Wiara wczoraj i dziś

Ludzi ogarnia pustka, bezsens, lęk, zaczynają myśleć katastroficznie...

Grozi nam zupełne zniszczenie, gdyż ludzie opętani nienawiścią mają w ręku środki umożliwiające destrukcję całego świata. Czegoś podobnego nie było. Niewątpliwie jest to przejaw opętania przez złego ducha, nienawiści do człowieka jako Bożego obrazu. Objawia się ona w myśleniu, że jeżeli człowiek ma godność, niezależność, myśli po swojemu, ma wolną wolę, mocny charakter, to jest wrogiem, którego trzeba podeptać. A więc wrogiem jest człowiek jako taki, jako obraz Boga, bo jeżeli człowiek wyrzeknie się człowieczeństwa, to będzie pełzał przed władzą jak robak, będzie leżał plackiem i będzie można go podeptać. I dopiero kogoś takiego będzie się uważać za pełnowartościowego obywatela. Któż mógł wymyśleć taki ideał, jeśli nie sam diabeł? Dlatego widzimy, patrząc na dzisiejszą rzeczywistość, że tylko nadprzyrodzona interwencja Boga może uratować ludzkość.

A w tym wszystkim jednocześnie jest pozorny spokój "jak za dni Noego" (Mt 24,37) — jak to określił Pan Jezus — wszystko się toczy normalnie, ludzie żyją, kupują, sprzedają, żenią się, wychodzą za mąż, jakby wszystko było w największym porządku. Jednak w tym wszystkim duch ludzki jest niesłychanie udręczony, człowiek jest zagubiony, nie widzi wyjścia. Ludzi ogarnia pustka, bezsens, lęk, zaczynają myśleć katastroficznie. Kwestionuje się wartości i w imię czego? A na zapleczu tego wszystkiego jest apostazja — odejście od Boga. I ten obraz, który mamy w 2 Liście do Tesaloniczan (por. 2 Tes 2,3–4), w jakiś szczególny sposób dzisiaj dzieje się na naszych oczach. Tego nie było nigdy w historii, żeby człowiek wypowiedział wojnę Bogu.

Ludzie wierzyli w różnych bogów, składali im ofiary, w ich imię prześladowali wyznawców Boga prawdziwego, ale zawsze w imię jakiejś religii. A dziś chce się wszelką wiarę wyrzucić z serca ludzkiego, aby dusza ludzka nie była już świątynią, ale jakąś stodołą, pustym hangarem, gdzie huczy tylko chaos tego świata. Dąży się do tego, żeby wyeliminować wszelką religijność. Człowiek podnosi swoją pięść ku niebu. Jest to zjawisko nowe, o wielkim zasięgu.

Zauważmy również, że ma miejsce atak totalny na Kościół, na wszystkich frontach. Weźmy jako przykład naukę Kościoła: nie ma dogmatu wiary, który by dzisiaj nie był zakwestionowany i to przez teologów katolickich. Czy to będzie dogmat o Trójcy, czy o bóstwie Chrystusa, czy dziewictwie Matki Bożej, czy Eucharystii, czy życiu wiecznym, czy istnieniu aniołów albo diabłów. Nie ma prawdy, która by nie była podważana. Kto za tym stoi?

A na terenie teologii moralnej? Permisywizm ogólny: wszystko wolno, usunięcie pojęcia grzechu i pokuty, panseksualizm. Zawaliły się zasady moralne. Przeraźliwa rewolucja obyczajowa. A w liturgii co się dzieje? Eksperymentowanie, nieposłuszeństwo, stwarzanie przez poszczególnych ludzi prywatnych obrzędów liturgicznych. Także wspaniała myśl Kościoła — ekumenizm — została wypaczona i zamieniła się w zupełny indyferentyzm religijny.

A jednak odnowa jest! I oto nadchodzi. Widać nawrót do źródeł. Jest wielu młodych, którzy z niezmierną powagą traktują Ewangelię i starają się dostosować do niej swoje życie. Powstaje na nowo chrześcijaństwo z wizją Wielkiego Misterium. Jest to Pawłowa wizja Chrystusa i Kościoła, która łączy w sobie wiedzę religijną, życie wewnętrzne i jest podmiotem apostolstwa. To wizja, która scala chrześcijanina. Czuje się, że odnowa nadchodzi. Widzimy u młodych jakieś bardzo szczególne doświadczenie Chrystusa, doświadczenie Ducha Świętego. Tak jakby Bóg sobie przygotował świadków na jakiś wielki bój. Powraca też samo pojęcie świadka — to ten, który osobiście zna Chrystusa, bo Go spotkał. Inaczej nie można być świadkiem.

A więc to co się dzieje w świecie, ten cały szeroki kontekst ma bardzo duże znaczenie dla każdego z nas, bo my, mnisi, się nie możemy wyizolować z rzeczywistości — my w tym wszystkim bierzemy udział.

W rekolekcjach Bóg się zwraca do każdego z nas. To apel, wołanie Boga, powtórzenie tego zasadniczego wezwania, które stanowi nasze powołanie. Bóg jest ten sam. Nasze powołanie się nie zmieniło. Niezmienność Boga jest fundamentem możliwości powrotu. Wiemy, że zawsze możemy wrócić, bo Bóg jest wierny i niezawodny, a tylko my jesteśmy zawodni. Nasze dzieje, dzieje naszej duszy, bardzo podobne są do dziejów Izraela.

Nie były one zwyczajnym następowaniem po sobie wydarzeń, takich jak wojny i kolejne monarchie. To jest tylko zewnętrzna strona. Ale czytając Pismo święte, widzimy, że dzieje Izraela są przede wszystkim dziejami Przymierza. To historia stosunku „Mego ludu wybranego”, wybranego zupełnie „darmowym” wyborem Bożym, i ona przemawia. Mówi nam o odejściach i powrotach, o Pańskim zmiłowaniu, ciągłym przebaczaniu, cierpliwości Boga, nieustannej gotowości błogosławienia i przygarniania. To się stale wydarzało w dziejach Izraela. Ten lud wciąż odchodził i Bóg go karał, ale wszystkie karcenia miały jeden cel: ażeby lud wrócił. Takie były i są dzieje ludu Bożego, i takie są dzieje każdego z nas.

Prawdziwa nasza historia to nie tylko informacje, które umieszcza się w życiorysie dla władz państwowych. Pisze się wtedy: gdzie się urodziłem, do jakiej szkoły chodziłem, jakie dyplomy uzyskałem, na jakich posadach pracowałem… To interesuje władze. Ale prawdziwa nasza historia to historia relacji z Bogiem: jakżeśmy Go poznali, jak Go spotkali, w jakich warunkach, i co nam powiedział. I potem jakżeśmy dalej szli, jak realizowali to, co najprostsze i najpiękniejsze, a co Pismo święte mówi o Patriarchach: Cum Deo ambulavi (Rdz 6,9) — z Bogiem chodził. Nic mądrzejszego wymyślić nie można.

Powinniśmy na rekolekcjach stanąć nie tyle w oderwaniu od historii naszego życia, badając jedynie nasze grzechy i winy, ale wobec całości tej opowieści; tego misterium miłości, które stanowi nasze osobiste życie. Wiemy, że Duch Święty nas prowadzi. I człowiek musi podjąć wysiłek, by to prowadzenie odczytać i być za nie wdzięcznym Bogu.

Częstym grzechem u nas jest bezmyślność. Człowiek po prostu żyje, ale nie odczytuje Bożego działania w swoim życiu. Pan do niego mówi, a człowiek nie słyszy, bo nie słucha. Otóż jest jedna rzecz bardzo ważna — mówi się o natchnieniach Bożych, o natchnieniach Ducha Świętego i myśli się wtedy o natchnieniach chwilowych, kiedy Duch pobudza człowieka do jakiegoś dobrego uczynku, wyrzeczenia, do modlitwy. To jest jednorazowy impuls, który mija.

Ale oprócz chwilowych impulsów Ducha Świętego są też Jego zasadnicze natchnienia. To są linie światła, które wyznaczają wolę Bożą w naszym życiu, nasze szczególne powołanie. Prowadzą one ku naszej prawdziwej osobowości, która jest myślą miłości Boga: głębokiej, autentycznej, prawdziwej. To droga do naszego autentycznego ja. I to są linie, które prowadzą do zostania zwycięzcą, któremu dane jest imię nowe, Imię Boga, które ma pozostać na wieczność. Jest więc ważną rzeczą, żebyśmy na rekolekcjach sobie uświadomili to stałe prowadzenie przez Ducha.

Są pewne „stałe” w naszym życiu wewnętrznym, które się przypominają od czasu do czasu. I może właśnie wtedy, jak się przypominają, to sobie uświadamiamy, żeśmy nie poszli za nimi; że trzeba było inaczej, bardziej zdecydowanie iść w ich kierunku. To ważne, bo to są wskazania Boże, z którymi związana jest moc i łaska dana ku przemienieniu naszemu. A przecież całe nasze życie dąży do tej przemiany.

Dobrze jest zwrócić uwagę w czasie rekolekcji na te chwile Pańskiego zmiłowania w naszym życiu i na niesłychaną cierpliwość Boga w stosunku do nas; na przebaczenie, którego ciągle dostępujemy. Po to, by po prostu zdać sobie sprawę z niesłychanej dobroci Bożej i żeby zwalczyć to, co stanowi najważniejszą wadę człowieka czy tak naprawdę zespół wszystkich jego wad, czyli, powiem brutalnie, chamstwo w stosunku do Pana Boga.

Całe działanie łaski Bożej idzie w tym kierunku, żeby wychować dziecko Boże o delikatnym sumieniu, jeśli chodzi o stosunek do jego Ojca Niebieskiego; żeby zwalczyć w każdym z nas tego nieokrzesanego chama, który w stosunku do Pana Boga jest tak niedelikatny i tak brutalny. I właśnie rozważanie nad zmiłowaniami Pańskimi, nad Bożą cierpliwością w stosunku do nas, prowadzi do postawy, którą Pismo święte nazywa bojaźnią Bożą, a co jest fundamentem koniecznym do przyjęcia wszystkich łask Bożych. Bez bojaźni Bożej człowiek nie jest zdolny do przyjmowania darów Bożych, bo wszystko mu się wewnętrznie rozlatuje. A czym jest bojaźń Boża? Potocznie można by powiedzieć tak: to liczenie się z Bogiem, delikatność sumienia, wyrobienie wewnętrzne.

Święty Benedykt chce, żeby ci wszyscy, którzy w klasztorze mają mieć ważniejsze urzędy, odznaczali się bojaźnią Bożą, to jest liczyli się z Bogiem. Bo na nich można polegać. Oni zazwyczaj wielkich głupstw nie będą robić, bo to są ludzie, którzy mają dobrze ukształtowane sumienie.

I właśnie bojaźń Boża w nas, tak bardzo ceniona przez św. Benedykta, to nie lęk przed Bogiem, ale właśnie postawa, która budzi się w nas przez rozważanie nieskończonych dobroci, których od Pana Boga w życiu doznaliśmy, i która powoduje, że nie chcemy już nadużywać Jego łagodności. Wierność Boga pozwala nam podjąć na nowo trud odpowiedzi, którą powinno być nasze życie. Ma ono być odpowiedzią na to, kim On jest i kim On jest dla nas.

Człowiek wciąż się gdzieś zawierusza, tak jak Izrael i jak nasz pierwszy rodzic Adam, który też się zabłąkał. Kiedy zgrzeszył, schował się w krzaki przed Panem Bogiem. To bardzo niebezpieczna strona grzechu — ucieczka w ciemność i seria następującego potem zła, która się zaczyna właśnie od upadku.

Święty Ambroży komentując wiersz z Księgi Genesis, który opowiada o tym, jak Pan Bóg wywołuje Adama z zarośli, mówi, że wtedy Stwórca ocalił człowieka. Przez to drugie powołanie uratował pierwszego człowieka. Wywołał go z krzaków, które są obrazem zniewolenia w ciemnościach, w których, obraziwszy Boga, Adam się zanurzał. "Adamie, gdzie jesteś?" (Rdz 3,9). I zaczyna się nowy dialog Boga z człowiekiem, dialog bolesny, bo jest rzeczą bardzo bolesną i ciężką być grzesznym człowiekiem wobec Świętego Boga.

Bardzo głęboko w duszy człowieka tkwi ta konfuzja grzechu, to rdzenne, patologiczne zawstydzenie wobec Boga będące w istocie zakłamaniem, brakiem autentyzmu. Ta rana głęboko w nas siedzi. Człowiek musi być z niej długo leczony, dzieje się to za pomocą działania łaski Bożej.

Fragment książki „Wytrwale kochaj Boga”

Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. „Był zawsze bliski mojemu sercu” – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama