„Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”.
1. Jezus wiedział, czym zakończy się choroba Łazarza. Wiedział, że Jego przyjaciel umrze. I zostanie wskrzeszony. Jego słuchacze tego nie widzieli. Nie przewidywali w żaden sposób tego, że zmarły może wyjść z grobu. Ci, którzy składali martwego Łazarza do grobu, mogli totalnie zwątpić w słowa Jezusowej obietnicy. Jesteśmy dziś w podobnej sytuacji. Nie wiemy, co nas czeka. Czujemy trwogę, bo doświadczamy bezradności w obliczu choroby, cierpienia i śmierci. Słowa Jezusa oznaczają, że Pan Bóg ma zawsze swoje plany, które przekraczają naszą wyobraźnię, Słowo Boże ma charakter obietnicy, która ma spełnić się w przyszłości. Bóg daje nadzieję i oczekuje zaufania. Wchodzimy w noc i nie wiemy, jak długo ona potrwa. Ale noc kończy się wschodem słońca. Nie wiemy ani przez jakie cierpienia przyjdzie nam jeszcze przyjść, ani czym skończy się szalejąca epidemia. Ale jedno jest pewne, że Bóg w swojej Opatrzności realizuje zawsze swój plan. On potrafi wydobyć życie nawet z grobu. Do Niego należy ostatnie słowo. Wszystkiego nam nie wyjaśnia, ale mówi: „Ufaj, wierz, nie lękaj się”.
2. „Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Jezus jak każdy człowiek miał przyjaciół. Często ich odwiedzał, spędzał z nimi czas. W ich domu odnajdywał wytchnienie, gdy był zmęczony nauczaniem, uzdrawianiem czy atakami faryzeuszy. Jest w tym coś niezwykle pięknego, na wskroś ludzkiego. My przecież też nie kochamy wszystkich jednakowo. I nie o to wcale chodzi, aby kochać wszystkich tak samo. Mamy przyjaciół, czyli ludzi, z którymi jest nam dobrze. Mamy takie „miejsce”, gdzie szukamy wypoczynku, gdzie czujemy się bezpiecznie i gdzie jest nam dobrze. Kiedy przychodzą choroba, cierpienie czy śmierć, szukamy otuchy właśnie u przyjaciół. Doświadczenie przyjaźni pogłębia rozumienie wiary. Bo wiara jest budowaniem przyjaźni z Jezusem.
3. „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Jest w tych słowach nuta żalu. Bo wydaje się, że Jezus się spóźnił. Tylu obcych ludzi uzdrowił, a nie mógł zdążyć na czas, aby uzdrowić przyjaciela. Gdy św. Teresa z Ávila ciężko zachorowała, zwijając się z bólu, powiedziała do Jezusa: „Dlaczego dajesz mi tak cierpieć, skoro mnie kochasz?”. On odpowiedział: „Zawsze tak czynię ze swymi przyjaciółmi”. Temperamentna Hiszpanka odpaliła: „To dlatego masz ich tak mało!”. Tak, Jezusowi wolno się poskarżyć. Przyjaciele mówią sobie prawdę w oczy. Modlitwa nie zawsze musi być grzecznym pacierzem. Może być skargą do Boga. Nie musimy się wstydzić przed Bogiem bólu, pretensji, a nawet złości. My też mamy czasem wrażenie, że się spóźnia, że nas zostawia. Byle tylko powiedzieć Mu to w twarz.
4. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie”. To centralne zdanie. W tych dniach, gdy śmierć zagląda nam w oczy, te słowa są światłem w ciemności. Zamiast przeklinać ciemności, lepiej uchwycić się tego światła i powtórzyć za Martą: „Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.