Który to już film z udziałem tego biblijnego herosa?
Przypominamy naszą recenzję z 2018 roku. A to dlatego, że film w święta będzie można obejrzeć w telewizji. Dokładnie w poniedziałek 1 kwietnia o 20:00 w TV Puls 2.
*
Od dziś na ekranach naszych kin oglądać możemy „Samsona” – to nowy (tegoroczny!) film kostiumowy, wyreżyserowany przez Bruce’a MacDonalda.
Opisana w starotestamentalnej Księdze Sędziów postać długowłosego siłacza fascynowała filmowców od początku istnienia kina. Nie sposób byłoby chyba dziś zliczyć wszystkich produkcji (niemych, czarno-białych, animowanych, serialowych), w których bohater ten się pojawiał. Szczególnie gdy wziąć pod uwagę włoskie filmy sandałowe z lat ’50 i ’60, których scenarzyści lubowali się w mieszaniu rozmaitych wątków - biblijnych i mitologicznych.
- Odyseusz? Samson? Goliat? Amazonki? Wyślijmy ich wszystkich na Atlantydę! Albo po skarb Inków. I najlepiej niech napadną ich piraci, morskie bestie i pterodaktyle. Widzowie będą zachwyceni! – tak to mniej więcej wówczas wyglądało, więc gdy tylko słyszę, że ktoś znowu zabiera się za kręcenie filmu o Samsonie, przed oczami momentalne stają mi kadry z tamtych kiczowatych produkcji.
Całe szczęście „Samson” MacDonalda nie ma nic wspólnego z ową radosną twórczością. To solidnie opowiedziana historia, w której rzecz jasna pojawiają się wątki i postacie w Biblii nie występujące, ale są one wplecione w fabułę wyjątkowo pomysłowo i sprawnie. Tak jest np. z historią filistyńskiego króla Baleka (Billy Zane) i jego okrutnego syna, któremu na imię Ralla (Jackson Rathbone). W Starym Testamencie czytamy tylko o „władcach filistyńskich” – w filmie dowiadujemy się o nich czegoś więcej. Chociażby o ich religii – kulcie i wierze w pogańskiego boga Dagona.
Bardzo ciekawie na ekranie ukazano także Dalilę (Caitlin Leahy). Zwykle w filmach to kusicielka, biblijna femme fatale, sprowadzająca na Samsona nieszczęsne. Tu jest inaczej. To postać tragiczna. Jej miłość do Samsona jest szczera, prawdziwa. Niestety, szantażowana i zastraszana przez Rallę, ulega, zdradza, a później nie jest już w stanie uchronić ukochanego od tragedii.
Warto zwrócić uwagę także na wizualną stronę filmu: piękne plenery, bardzo dobra scenografia, niezłe kostiumy, zdjęcia... – to największe plusy tej produkcji. „Natomiast charakteryzatorzy nie stanęli na wysokości zadania, bo momentami widz obawia się, że niektórym postaciom zaraz odpadną niedbale przyprawione brody” pisał na łamach „Gościa Niedzielnego” Edward Kabiesz. Niestety, to prawda. Także niektóre sceny dialogowe zostały spartaczone. Miast napięcia, dramatyzmu przebija z nich telenowelowa bylejakość.
Szkoda tych kilku potknięć, niedoróbek, które obniżają nieco ocenę filmu. Gdyby nie one, byłoby bardzo dobrze. Mimo wszystko, muszę przyznać, że polubiłem ten film. Akcja toczy się wartko, sporo tu przygód, humoru... Wakacyjne kino biblijne? Dlaczego nie!
*
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego