Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Jak Ewangelia widzi chorobę człowieka? Wszystko sprowadza się w końcu do zniewolenia...
Mówią mi, że ostatnio w sposób dość widoczny zmniejszyła się liczba ludzi w naszych kościołach. Niektórzy sądzą, że Polska weszła w stan kryzysu religijnego, charakterystycznego dla Zachodu. Mówią, że to normalne. Współczesny świat jest światem zlaicyzowanym. Nie potrzebuje Boga. Sam sobie chce radzić. Jedynie kraje komunistyczne były krajami żywej religijności, ale czy nadal będą? Można również pytać, jaka ta religijność była. Czy wiara wywierała realny wpływ na życie codzienne ludzi? A plaga pijaństwa? A kradzieże i nieuczciwość w pracy? A bezustanne dawanie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu? A klęska aborcji? Nadciągający kryzys religijny byłby jedynie ujawnienie tego, co naprawdę jest. Odchodzą ci, którzy nigdy nie byli rzeczywistymi mieszkańcami świata wiary. Czy oznacza to jednak, że pozostają sami dobrzy chrześcijanie?
Z drugiej jednak strony obserwujemy również przeciwne zjawiska. Rośnie – zwłaszcza wśród młodzieży – zainteresowanie głębszym życiem religijnym. Ludzie pytają: czym jest wiara, czym chrześcijaństwo? Sam widzę, jak ludzie słuchają wykładów religijnych. Jak kiedyś z napiętą uwagą oczekiwali treści politycznych, tak dziś oczekują wykładów o naturze Boga, o wolności ewangelicznej, o łasce. To nie ciekawość nimi kieruje, lecz głód. Ludzie są głodni Boga. Nie samym chlebem człowiek żyje. Dusza ludzka potrzebuje słów życia – słów, których nie znajduje ani w codziennej gadaninie telewizji, ani w szkole.
Stąd rodzi się pytanie: czy to, co my – słudzy religii – przekazujemy dziś ludziom, naprawdę jest religią? Czy mówimy do nich słowami, które ożywiają, czy słowami, które zabijają? Bo niby dlaczego opuszczają nasze kościoły? A może w sam przekaz Ewangelii zakradł się jakiś fałsz?
Czytamy w Ewangelii, jak kiedyś tłumy chodzące za Chrystusem nagle Go porzuciły, rozczarowane słowami: „Ciało moje prawdziwie jest pokarmem…”. Chrystus zapytał wtedy nielicznych tych, którzy pozostali, czy i oni chcą odejść. Piotr odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy, słowa życia Ty masz”. Czym są tajemnicze „słowa życia”?
Wiemy z doświadczenia, że istnieją słowa, które potrafią zabijać. Zazwyczaj tak jest, że najpierw zabija się słowem, a potem czynem. Są jednak również słowa, które przywracają do życia. To słowa wiary, słowa nadziei, słowa niekłamanej miłości. Czy czasem w przekazie naszej wiary nie posługujemy się słowami, które zamiast ożywiać, uśmiercają? Nie dobija się rannych. Dziś ludzie wokół nas to ludzie poranieni. Trzeba jednak pamiętać, że aby człowiek mógł naprawdę przyjąć słowo życia, musi mieć świadomość tego, że umiera. Chory na duszy nie powinien zasłaniać przed samym sobą swej choroby. Kto zasłania chorobę, ten nie przyjmuje lekarstwa.
Jak Ewangelia widzi chorobę człowieka? Wszystko sprowadza się w końcu do zniewolenia. Choroba duszy to w ostatecznym rozrachunku jakaś utrata wolności. Człowiek traci wolność, gdyż poddaje się siłom, które są wprawdzie poza nim, ale w nim znajdują swe zakorzenienie. Siły zewnętrzne budzą w nim strach – strach przed głodem, chłodem, przed utratą znaczenia na tym świecie. Człowiek ulega strachowi. Aby odkryć chorobę swej duszy, trzeba się dobrze przyjrzeć strachom, które w niej mają swoją siedzibę. Powiedz mi, czego się boisz, a ja ci powiem, kim jesteś. Każdy, zanim umrze, umiera ze strachu, który w nim jest. Im więcej tego strachu, tym mniej wolności.
Dziś ludzie zakrywają przed sobą swój strach. Udają odważnych. I to właśnie sprawia, że stają się nieczuli na słowa życia. Nie potrzebują Kościoła, Ewangelii. Wydaje się im, że są wolni. Dopiero w dniu, w którym staną oko w oko ze swoim strachem, zobaczą, jakimi byli niewolnikami...
*
Powyższy tekst pochodzi z książki "Wolność człowieka gór". Autor: ks. Józef Tischner. Wyd. ZNAK.