„Oto syn twój, oto Matka twoja”. Sześć słów. Czy to tylko wyraz zatroskania o matkę, która zostałaby na starość bez mogących ją wspomóc bliskich krewnych? Nie wiem. W sumie nie jest to tak istotne.
„Oto syn twój, oto Matka twoja”. Sześć słów. Czy to tylko wyraz zatroskania o matkę, która zostałaby na starość bez mogących ją wspomóc bliskich krewnych? A może, jak wolą teologowie, wskazanie, że Maryja jest Matką Kościoła?
Nie wiem. W sumie nie jest to tak istotne. Bo przecież Maryja i tak jest Matką Kościoła. Wszak wydała na świat tego, przez którego powstał.
Dla mnie istotniejsze, że Pokorna Służebnica z Nazaretu jest też w jakimś sensie moją matką. Matką – wychowawczynią. Gdy przychodzą chwile trudne uczę się od niej, jak mimo wszystkich lęków powtarzać Bogu „tak”. Tak, już wiem, że to co szykuje człowiekowi Bóg bywa dużo ciekawsze niż własne plany.
Maryjo, dziękuję, że miałaś odwagę powtarzać Bogu swoje „tak”…