie wynika, jaki jest to rodzaj posługi i czy miało to już wtedy cokolwiek wspólnego z urzędami określanymi w NT jako „biskup” i „prezbiter”. Nie ma zatem żadnego dowodu na to, co pisze Agnosiewicz, tzn. że kobiety mogły w NT pełnić „funkcje kapłańskie”. Dopiero wtedy gdyby jakiejś kobiecie przypisano w NT funkcję prezbitera czy biskupa, sprawa wyglądałaby inaczej. Tak jednak nie jest. Skoro Agnosiewicz ma zwyczaj odwoływania się do „najstarszych źródeł” na temat chrześcijaństwa, to niech weźmie sobie pod uwagę, że na podstawie NT nie możemy przypisać „funkcji kapłańskich” kobietom.
I po trzecie wreszcie, Agnosiewicz zdaje się nie wiedzieć, że w Kościele rzymskokatolickim stopień diakona w przeciwieństwie do stopnia prezbitera i biskupa nie jest uważany za funkcję kapłańską, o czym wyraźnie uczy Katechizm Kościoła katolickiego[4]. Tym samym nawet gdyby dziś kobiety w Kościele rzymskokatolickim mogły pełnić funkcję diakonis, nie oznaczałoby to, że są dopuszczone do kapłaństwa, jak zakłada Agnosiewicz na podstawie swojej interpretacji Rz 16,1.
Należy też wspomnieć, że w Kościele rzymskokatolickim kobiety były dopuszczane do posługi diakonis i z powodzeniem uczestniczyły w tej funkcji, co zanikło jednak po X wieku. Obecnie w Kościele rzymskokatolickim istnieje tendencja ku przywróceniu tej posługi. Być może najstarsza wzmianka o diakonisach znajduje się w Liście Pliniusza do Trajana, który pochodzi z początku II wieku. Mowa tam o dwóch torturowanych chrześcijankach, które nazywały siebie „usługującymi” (ministrae). Koresponduję to z wspomnianą w Rz 16,1 wzmianką o Febie, którą określono, jak wiemy, mianem diakonon, co znaczy właśnie „sługa”. List Pliniusza do Trajana nie podaje jednak żadnych dalszych informacji w temacie owego „usługiwania” dwóch chrześcijanek i nie wiemy nawet, czy mamy tu do czynienia z posługą rozumianą jako jakiś urząd kościelny. Tertulian[5] i Epifaniusz[6] upatrywali diakoniski we wdowach wspomnianych w 1 Tm 5,3-16. O diakonisach uczyli też Klemens Aleksandryjski[7] i Orygenes[8]. Pierwszy sobór nicejski w kanonie 19. określił wiek diakonis na co najmniej 60 lat (por. 1 Tm 5,9), zaś sobór chalcedoński obniżył tę granicę do lat 40.
Kk. - Przeważają jednak zakazy w tej kwestii. W liście do Tymoteusza czytamy: "Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo. Zbawiona zaś zostanie przez rodzenie dzieci (1 Tym 2, 12n)
P. - Pawłowe autorstwo tego listu jest wśród naukowców kwestionowane, tak samo jak listu do Efezjan. Pozostaje więc wzmianka w liście do Koryntian. Albo jest to późniejszy dopisek kopistów, albo też jest autentyczna i świadczy o tym, że Paweł nie był w tej kwestii zdecydowany. W innym miejscu przyznaje, że nie wszystko czego naucza pochodzi z objawienia, część dodaje od siebie (np. sprawy małżeńskie), może więc i do tego należy podchodzić nieco inaczej.
Odpowiedź:
Rozumowanie typowe dla Agnosiewicza i jemu podobnych „krytyków” Biblii. Nawet gdy jest on skłonny uznać jakiś list za Pawłowy (Kor), to jeśli jakiś fragment mu nie pasuje, to jest to „późniejszy dopisek”. Czemu? Bowiem to nie pasuje Agnosiewiczowi do jego tezy o kapłaństwie kobiet. To kapłaństwo oczywiście istniało jego zdaniem już w NT, choć nie podaje on na to żadnych poważnych argumentów. Jedynym argumentem za tym jest… jego własna teza, ta zaś decyduje, co jest „późniejszym dopiskiem” w Kor. Oto idealny przykład błędnego koła, istne petitio principii w rozumowaniu. Wiemy, co napisał św. Paweł na temat nauczania kobiet w Liście do Koryntian, i pozostaje nam się tego trzymać, wbrew zagubionym w swym rozumowaniu „krytykom” Biblii, którzy nawet sami ze sobą nie mogą dojść do porozumienia, a mimo to dyktują innym, co mają myśleć.
Kk. - Św. Paweł wiele razy wspominał, że mężczyzna bardziej nadaje się do służby Pańskiej, że przewyższa kobietę. Jak choćby taka oto gradacja: głową Chrystusa - Bóg, głową mężczyzny - Chrystus, głową kobiety - mężczyzna (1 Kor 11,3). Albo nieco dalej: mężczyzna - obrazem i chwałą Boga, kobieta - chwałą mężczyzny (1 Kor 11,7). Najbardziej chyba dobitny pod tym względem jest ten oto fragment: "To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny. Podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny. Oto dlaczego kobieta winna mieć na głowie znak poddania..". (1 Kor 11:8-10).
P. - Faktycznie był Paweł mizoginem, jednak w liście do Galatów zrównuje kobietę z mężczyzną: "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie". (3:28).
Odpowiedź:
Takie zrównanie godności w zakresie człowieczeństwa wcale nie musi zakładać zrównania funkcji. Zauważmy, że np. w J 17,21 jest powiedziane, że Jezus, Bóg Ojciec i uczniowie Jezusa są „jedno”. Czy to jednak oznacza, że jakiś uczeń Jezusa miał takie same prawa jak np. Bóg Ojciec? Nie. Zatem stwierdzenie, że ktoś jest z kimś „jednym”, nie upoważnia jeszcze do wniosku, że te osoby pełnią równe funkcje. Powyższy argument Agnosiewicza oparty na Ga 3,28 jest zatem wyjątkowo nietrafny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |