„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym”. Symbolika wina w Starym Testamencie jest bogata.
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami».
1. „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym”. Symbolika wina w Starym Testamencie jest bogata. Winoroślą albo winnicą jest naród wybrany, ukochane Boże dziecko. „Izrael to bujny krzew winny” – mówi prorok Ozeasz (10,1). Bóg sam uprawiał tę winorośl, pielęgnował ją. Jahwe wyzwolił Izraela z niewoli, zawarł przymierze, dał przykazania, „zasadził” w Ziemi Obiecanej. Lud Boga miał dawać dobre owoce, ale… bywało z tym różnie. Jezus, wchodząc w tę historię, mówi, że teraz On sam jest prawdziwym krzewem winnym. On pozwolił w pełni na to, by Ojciec Go uprawiał. Zakiełkował w łonie Maryi, wyrósł, dojrzał, dał się zakopać w ziemi, wydał owoc zmartwychwstania. Dał w ten sposób początek nowej winnicy – Kościołowi. Warunkiem naszego owocowania jest przynależność do Chrystusa, bycie jedno z Nim w wierze i miłości. Bóg chce mnie uprawiać, tak jak uprawiał Jezusa. Chce mnie poprowadzić, bym wydał owoc. Bym zmartwychwstał.
2. Latorośle, które nie wydają owocu, zostaną wycięte. To ostrzeżenie. Kto wybiera niezależność od Chrystusa, skazuje się na bezpłodne, bezowocne życie. Latorośl nie może owocować sama z siebie. Można pomyśleć o swoim życiu jako o wzroście winnej latorośli. Życie człowieka staje się z biegiem lat bujniejsze. Rozrasta się jak sieć pnączy, które zdobywają nowe obszary. Nabywamy wiedzy, doświadczeń, przeżyć, spotykamy ludzi. Rozrastamy się. Tylko czy owocujemy? Ten lub inny obszar naszego życia może pozostać martwy duchowo. Każda ludzka relacja, namiętność, aktywność, służba powinny być jakoś „zakorzenione” w Chrystusie, powinny prowadzić do bliskości z Nim. Wtedy jest to owocne. Bóg jak dobry gospodarz musi nas czasem przyciąć w jakimś obszarze życia. Możemy to odczuwać jako zubożenie. Ale jakości winnego krzewu nie mierzy się bujnością liści i długością pnączy, ale jakością owocu.
3. Czasem nie trzeba, a nawet nie wolno odcinać. Wystarczy oczyszczać. Miłość, przyjaźń, jakaś dobra pasja, aktywność – wymagają oczyszczenia z nalotów egoizmu, pychy, pożądania, powierzchowności. Oczyszczone, wydają owoc. Jak dokonuje się oczyszczenie? Przez słowo Jezusa. Stajemy się czyści, gdy słuchamy Bożego słowa. Ono ujawnia prawdę i oczyszcza z wszelkiego zakłamania. Najbardziej jednak oczyszcza cierpienie, krzyż.
4. Kluczowy jest czasownik „trwać” (gr. menein). Pojawia się w tym fragmencie kilkakrotnie. Co oznacza? Benedykt XVI tak tłumaczy: „Na pierwszy plan wysuwa się to, co Ojcowie nazywają perseverantia, cierpliwe przebywanie we wspólnocie z Panem we wszelkich życiowych zawirowaniach. Początkowy entuzjazm jest łatwy. Po nim przychodzi zmierzyć się także z jednostajnymi pustynnymi drogami, które trzeba w życiu przebyć, cierpliwie odmierzając zawsze takie same etapy. Kiedy znikła już romantyczność pierwszego zrywu, a pozostaje tylko głębokie, czyste »tak« wiary”. Trwanie to wierność, obecność, jedność. To miłość niezależna od uczuć, kaprysów, chwilowych nastrojów. To miłość bez względu na wszystko. Taką miłością kocha nas Jezus. Na taką miłość czeka.