Kiedy konserwatorzy zdjęli w prezbiterium trzecią warstwę farby, powiedzieli: tu raczej niczego nie znajdziemy. Proboszcz ks. Jerzy Pudełko westchnął z ulgą: Bogu dzięki, ale prosił, by szukać dalej. To, co wkrótce odkryto, znawcy nazwali cudem.
Scena powrotu Świętej Rodziny z Egiptu znajduje się przed prezbiterium. – Mały Jezus trzymany jest za rękę przez Józefa. Idą pieszo zajęci rozmową, ale jakby na chwilę odwracają głowę w stronę Maryi, siedzącej na osiołku i czytającej Biblię. Jezus jest Bogiem, ale na osiołku siedzi Maryja. Dla nas to również lekcja dobrych manier – żartuje ks. Jerzy Pudełko. Scena z osiołkiem znajduje się również na przeciwległej ścianie. – To właściwie eucharystyczny tryptyk. Najpierw wjazd Chrystusa do Jerozolimy, gdzie dokonała się krwawa Ofiara naszego odkupienia. Proszę zwrócić uwagę na miny osiołków. Uśmiechają się od ucha do ucha, jakby były dumne z tego, kogo dźwigają na sobie. Następny obraz przedstawia kapłana celebrującego Mszę, ofiarę bezkrwawą. Na trzecim są jej owoce, czyli dusze wędrujące z czyśćca do nieba. Czy można lepiej i głębiej przedstawić tajemnicę Eucharystii – zastanawia się ks. Pudełko. – A wszystko kieruje uwagę wiernych na prezbiterium i ołtarz, gdzie uobecnia się ta sama tajemnica odkupienia.
Na chórze artysta namalował świętych pustelników Pawła z Teb, Antoniego z Egiptu, Hilariona z Gazy, Hieronima i Gallusa. Dlaczego pustelnicy znaleźli się za organami? – Całe życie spędzili w ciszy i milczeniu, więc teraz mają najbliżej do instrumentu i głośnej muzyki – żartuje proboszcz i dodaje: – Być może znajdują się w miejscu niewidocznym, za organami, niejako trochę odosobnionym. Podobnie przecież wyglądało ich życie.
Obrazy w prezbiterium można nazwać chrystologią dla nie-teologów. Owalne sklepienie, co w kościołach drewnianych jest rzadkością, zdobi Chrystus Król. – To Młodzieniec, bez korony. W ręku trzyma krzyż, a stoi na sercu. Na nim artysta namalował królewską koronę. Przekaz jest oczywisty. Chrystus króluje przez miłość, a Jego królestwo jest królestwem miłości – zachwyca się Anna Szadkowska, diecezjalny konserwator zabytków gliwickiej kurii. – To, co teologom zajmuje tysiące stron mądrych traktatów, tu artysta przedstawił prosto i jasno – dodaje ks. Pudełko.
Siedzący w ławkach wierni otoczeni są postaciami świętych. Jakby z nimi razem wielbili Boga, bo Kościół jest jeden – ten w niebie i ten na ziemi. Autor malowideł – pochodzący z Olesna Jan Ignacy, był również „na czasie” z tym, co działo się w Kościele powszechnym. Namalował postacie świętych dopiero co kanonizowanych, np. Karola Boromeusza.
Patronka kościoła, św. Katarzyna, znajduje się naprzeciw bocznego wejścia. Obok niej tradycyjne atrybuty męczeństwa: koło i miecz. – Ale w Sierakowicach artysta namalował jeszcze jeden niespotykany szczegół. Święta trzyma w ręku kaganek, znak mądrości. Decydując się na męczeństwo, jak ewangeliczna roztropna panna, dokonała wyboru wbrew ludzkiej logice – wyjaśnia Anna Szadkowska. – Obok biegnący do niej Chrystus. A przekaz tej sceny? Jesus jest nagrodą i życiem dla tych, którzy dokonują trudnych wyborów, decydując się nawet na męczeństwo. Wiara nieustannie domaga się podejmowania mądrych decyzji – opowiada Anna Szadkowska.
Kiedy przyjechałem do Sierakowic, proboszcz żartobliwie zapytał, czy jestem na tyle biegły w pisarstwie, by w krótkim tekście przedstawić to, o czym można opowiadać godzinami. Przyznaję, nie jestem. Bo ten kościół trzeba po prostu zobaczyć. Żaden tekst nie odda lekcji wiary, którą przeżyje się w tej niewielkiej świątyni. Warto zwiedzić ją przy okazji pobytu w okolicy Gliwic. Od zjazdu 301 z autostrady A4 do Sierakowic jest tylko 15 km.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |