Fragment książki pod tym samym tytułem, który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Bernardinum.
Kobieta patrzy na swojego starego mężczyznę. Nie męczy się patrzeniem na niego, mierzeniem ich trwałej, niezniszczalnej miłości.
Kobieta przypatruje się Hiobowi tak intensywnie, że w koñcu się w nim odbija. Nie jako kopia, lecz raczej jako odwrócony obraz, wytarty przez te same lata, pomniejszony przez to samo zużycie, dotknięty przez te same nieszczęścia.
Dopiero co doświadczyli zniszczenia swoich dóbr, zaginięcia lub masakry swoich bliskich. Napadnięci, zdradzeni, zostali oni zamordowani przez swoich wczorajszych przyjaciół.
Kobieta przygląda się uważnie Hiobowi i wydaje się, że przygląda się sobie tym samym spojrzeniem, trzymają się za ręce, jedno staje się drugim, tacy bliscy i poruszeni, rozdarci przez opowiadania o gwałcicielach, oprawcach, którzy przeszyli ich bliskich mieczem, zgładzili ich sługi, spalili ich stada kóz, wielbłądów, owiec. Daleko od nich wszystkie ich posiadłości zostały splądrowane.
Chwiejąc drzewami od wierzchołka do korzeni, unosząc dachy, potrząsając drzwiami, uderzając w ściany, piaskowe wiatry dodawały okrucieństwa okrucieństwu ludzi. Jedyny posłaniec, który wymknął się z zawieruchy, relacjonował im każde wydarzenie. Na wspomnienie tych obrazów horroru i rozpaczy jego słowa plątały się, kolana zderzały.
Kobieta, słuchając go, drżała od stóp do głów. Nie panowała już nad swoim językiem ani nad swoimi członkami, ani nad swoim oddechem. Hiob dotknął jej ręki i długo się kobiecie przyglądał. Nie wypowiedział żadnej skargi, lecz stał nieruchomo przed nią, utkwiwszy oczy w jej oczach. Wbiła się w nie, unikając w ten sposób upadku.
Potem Hiob oddalił się. Sam. Zobaczyła go w oddali opierającego się o stuletni dąb, wystający nad trzema dolinami. Jego sylwetka, wbita w ziemię, zlewała się z kształtem drzewa. Kobieta, nie chcąc przerwać tej chwilowej ciszy, która ogarnęła cały pejzaż, nie wezwała go ponownie do siebie.
Hiob stał przez dłuższy czas, panując nad każdym mięśniem twarzy, nie zezwalając, by opanowało go przerażenie.
Przerywany oddech kobiety powstrzymywał ją od zalania się łzami. Pomimo wysiłków usta jej kurczyły się, ręce się trzęsły. Akceptowała utratę ich posiadłości, która zbliżyła ich do najbiedniejszych, lecz odrzucała w całości, z uporem, myśl o śmierci swoich. By ją uspokoić, posłaniec oświadczył, że oni uciekli i pojawią się znowu. Trzeba się było o tym przekonać. Jedynie nadzieja tego spotkania utrzymywać ją będzie poza otchłanią.
Spojrzenie jej na nowo przeniosło się w dal. Hiob i drzewo tworzyli już jedno.
Przywiązała się do tego obrazu, wpatrywała się w niego, by się utrzymać.
* * *
Hiob pojawił się w tym regionie w wieku dwunastu lat. Powiedział, że pochodzi z kraju Us, którego położenia nikt nie znał. Zjawił się bez ojca, bez matki, bez innego krewnego. Przyjęto go natychmiast.
Nigdy nie mówił o miejscu swoich narodzin, mieszał się z ludnością ziemi, która go przyjęła, zachowując przy tym wygląd człowieka nie będącego stąd. Jego postać porywała: ten wysoki wzrost, ten mocny kościec, to dobrze zbudowane i w ciągłym ruchu ciało, ta rozpromieniona o zrównoważonych rysach twarz, te błyskotliwe i jasne oczy…
Kilka lat później, powracając z pól, które pielili i z których zbierali kłosy po żniwach, Hiob i jego żona podeszli do siebie tak, jakby więź pokrewieństwa już ich połączyła. Już nie opuścili się i poślubili w bardzo młodym wieku.
Czyż była ona równie wspaniała jak on? Od wczesnej młodości poczucie ulotnego czasu, który więzi i fałszuje rozum, popychało ją do ucieczki od własnego obrazu. Hiob, przeciwnie, przywiązywał się do swojego obrazu. Czasami klękał nad brzegiem stawu, by się w nim odbić i w nim odkrywać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |