Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Wykład wygłoszony podczas Akademickiego Tygodnia Kultury Słowa we Wrocławiu, 15 kwietnia 2002
Termin „retoryka” nie kojarzy się nam raczej zbyt dobrze. Zwykle mamy na myśli albo pustosłowie, mówienie o niczym naszych polityków czy uprawianą przez nich „sztukę pięknego kłamania”;, albo ewentualnie – to już konotacje związane z literaturą czy nauką – przerost formy nad treścią – bombastyczność (nawiasem mówiąc, tematyka związana z retoryką znakomicie współbrzmi z treścią nazwy Tygodnia Kultury Słowa, w którym bierzemy udział).
Retoryka stała się szczególnie niepopularna w XIX wieku, kiedy modny był postulat obiektywizacji języka nauk humanistycznych na wzór nauk ścisłych. Jednak przecież nie ma dyskursu obiektywnego – nawet w naukach ścisłych. Gdziekolwiek mamy do czynienia z aktami komunikacyjnymi, sytuacja staje się sytuacją retoryczną, inaczej – sytuacją perswazyjną (np. wykład jest typową sytuacją retoryczną). Akt komunikacyjny – to nie rurociąg, człowiek – to nie komputer.
Przypuszczam, że jedyne pozytywne skojarzenie z terminem „retoryka”; być może, mógłby mieć ktoś związany ze sferami biznesowymi – byłaby to retoryka w biznesie – ostatnio w szkołach kształcących ludzi interesu wykłada się taki przedmiot. Studentom wpaja się tam umiejętność przekonywującego przemawiania, skutecznego negocjowania i utrzymywania dobrych relacji interpersonalnych w firmie. Jednak chyba mało kto z pobierających tego rodzaju nauki skojarzyłby te umiejętności ze starożytną arystotelesowską teorią retoryki, której przecież de facto niewielkiego ułamka, po odpowiednich oczywiście modyfikacjach, dotykają. Jest to podejście typowo pragmatyczne, które już w starożytności propagowali sofiści, krytykowani za to przez Platona, który w słynnym dialogu Gorgiasz nazywa taką retorykę sztuką pozorną i moralnie nie do przyjęcia (celem było takie opanowanie umiejętności retorycznych, by zarobić jak najwięcej pieniędzy, sprytnie interpretując, naginając fakty dla swoich potrzeb) – tak jak wykwintna kuchnia, aplikując smaczne dania, polepsza tylko samopoczucie, ale chce udawać medycynę, która naprawdę leczy. Jak widać, problem retoryki w biznesie liczy sobie przynajmniej 2500 lat.
Traktując temat retoryki z nieco innej strony, ktoś interesujący się trochę Biblią i kontekstem, w którym się ona zrodziła – czyli antykiem – mógłby zapytać: „Cóż mają wspólnego Ateny z Jerozolimą?”;. To tertuliańskie pytanie, jak niektórzy studenci doskonale wiedzą, jest wciąż często zadawane po wykładach pokazujących związki między starożytnością pogańską i starożytnością chrześcijańską. Jednak, chcąc nie chcąc, jesteśmy wyznawcami religii antycznej lub przynajmniej pozostajemy w sferze wartości wypracowanych właśnie przez tę antyczną religię. To paradoksalne, jak w związku z tym faktem niewielką wagę przywiązuje się do wiedzy o starożytności – ciągle w szkołach i na uniwersytetach traktuje się tę dziedzinę wiedzy po macoszemu (zresztą wystarczy zapytać studentów uniwersytetu, co sądzą na temat historii starożytnej czy nauki łaciny lub, nie daj Boże, greki).
I. Postawienie problemu
W tej sytuacji trudno się dziwić temu, że organizatorzy Tygodnia Kultury Słowa postanowili zadać sobie pytanie, czy Biblia jest jeszcze zrozumiała dla współczesnego czytelnika, czy ma ona dla współczesnych jeszcze jakąś wartość. Czy my jeszcze rozumiemy te teksty? Co jest przyczyną tego, że może często brzmią one dla nas dziwnie, może obco? Czy w ogóle jesteśmy jeszcze w stanie pokonać tę 2000-letnią niemal przepaść (jeśli chodzi o Nowy Testament, oczywiście), jaka nas dzieli od czasu ich napisania? Pytania te są jak najbardziej zasadne i chciałbym podjąć próbę zasugerowania na nie odpowiedzi.
Chciałbym najpierw wskazać najistotniejsze, moim zdaniem, przyczyny tego rodzaju problemów, a następnie wskazać na retoryczną metodę podchodzenia do tych tekstów jako remedium w tej sytuacji. Na końcu pokażę, że dzięki analizie retorycznej możemy odkryć, że to słynne ponoć antyretoryczne i antyfilozoficzne wystąpienie Pawła w 1 Kor w istocie takim chyba nie było.
Retorykę rozumiem w najszerszym sensie tego słowa, idąc za wybitnym badaczem tej problematyki, George’em A. Kennedy’m jako sztukę przekonywania słowami – sztukę perswazji.
II. Przyczyny problemów z rozumieniem tekstów biblijnych (przede wszystkim greckich)
a. problemy wypływające z samej natury języka
Amerykański biblista Joel. B. Green w swoim tekście zamieszczonym w książce Hearing the New Testament. Strategies for Interpretation (tu chcę zwrócić uwagę na znamienny tytuł – Słuchając Nowego Testamentu – to istotne w kontekście tego wykładu) wskazuje na kilka problemów, które dla nas, uczestników tego aktu komunikacyjnego, jakim jest czytanie, wypływają z samej natury języka. Stwierdziłem, że czytanie jest aktem komunikacyjnym – jak najbardziej – przecież tak jak w przypadku zwykłej, codziennej konwersacji z sąsiadem potrzebujemy tu nadawcy, odbiorcy oraz informacji, która jest osadzona w konkretnym kontekście i przekazana za pomocą odpowiedniego medium. Autor tekstu jest dla nas partnerem konwersacji – chcemy zrozumieć, o co mu chodzi. Między bezpośrednim kontaktem ustnym a kontaktem za pomocą tekstu jest jednak pewna znacząca, istotna różnica. W rozmowie z kimś zawsze możemy w razie niejasności zapytać: O co ci chodzi? Tekst milczy. Jesteśmy oddzieleni od nadawcy czasem i przestrzenią. Jesteśmy pozbawieni obecności w akcie komunikacyjnym takich pozajęzykowych zjawisk – niezmiernie istotnych dla naszego rozumienia komunikatu, jak: gesty (w ogóle odczytywanie mowy gestów właściwych konkretnej kulturze jest czymś niezmiernie istotnym; być może, rzeczywiście jest prawdą, że pacyfistyczna interpretacja tekstu: „jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”; (Mt 5,39), wypływa z takiego niezrozumienia – uderzenie w prawy policzek to nie akt przemocy fizycznej – trzeba włożyć wiele starań, by uderzyć osobę stojącą naprzeciwko silnie prawa ręką w prawy policzek, proszę spróbować! – to akt okazania pogardy, skuteczny sposób obrażenia kogoś), mimika, intonacja itd.
To duży problem! Możemy zadawać sobie pytanie: jak rozumieć tekst 1 Kor 11,19: „muszą wśród was być rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani”;? Albo 1 J 4,12 „Boga nikt nigdy nie widział”;? Czy są to zdania orzekające, stwierdzające pewne oczywiste fakty, czy kryje się za nimi sarkazm, a może – jak w przypadku tekstu z Listu św. Jana – specyficzny kontekst? Gdybyśmy słyszeli te zdania, tak jak pierwsi ich odbiorcy, nie mielibyśmy tych problemów. Musimy sobie zdać sprawę z tego, że teksty były pisane z myślą o ich wygłoszeniu, a nie przeczytaniu – na nasz współczesny sposób (wówczas nawet czytając tylko dla siebie, czytano na głos – Augustyn podaje nam przykład Ambrożego, który robił to inaczej – czytał cicho; Augustyn uznał to za tak niezwykłe, że postanowił to odnotować w Wyznaniach). Koryntianie słuchali listu do nich skierowanego. Odczytywała go osoba, która dostarczyła ten list na miejsce. Był to najprawdopodobniej sekretarz, który go opracowywał wraz z Pawłem – był zatem doskonale zaznajomiony z intencją autora i we właściwy sposób mógł ją przekazać za pomocą odpowiednich środków pozajęzykowych – gestu, intonacji, mimiki itd. To również zakłada, że Apostoł Paweł, pisząc swoje słowa, musiał być uczulony na to, jak one brzmią dla ucha. Musiał więc nadać im w tym celu specjalną strukturę. Również słuchacze byli bardzo wyczuleni na dźwięk i formę, co zresztą daje się wyczuć, kiedy wczytamy się w tekst choćby 1 Kor. Widać tam, że retoryka szła w ich odczuciu w parze z mądrością.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |