Fragment książki pod tym samym tytułem, który zamieszczamy za zgodą Wydawnictwa Bernardinum.
Spojrzał na nią ze zdumieniem. Nagle stała się obca, inna. Nagle oddzieliły ich nieprzewidziane przestrzenie. Nagle nie potrafili już ponownie się złączyć, wchłonąć jedno w drugie, zmieszać się. Stali, prawie wrodzy, naprzeciwko siebie. Niepodobni, inni.
Jednakże ta kobieta kochała Hioba.
I Hiob jednak ją kochał.
* * *
Ostatnimi laty, obserwując Hioba, potem przypatrując się z kolei sobie, kobieta spostrzegła ze zdziwieniem i ciekawością, co uczyniła z nich starość.
Nic z tego zniszczenia nie było nieoczekiwane. Zbyt kochała młodość, by nie delektować się nią w swoim czasie i pod wszystkimi jej postaciami, by nie schwycić jej olśniewającej krótkotrwałości.
Ciężka praca, zmiany, porozumienia, stawianie wszystkiemu czoła przeorały bruzdami ich życie. Ale każdego wieczora, przypatrując się śpiącemu Hiobowi, odkrywała w tej bezbronnej twarzy coś niezwyciężonego, niepokonanego i istotnego. Oblicze mężczyzny jawiło się jej jako nieograniczony pejzaż, z którego znikały wir i perypetie życia codziennego.
Czasami zaskakiwała swojego małżonka w tej samej pozycji: nachylonego nad nią, czuwającego nad jej snem. Wstrzymując oddech, zgłębiał uładzone i spokojne rysy jej twarzy.
Starość pokazywała jej czasami ten sam obraz: zasiane kory, rozpuszczoną chropowatość, opuszczenie form przejściowych wobec oporu rdzenia. Nie do dotknięcia wieczna substancja zasłaniająca czas, która często chroni się w spojrzeniu.
Zafascynowana tym odpruwaniem dokonującym się bez ich udziału, tym wyczerpaniem mięśni, tym zubożeniem kości, tą kruchością skóry, na której pojawiały się piegowate plamy, będąc świadkiem identycznych, jak swoje, przemian dokonujących się na swoim towarzyszu, kobieta odczuwała wobec niego powrót solidarności i czułości.
Przyzwyczaiła się do tych kolejnych stanów wyczerpania, podczas gdy Hiob jeszcze walczył. Mierzył się z przyrodą, pływał w górę rzeki, przycinał drzewa, polował, przemierzał pieszo doliny, wzgórza. Mierzył się z ludźmi. Kierował ich przedsięwzięciami, gwarantował im środki do życia, angażował się w ich debaty, odpowiadał na ich argumenty. Podziwiała go za to, mimo że kroczyła innymi drogami.
Starość – była do niej przygotowana. Starość zachowała zasady, z których będzie mogła czerpać. Starość nie była tylko ruinami.
Starość, nie degradacja. Nie choroba. Nie chorobliwy, niszczycielski stan, który zawłada, miażdży ciało i umysł.
* * *
Od kilku dni Hiob trwa w pozycji przykucniętej, nieruchomy, na podłodze. Chwieje się, gdy tylko usiłuje podnieść się na nogi. Od podeszwy stóp do głowy zżera go wrzód. świerzbienie zmusza go do łapania skorupy, do drapania nią aż do krwi. Zadrapania skóry mieszają się z podłogowym kurzem. Mnożą się odleżyny i pęcherze. Jego rany ropieją. Jego członki, piersi, brzuch pokrywają krosty, zaczerwienienia.
– To nic. To minie – szepcze.
Kobieta usiłuje usunąć ze swojego głosu najmniejszy ślad zaniepokojenia. Chwali jego odwagę, jego wytrzymałość.
SPIS TREŚCI
Prolog - s. 8
Dialogi - s. 28
Nie ma epilogu - s. 53
Bibliografia - s. 67
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |