Na niektórych lekarstwach można znaleźć instrukcję: „Przed użyciem wstrząsnąć”.
Dz 2, 1-11
Tylko wtedy lek zadziała. Doświadczył tego strażnik z Filippi, gdy przyszło mu pilnować dwóch szczególnych więźniów: Pawła i Sylasa. „Nagle powstało silne trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się fundamenty więzienia. Natychmiast otwarły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany” (Dz 16,26). Nic dziwnego, że biedak z przerażenia chciał się zabić. Podobnie czujemy się w sytuacjach, gdy wszystko wypada nam z rąk i nie wiemy już, na czym stoimy. Masa spraw wymyka się spod kontroli i nic już nie będzie jak dawniej. Struchlały strażnik zwrócił się z prośbą do apostołów: „Co mam czynić, aby się zbawić?”. „Uwierz w Pana Jezusa – odpowiedzieli mu – a zbawisz siebie i swój dom” (Dz 16,32). W tamtej chwili w jego życiu „otwarły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany”. Człowiek ten dał się ogarnąć Duchowi Świętemu. Czy może dziwić fakt, że św. Paweł najbardziej czuły list napisał właśnie do Filipian?
A cóż zdarzyło się w Jerozolimie podczas żydowskiej Pięćdziesiątnicy tamtego roku, gdy ludzie powtarzali sobie na ucho, że Jezus zmartwychwstał? „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru (…). Ukazały się im też języki ognia”. Jakby napad terrorystyczny w połączeniu z pożarem. „I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym”. Miłośnicy świętego spokoju, tradycjonaliści i rutyniarze doznali wstrząsu. Póki nie narodzi się w nas pragnienie zbawienia, Duch Święty zastaje zaryglowane drzwi. Czasem wystarczy mały wstrząsik, niekiedy zaś potrzeba przejścia tajfunu po naszych sprawach. Wtedy zmysły ożywają i serce zaskowyczy: Panie, ratuj!
Duch Święty to mocarz. Nikt Mu się nie oprze. Ale jednocześnie to wielki miłośnik wolności i mister elegancji. Nikomu się nie narzuci, siłą nie wtargnie. Przychodzi łagodnie i na zaproszenie, wypełniając sobą i swymi darami cały obszar ludzkiego życia. Tylko że nieraz potrzeba akcji przygotowawczej. A wtedy dzieją się cuda… Gdy Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do ojczyzny – wspominał pewien pan z Poznania – „było tak, jakby Duch Święty zstąpił na naród. Tysiące ludzi poszły do spowiedzi, ludzi, którzy nie robili tego od dwudziestu lat i dłużej. Byli przekonani, że teraz mogą funkcjonować bez partii i reżimu”. Nic już nie miało być tak jak dawniej.