Z ks. Arturem Godnarskim, zajmującym się ewangelizacją wśród młodzieży, rozmawia Magdalena Kozieł
Magdalena Kozieł: Doświadczył Ksiądz na własnej skórze, że słowo Boże ma moc przemiany?
Ks. Artur Godnarski: – Szczególnym doświadczeniem był dla mnie przełom roku 1996/1997, kiedy zakładaliśmy pierwszy Dom Wspólnoty św. Tymoteusza w Gubinie. Byliśmy wtedy bezradni, bo brakowało pieniędzy na konieczny remont. Modliliśmy się o pewność, że mamy rozpocząć to dzieło. Otrzymaliśmy wówczas z Biblii piękną obietnicę, której mocno się uchwyciliśmy – „Miara mąki się nie skończy i baryłka oliwy się nie wyczerpie, bo tak rzekł Pan” (1Krl 17,14). Poczuliśmy w sercu pewność, że jest to słowo skierowane do nas. Bóg jest wierny swej obietnicy do dziś. Choć nie mamy wiele, to jednak nigdy nie cierpimy z powodu braku chleba.
Ma Ksiądz swój sposób na czytanie Pisma Świętego?
– Bardzo lubię czytać słowo Boże w ciszy, kiedy jestem sam w moim pokoju lub kaplicy, a także pośród przyrody. To pełne intymnego dialogu spotkanie, którego nie warto mylić ze studiowaniem słowa Bożego. Staram się zaczynać spotkanie z Jezusem w Słowie od zaproszenia Ducha Świętego, by mnie poprowadził. Bez takiego Przewodnika lektura Słowa może stać się sprawnym, ale powierzchownym rytuałem.
Ewangelizatorzy ze Szkoły Nowej Ewangelizacji wychodzą do młodzieży z Pismem Świętym w ręku. Dlaczego? Nie wystarczy świadectwo, śpiew, jakaś pantomima?
– Dzisiaj młodzi mają duży kłopot z wiarą, a „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17), czyli Ewangelia. Młodzi często przeżywają zagubienie z powodu braku stabilnych punktów odniesienia dla swojego życia. Słowo Boże jest od tysięcy lat niezmienne, czcigodne swoją stabilnością i godne zaufania, ponieważ nie poddaje się jakimkolwiek powiewom nowości. Ono pomaga budować na solidnym fundamencie. Właśnie dlatego młodzi ze Szkoły Nowej Ewangelizacji, idąc do swoich rówieśników, zabierają ze sobą Pismo Święte, by wraz z nimi je czytać, rozważać i jego słowami się modlić.
Jak zachęcić młodych ludzi do otwierania Biblii i szukania w niej odpowiedzi na nurtujące ich pytania?
– Podczas katechezy wielokrotnie doświadczałem przemożnej mocy słowa Bożego. Nawet kiedy tylko opowiadałem jego treść młodym. Oni są pokoleniem, które ma wiele zdobyczy cywilizacyjnych, ale zabrakło im mamy, taty, dziadka czy babci, którzy z entuzjazmem i przekonaniem opowiadaliby im historie o Jezusie. Wielu ma także problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu. Po co więc mają czytać coś, czego nie rozumieją? Dlatego potrzebują starszych przyjaciół, którzy są w stanie ze zrozumieniem i osobistym doświadczeniem opowiedzieć im Dobrą Nowinę o Jezusie. To rodzi wiarę, która później chce wzrastać. Człowiek sięga samodzielnie po egzemplarz Biblii, by osobiście przekonać się o tym, co usłyszał. Tak było ze mną kilkadziesiąt lat temu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |