Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Fragment książki pod tym samym tytułem, który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Bernardinum.
– Moje serce ciebie kocha – mówił Hiob do żony. Od razu czuła się piękna. Zdobił ją koralami z koralowca, które pasowały do jej smagłej cery. Mówił do niej: „Moja palmo, moja klaczo”. Ona natychmiast promieniała.
Z roku na rok jego głos przekraczał wzgórza i równiny, by do niej dojść, objąć ją i pocieszyć.
– Piękna jesteś, przyjaciółko moja. Wargi twoje podobne są do purpurowej wstążeczki, piersi twoje do dwojga koźląt bliźniaczych.
Przeszli przez pory roku przeszłości, teraźniejszości. Razem wkroczyli w przyszłość.
– Jesteś groźna jak zbrojne zastępy – mówił do niej czasami.
Czuła się wówczas pełna życia, nieustraszona, silniejsza na nadchodzące próby.
* * *
Urodziła siedmiu synów i trzy córki.
Do dania życia z jej brzucha nic nie powstrzymywało biegu natury, który często ją zaskakiwał. Zakochani byli w swoich dzieciach, w każdej ich twarzy, w każdym ich głosie, w ich tak różnych temperamentach. Już później ich oddalenia, zbliżenia, które kłopotały Hioba, nigdy jej nie zaniepokoiły.
Jemu wszystko się udawało. Niebo spuszczało dobrodziejstwa na tego człowieka nieskazitelnego i prawego. Lękał się Boga i odwracał się od zła. Przezywano go „największym z dzieci Wschodu”.
Posiadali siedem tysięcy owiec, trzy tysiące wielbłądów, pięćset jarzm wołów, pięćset oślic, kilka domów i dużą liczbę sług.
W dni świąteczne liczni potomkowie zbierali się, by napić się i najeść w jednym z ich rodzinnych domów. Hiob, którego ciężka praca nigdy się nie koñczyła, nie mógł do nich dołączyć.
Po okresie uroczystości wzywał swoich synów, by w imieniu każdego złożyć ofiary Wiekuistemu.
– By ich oczyścić – oznajmiał.
– Oczyścić z czego?
– Być może obrazili Boga w swoich sercach.
– Potrafisz czytać w ich sercach?
– Żaden człowiek nie jest niewinny.
– Czemu uważasz się za sędziego?
– Ja nie osądzam, ja przewiduję. Obmywam ich zawczasu ze wszystkich grzechów.
– Gdzie jest grzech? I dlaczego?
– Kobieto, na próżno się spierasz – odparł, nie pozwalając jej mówić dalej.
O świcie, z idącymi za nim synami – często brakowało dwóch lub trzech – Hiob kierował się ku ołtarzowi całopalenia, usytuowanemu na szczycie wzgórza Kerub. Za nim szedł byk, trzy barany. Towarzyszyli im dwaj słudzy, niosący kosz przaśnego chleba i olej do namaszczenia.
Kobieta odczuwała jedynie wstręt do tego, co miało nastąpić: zarżnięcia, rozlanej krwi, ćwiartowanego mięsa, do tych głów, tych członków, tych organów wrzucanych do ognia, tych smrodów palonego mięsa, tego tłuszczu; wszystko w tej ceremonii ją odrzucało. Hiob utrzymując, że cudowna woń z ofiary, wznosząca się ku niebu, czciła Najwyższego, określał jako „przyjemne dla zmysłów” te mdlące zapachy. Dla niej z tej ceremonii wyłaniał się tylko smród, którego jedyne wspomnienie przyprawiało ją o mdłości aż do wymiotów.
Hiob irytował się na te oznaki wstrętu i wyzywał ją, że jest „zamkniętym ogrodem”, „opieczętowanym źródłem”.
Ona odpierała:
– Plamisz swoich synów podejrzeniami. Targujesz się o wybaczenie Pana.
– Znam oczekiwania Wiekuistego, wychodzę naprzeciw Jego pragnieniom.
– Kto ciebie upoważnia, by mówić w Jego imieniu?
– Kto?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |