Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Prezentujemy fragmenty tej książki :. dzięki uprzejmości Wydawnictwa PETRUS :.
Decyzja
Wszystko zaczęło się bardzo kameralnie, zapewne w wyrobniczym mieszkaniu prowincjonalnego miasteczka, a także zgoła inaczej, niż zwykliśmy to sobie wyobrażać pod wpływem sztuki.
Sztuka bowiem narzuciła nam pewną wizję sceny Zwiastowania, wizję chyba całkowicie fałszywą. Malarstwo z predylekcją ukazuje nam tę scenę najczęściej w przepychu bogatych komnat pałacowych lub wśród wspaniałości włoskich tarasowych ogrodów, czasem – jeśli jest to malarstwo flamandzkie – w przytulnym zaciszu wygodnego mieszczańskiego wnętrza. A sama scena rzucona na to efektowne tło ujmowana bywa najczęściej idyllicznie: młoda dziewczyna, zastraszona i potulna, przyjmuje ulegle nakaz przyniesiony jej z nieba w poszumie anielskich skrzydeł.
Ale rzeczywistość była chyba inna.
Zewnętrzne ramy tej sceny były skromne, ubogie i zgoła nieefektowne. Niczym nie odróżniały się od ówczesnego desenia życia. Były wtopione w jego najpowszedniejszą tkankę. Natomiast sama scena nie była bynajmniej sielankowa. Przeciwnie. Była poważna, surowa, pełna napięcia, a nawet dramatyczności. Bo zawsze dramatyczna jest chwila, w której człowiek ma powziąć decyzję i zrobić wybór między różnymi możliwościami. Pełna napięcia i wielkości jest chwila, w której w wysiłku rozumu i z drżeniem serca szuka swej drogi, szuka rozstrzygnięć słusznych i dobrych. A takim właśnie momentem, momentem wyboru i momentem decyzji była chwila Zwiastowania.
Odsuńmy więc od siebie wszelkie rekwizyty, do jakich przywykliśmy, gdy o tej scenie myślimy; zachowajmy tylko jeden, wybrany chyba najtrafniej: pełną świeżości, ale i nie pozbawioną surowości, atmosferę wczesnego przedwiośnia atmosferę dalekich nadziei i tęsknych spodziewań, którą nasz marcowy klimat święto to spowija. Jest ona dla tego momentu dziejów najodpowiedniejsza.
I w tym właśnie klimacie przebywając, spróbujmy przebić się poprzez wszystkie narzucone nam obrazy i odtworzyć fakty takimi, jakimi były, jakimi – w swej istocie być musiały.
Grecka legenda opowiada, że Maria spotkała anioła Gabriela przy studni. Że tam Ją pozdrowił po raz pierwszy i że dopiero reszta rozmowy odbyła się w mieszkaniu Marii. Legenda ta pomaga nam włączyć Marię w owo zwykłe powszednie życie, które było życiem każdego Jej dnia. A wiec także i dnia Zwiastowania.
Toteż odsuwając na bok już nam teraz niepotrzebną legendę, wolno nam wyobrazić sobie, że Maria uklękła do modlitwy bezpośrednio po wykonaniu jednej z owych zwykłych ludzkich prac. Ta nieustająca, monotonna, jakby ciągle od korzenia odrastająca praca, co ledwo wykonana znowu na wykonanie czeka, jest jarzmem, z którego człowiek nigdy uwolnić się nie może. Jest to jakaś bardzo istotna cecha jego condition humaine. Toteż wielkim jest błędem wyłączać najszczytniejsze nawet, najbardziej bohaterskie momenty dziejów, najświetniejsze czyny i wzloty człowieka z tej atmosfery codzienności, życiowych konieczności i prac, które są naturalną i konieczna otoczką wszelkich jego wzlotów, wysiłków, poczynań i bohaterstw. Nigdy nie czyni tego Ewangelia. Nigdy nie wyjmuje nawet Chrystusa z tych ziemskich powiązań. Przeciwnie, zawsze pokazuje, jak Jezus chodził, jak się męczył, pragnął, łaknął, jak odpoczywał i smucił się, jak zasiadał z ludźmi do biesiadnych stołów lub uczniów po żywność posyłał, troskając się, jak każdy inny, o chleb powszedni. Nie należy więc z tej aury codzienności wyjmować Marii w owej decydującej chwili jej życia.
Toteż wolno nam wyobrażać sobie, że gdy klęknęła w swej izdebce do modlitwy, serce Jej zmęczone dźwiganiem dzbanów z wodą biło silniej niż zwykle, że drżały Jej ramiona od wysiłku wyciągania wiader z głębokiej studni, a składające się do modlitwy dłonie były czerwone i lekko nabrzmiałe od tarcia studziennych sznurów.
Tylko myśl Jej była już całkowicie skupiona. Żadna cząstka Jej serca nie pozostała przy tych drobnych kłopotach i mało ważnych projektach, które u nas tak łatwo urastają do gigantycznych wizji i przesłaniając sobą cały nasz myślowy horyzont uniemożliwiają modlitewne skupienie.
Do pełnego, doskonałego skupienia pomagało niewątpliwie Marii i to, że była Ona jakby przesycona Słowem Bożym. Słowami Pisma. Z niego, jak przypuszczać możemy – i jak zresztą przekonamy się, gdy zacznie śpiewać Magnificat – czerpała Jej modlitwa swą pełnię i bogactwo.
Bo Maria znała Pismo doskonale. Co do tego wątpliwości mieć chyba nie możemy. Jak do owej znajomości doszła? Niewątpliwie każde słowo świętych Ksiąg wnikało bez trudu w Jej przeczyste serce i na zawsze zapadało w Jej umysł oświecony pełnią łaski. Ale w życiu Marii wszystko odbywało się i drogą nadprzyrodzoną, i równocześnie przyrodzoną, naturalną. (Czyż zresztą nie jest to rytm każdego chrześcijańskiego życia?) Toteż nie możemy wątpić, że swą znajomość Pisma zawdzięczała Maria nie tylko bezpośredniemu działaniu łaski, ale że zdobywała ją w najzwyklejszy ludzki sposób – przez słuchanie i rozważanie.
Maria była wychowana w świątyni. Miała sposobność nauczyć się Psalmów i poznać Proroków, słuchając liturgicznych śpiewów i przemówień kapłanów. Czy umiała czytać? Na to pytanie odpowiedzieć chyba nie sposób. Nie jest to wykluczone. Wprawdzie nie bardzo zajmowano się podówczas edukacją dziewcząt, ale Maria pochodziła z rodu Dawida, a choć rodzina Jej była uboga, jednak możliwe, iż tradycje króla-poety były w niej żywe i obowiązujące. Przy tym, jako wychowanka świątyni, miała zapewne sposobność uzyskania tej cennej umiejętności. Ale nawet gdyby czytać nie umiała, to i ten fakt nie oznaczałby, że nie była wykształcona, że nie była „biegła w Piśmie”. (Bo pojęcia te w owym czasie i środowisku bez mała się pokrywały.) Słusznie pisze Daniel Rops, że my, ludzie XX wieku, mamy – dosyć zresztą zdumiewający – kult dla zadrukowanego papierka i nie możemy pojąć, iż wiedza może być przekazywana inaczej niż za pomocą drukarskiego czernidła. Tymczasem ludzie Wschodu mieli pamięć tak wygimnastykowaną, że ich nauka odbywała się w dużej mierze oralnie. Poprzez słuchanie i powtarzanie. I – tłumaczy dalej Daniel Rops – ta pamięć, której my tak nie ufamy, przechowywała słowa prawdy oraz wiedzę o świecie i ludzkich dziejach tak dokładnie i wiernie, jak szczelna cysterna przechowuje wodę.
Jakimkolwiek więc sposobem – przez czytanie czy słuchanie – poznawała Maria Boże Objawienie zawarte w Piśmie świętym, możemy i musimy wierzyć, że poznawała je „po ludzku”, to znaczy nie jedynie poprzez bezpośrednie działanie łaski, ale także – pozostając we wszystkim od nas wyższa, a równocześnie będąc z każdym z nas w człowieczeństwie zbratana – zdobywała swą wiedzę (dziś powiedzielibyśmy „religijne wykształcenie”) poprzez pracę, naukę, skupienie, wysiłek.
Nazwy są inne, ale rzecz ta sama: myśl człowiecza prawd i praw Bożych ciekawa. Serce ludzkie ku ich rozważaniu podane.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |