Prezentujemy fragmenty tej książki :. dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS :.
Maria, modląc się i będąc całkowicie zatopiona w Bogu, była na spotkanie Jego Objawienia gotowa. Niemniej pozdrowienie anielskie zaskoczyło Ją.
Usłyszawszy anielskie słowa, „zatrwożyła się”.
Ale jakaż różnica między owym zatrwożeniem Marii a lękiem Zachariasza, gdy sześć miesięcy wcześniej ten sam anioł Gabriel zapowiedział mu narodzenie syna. „Zachariasz zatrwożył się ujrzawszy go i lęk go ogarnął.” Otóż Marii nie ogarnął lęk. A to jest wielka różnica. Bo bojaźń bywa dwojaka. Jedna – dobra – ta, którą Pismo święte nazywa bojaźnią Bożą i która płynie z miłości, a prowadzi w mądrość. I jest bojaźń druga, która jest strachem. A strach nie płynie z miłości i nie rodzi mądrości. Przeciwnie. Rodzi się z tchórzostwa i egoizmu, a prowadzi w małoduszność, podłość, czasami w rozpacz. I ten to właśnie zły, ludzki, umniejszający strach kazał biednemu Zachariaszowi wątpić i nie dowierzać. Taki strach nie musnął Marii. Nie zahamował ani na chwilę doskonałego funkcjonowania wszystkich władz Jej serca i umysłu. Przeciwnie, myśl Jej działała szybko i sprawnie.
I Maria po chwilowym onieśmieleniu zaczęła się zastanawiać. „Rozważała, cóż by to było za pozdrowienie.”
Tak pierwszym odruchem Marii, pierwszą Jej czynnością w obliczu anioła, w obliczu Bożego wysłannika, była myśl. Zastanowienie. Panna Mądra chciała rozumieć.
Ludzie na ogół dość chętnie pokrywają swe myślowe lenistwo wymówką, że „nie należy zbytnio badać, lepiej jest słuchać i wierzyć ślepo”. Nie lubią kłaść na głowę „cierniowej korony myśli”, jak pięknie pracę ludzkiego umysłu szukającego prawdy nazywał ksiądz Konstanty Michalski. Skutek jest taki, że nieraz chętniej dają posłuch – a tym samym podporządkowują swe postępowanie – różnym emocjom, wrażeniom i rzekomym natchnieniom. Nieraz wolą zdawać się na dyktat przeróżnych wróżebnych znaków, nawet snów, niż zdobyć się na wysiłek umysłowy, by zbadać, w co wierzyć i jak postępować należy. Toteż często widzimy, że wiara ludzi, nawet ludzi pełnych dobrej woli, przemienia się w jakieś emocjonalne i irracjonalne odruchy, z pobożności ześlizguje się w dewocję, nawet – częściej niżby się zdawać mogło – stacza się po prostu w zabobon.
Rozmowa Marii z aniołem idzie po linii rozumowej, jest – ze strony Marii – wysiłkiem zrozumienia prawdy i szukania drogi.
Anioł po pozdrowieniu przystępuje do wypełnienia misji, z jaką został na ziemię posłany: oznajmia Marii, że ma począć i porodzić Syna, który „będzie wielkim i Synem Najwyższego nazwany będzie”. Objaśnia też, że ów Syn otrzyma od Boga stolicę Dawida, że będzie królował nad domem Jakubowym.
Maria, jako osoba znająca Pismo, rozumie język Psalmów i Proroków, którym posługuje się anioł. Wie, co jest przedmiotem Bożych obietnic i tęsknot Izraela. Są one także Jej tęsknotami. Bo – chociaż tylko niewiasta – Maria żyje tymi myślami i pragnieniami od dzieciństwa. Kobiety na Wschodzie były na ogół odsuwane od udziału w sprawach publicznych. Nawet w świątyni były do kultu religijnego dopuszczane tylko z bardzo daleka. Ich domeną był – i miał być – dom. Rodzina. I wszystkie drobne, codzienne sprawy z bytem domu i rodziny złączone. Maria nie wynosi się nigdy nad swoje siostry – kobiety. Nigdy nie uchyla się od pełnienia ich niskiej, nieefektownej i tak bardzo niedocenianej pracy. Z całą prostotą staje w szeregu tych milionów kobiet, które piorą, szyją, naprawiają, gotują i sprzątają. Ale myśl Jej, serce Jej nie ogranicza się do tych, na pewno przez Nią doskonale wykonywanych prac. Serce Jej nie wypełnia się ich dokuczliwą drobiazgowością. Przeciwnie, myśl i serce Marii wybiegają daleko poza krąg spraw rodzinnych i domowych. Nie zaniedbując ich Maria przejmuje się i zajmuje sprawami szerszymi, sprawami i troskami swego narodu i łączy się ze swym ludem w jego mesjańskich tęsknotach.
Toteż szybko się orientuje, o co chodzi aniołowi. Z przebiegu rozmowy widać, że od razu zrozumiała, iż chodzi o obiecanego Mesjasza, a także, że Ona została przez Boga na Matkę Mesjasza upatrzona.
Bo Maria – choć pyta – jednak wierzy od razu. Nie żąda jak Zachariasz znaku, który by uwierzytelnił słowa anioła. Wie, że stojący przed Nią Gabriel jest wysłannikiem Bożym. Pyta w innym celu: pyta, bo musi, bo chce zrozumieć. Pyta, by wiedzieć, jak postąpić.
Pytać jest prawem i obowiązkiem człowieka. Jego wiara ma być rozumna, a posłuszeństwo w pełni świadome. Gdyby nie takie było prawo i wola Boża dla ludzi, istot rozumnych, owo pytanie postawione aniołowi, a więc pośrednio Bogu, mogłoby być poczytane za zuchwalstwo.
Tymczasem w ustach Marii brzmi jak gorliwość. Brzmi jak wysiłek zdążający do poznania właściwej a najlepszej drogi. Bo Maria zdaje się w tym momencie nie wiedzieć, jak postąpić. Zdaje się przed Nią zarysowywać konflikt. I tu jest moment owego dramatycznego spięcia, o którym wspominałam na początku. Maria musi wybrać między natychmiastowym i bezwzględnym posłuszeństwem Bogu a wiernością w dotrzymaniu uczynionej Mu obietnicy.
A Maria, Panna Wierna, wie, że trzeba dotrzymywać obietnic, tym bardziej obietnic uczynionych Bogu. Trzeba się uiścić z wszelkich przyjętych zobowiązań. I Maria jest tak wierna, że za ową wierność gotowa jest zapłacić zrzeczeniem się zaszczytu i przywileju, jaki Jej anioł zapowiada: zaszczytu zostania Matką Mesjasza.
„Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?”
Słowa te jakoś niedwuznacznie wyrażają, że między wypełnieniem zleceń anioła a postanowieniami Marii zachodzi kolizja. Bo niewątpliwie słowa te, stwierdzające stan faktyczny, należy rozumieć i jako postanowienie. Czas teraźniejszy obejmuje tu i czas przyszły.
Wiele dyskutowano na temat tych słów. Tej domyślnej obietnicy Marii. Niektórzy starali się wykazać jej – co najmniej – „dziwność” na tle współczesnego obyczaju. U Żydów bowiem ślub dziewictwa – z którym tu najwidoczniej mamy do czynienia – był rzeczą zadziwiającą. Spotykamy się z nim co prawda w nazireacie, ale składali go tylko mężczyźni i to najczęściej – tylko na pewien okres czasu. U kobiet praktyka ta nie była znana. Była sprzeczna z ówczesnymi pojęciami o kobiecie, jej roli i zadaniach. Kobieta bezdzietna była u Izraelitów okryta hańbą. Macierzyństwo stanowiło jej najwyższą chlubę, uważano je za błogosławieństwo Boże; każde bowiem pomnażało możliwość owego narodzenia, na które od tylu lat czekał Izrael w utęsknieniu. Jakżeż więc osądziliby Żydzi kobietę, która czyniąc podobny ślub wyrzeka się tym samym możliwości, szczęścia i przywileju, by zaliczać się do przodków Mesjasza? Byłoby to w pewnym sensie przekreśleniem jej racji bytu, sprzeniewierzeniem się obowiązkom, byłoby to stawaniem w poprzek Bożych zamiarów i zamykaniem drogi przed Jego najcenniejszym darem.
To wszystko prawda. Ale im dłużej o tej sprawie myślimy, tym bardziej dochodzimy do przekonania, że jednak o taką właśnie obietnicę, o taki ślub tu chodzi. Zresztą nie jest to tak dziwne, jak by się w pierwszej chwili zdawać mogło. Maria jest wprawdzie córką Izraela, córką Starego Zakonu, ale od Niej zaczyna się także Zakon Nowy. Nowe Przymierze. Czyż tak trudno przyjąć, że jako pierwszy kamień pod budowę chrześcijaństwa kładzie Maria ową rzecz w Starym Testamencie nieznaną – dziewictwo? Ono, tak mało w Starym Zakonie cenione, będzie jednym z fundamentów owego przewartościowania, jakie przyniesie z sobą Ewangelia. Będzie punktem wyjścia dla nowych, dotąd nie znanych zasad życia, do nowej roli i godności kobiety. Dotąd kobieta była i miała być – wyłącznie matką. W tym była jej jedyna wartość. Odtąd będzie pełnym człowiekiem. Jej wartość będzie związana nie z jej funkcją, ale z jej osobowością. Zmienią się w stosunku do niej i sądy, i prawa. Dotąd kobieta, która zdradziła mężczyznę, do którego prawnie przynależała, miała być kamienowana. Z chwilą gdy zgrzeszyła, nie było dla niej drogi odwrotu. Nie mogła drogą duchową odzyskać straconej czystości. Mający się narodzić Syn Marii zmieni to. Pozwoli kobiecie odradzać się poprzez żal i miłość. Poprzez żal i miłość odzyskiwać utraconą czystość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |