Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Dlaczego Bóg pozwalał Izraelitom mordować? Ba, dlaczego wręcz to nakazywał?
Księga Liczb, Księga Jozuego
Tekst z cyklu „Dobry Bóg Starego Testamentu”
Dowodzący większymi siłami wojskowymi podczas wojny. Wojny w słusznej sprawie, wojny obronnej. Musi podejmować decyzje. Wie, że jakiej by nie podjął, część żołnierzy zginie. Ale wie też, że jeśli będzie chciał ocalić życie ich wszystkich, nikogo i niczego nie obroni. Wszystkich mieszkańców swojego kraju narazi na plądrowanie, gwałty, morderstwa. I stanie się niewolnikami. Trudna sytuacja, prawda? A jednak raczej, prócz krótkowzrocznych pacyfistów, nie mamy wątpliwości, że to co można by nazwać wysłaniem na śmierć, ma jednak sens. Dla większej wartości, jaką jest majątek, zdrowie i życie wszystkich obywateli...
Izrael walczący z mieszkańcami Zajordania, a potem Kanaanu. Od opowieści Księgi Wyjścia, gdzie walczy z Amalekitami, poprzez Księgę Liczb, do Księgi Jozuego. Mnóstwo potyczek, mnóstwo wojen. Nie zawsze skrajnie okrutnych, prowadzących do totalnej eksterminacji, ale czasem i tak. I przede wszystkim to, co wydaje się w tym wszystkim najstraszniejsze: Izraelici byli przekonani że to Bóg każe im zabijać. Wprost jako nakaz Boży bywa to przedstawiane w księgach biblijnych. Nie mieści się w głowie...
Można tłumaczyć, że Izrael źle zrozumiał. Że swoje wojenne prawa - przecież nie będące w tym kręgu kulturowym tego czasu jakimś wyjątkiem - swoje ludzkie kalkulacje przypisał Bogu. Wszak był przekonany, że z Nim jest Bóg. Bóg, z którym Izraelici zawarli przymierze. Więc wolno im wszystko, co tylko się uda. Bo skoro się udaje, znaczy że Bóg nie ma nic przeciwko; ba, może nawet nakazał. Ale spróbujmy na to spojrzeć inaczej, odważniej. Bez lęku, że runie nasz obraz dobrego Boga. Tak zresztą chyba lepiej. Lepiej świadomie obraz ten przepracować dostosowując go do prawdy o Bogu, niż karmić się złudzeniami, podskórnie czując, że to jednak nie tak...
Nie bez powodu przywołałem wcześniej obraz dowódcy, który po to, by skutecznie obronić całą społeczność, musi wysłać na niechybną śmierć swoich żołnierzy. Bo gdy spojrzeć na dzieje Izraela z perspektywy historii zbawienia, sytuacja jest bardzo podobna.
Gdy sięgnąć do początków, do Księgi Rodzaju, możemy zobaczyć rzecz bardzo smutną: grzech pierwszych rodziców rozlał się na wszystkich ludzi. Nie pomaga karanie, nie pomaga nawet potop. Ludzkość ciągle na nowo pogrąża się w grzechu. To skutek grzechu pierworodnego – powiedzą teologowie nazywając w ten sposób to, co autorzy biblijny przedstawiali bardziej obrazowo. To przez ten grzech ludzka natura, od stworzenia jak wszystko dobra przecież, została skażona. I nie ma prostej metody – ciągną opowieść autorzy biblijni – by to zmienić.
Obdarzony wolnością człowiek raz skażony przez podejrzenie, że Bóg swoimi nakazami coś wartościowego i dobrego przez nim ukrywa, ciągle ten swój błąd powtarza. Ciągle wydaje mu się, że wykorzystując zło osiągnie więcej, sprawi, że będzie lepiej, niż gdyby trzymał się Bożych zasad. Postawa nieobca i ludziom XXI wieku. W pewnym momencie historii Bóg przestaje więc zajmować się „wszystkimi” ludźmi. Wybiera inną drogę: powołuje jednego człowieka, Abrahama. Jemu, jego rodzinie, a potem, gdy rodzina się rozrośnie, całemu pochodzącemu od Abrahama narodowi, Bóg chce pokazać, że warto Mu zaufać. Że chce dla tego narodu dobrze. I przede wszystkim, że nie jest Bogiem tylko z nazwy; że naprawdę może zapewnić temu narodowi pomyślność. Mimo, po ludzku, bardzo niesprzyjających okoliczności.
Boża strategia uzdrawiania człowieka w Starym Testamencie polega więc na odbudowywaniu w człowieku zaufania do siebie i pielęgnowaniu w ten sposób wiary w Niego, jedynego prawdziwego Boga. Pielęgnowaniu tej wiary w tym jednym narodzie po to, by w nim mógł się kiedyś narodzić Zbawiciel wszystkich ludzi; ten który faktycznie swoim posłuszeństwem aż do śmierci uwolni człowieka od przekleństwa grzechy. Warto na to zwrócić uwagę: chyba dobrze, że Jezus nie pojawił się niejako zaskakując wszystkich innością, dobrze że Stary Testament przygotował grunt pod Jego przyjście. W ten sposób to co przynosi Jezus nie jest jakąś pojawiającą się znikąd zupełna nowością, nie jest czymś kompletnie nie przystającym do tego, co było dotąd. Wręcz przeciwnie: jest to wypełnienie tego wszystkiego, do czego przez wieki Bóg przygotowywał świat przez opiekę nad swoim Narodem Wybranym. W ten sposób, zgodnie zresztą z zapowiedzią, którą Bóg dał Abrahamowi, przez Izraela błogosławieństwo otrzymują ludy całej ziemi.
Wróćmy do Kanaanu i okrucieństw popełnianych w imię Boga przez Izraela. Już jasne po co były te wszystkie krwawe wojny? Przez to, że Bóg pozwolił słabym Izraelitom pobić znacznie mocniejszych od siebie, pokazał, że naprawdę jest Bogiem, że naprawdę coś może. Że nie jest jak bożki, co to „mają oczy a nie widza, mają uszy a nie słyszą”. Tym byciem po stronie swoich na dobre i na złe umacniał wiarę w Izraela. Oczywiście ludzka pamięć o Bożych dobrodziejstwach bywa bardzo krótka, ale bez tego ubrudzenia sobie przez Boga rąk takim sojuszem, bez tego stanięcia w konfrontacji z obcymi po stronie Izraela, tej wiary nie byłoby wcale. W tej właśnie perspektywie trzeba nam spojrzeć na tamte wojny Izraela.
A nie dało się mniej okrutnie? Warto pamiętać, że nie wszyscy zamieszkujący dotąd Kanaan zostali przez Izraela „obłożeni klątwą”. Z niektórymi Izrael się sprzymierzył. Ale jednak było. Po to, by obronić wiarę w jednego Boga. Dla ochrony monoteizmu. Chodziło o to by Izrael nie przejął zwyczajów, kultury i przede wszystkim wiary mieszkańców Kanaanu.
A że było to zagrożenie realne widać na kartach Biblii bardzo często. W czasach podzielonego królestwa (już po Salomonie) władcy z północy byli praktycznie cały czas bałwochwalcami. Albo nie mając nic przeciw kultowi obcych bogów, albo wręcz go popierając, albo nawet zwalczając kult Boga ojców. Szczególnie destrukcyjną rolę odgrywały tu małżeństwa mieszane: gdy Izraelici brali sobie za żony (w liczbie mnogiej nieraz) z innych narodów. To one, całkiem zresztą pokojowymi metodami, zaprowadzały nowe porządki. Kultywując rodzinne tradycje, po cichu składając ofiary bożkom, namawiając do tego swoje rodziny. Przykładem najbardziej jaskrawym tego niebezpieczeństwa był mądry w młodości król Salomon. Gdy się lata minęły, wzrósł w znaczenie, wzbogacił, nie miał oporów przed poślubieniem całej rzeszy pochodzących z różnych narodów kobiet. I na starość stał się bałwochwalcą (1 Królewska 11).
Izrael (podobnie nieraz i my dziś) miał tendencję zapominania o dobrodziejstwach danych przez Boga. Pewnie nieraz ten i ów, nie mogąc wyprosić czegoś dla siebie u „swojego Boga”, a zachęcony przez żonę, sąsiada też zwyczajnie szukał wsparcia różnych bożków. Pod ich wpływem przejmowali też obce obyczaje, które w praktyce bywały wygodniejsze niż dobre, ale jednak wymagające Boże prawo. Wygodniejsze, ale niesprawiedliwe, a czasem i okrutne. Nakaz zabijania podbitych narodów (mówimy jednak ciągle o stosunkowo małych grupach ludzi, klanach, szczepach, m nie narodach w dzisiejszym rozumieniu) miał Izraelitów przed tym niebezpieczeństwem uchronić. Uchronić przed zarażeniem się bałwochwalstwem, porzuceniem prawdziwej wiary na rzecz bożków. Bóg, Strateg realizujący swój plan zbawienia każdego człowieka, widział, że powinien poświęcić doczesne życie tych ludzi, by ocalić wiarę Izraela, z perspektywy zbawienia każdego człowieka i wieczności znacznie ważniejszą.
W tym miejscu dochodzimy do sedna odpowiedzi dlaczego Bóg na zabijanie pozwolił. Bo patrzy na wszystko z perspektywy wieczności. Nie jest przecież powiedziane, że ci, którzy stracili w tych walkach z Izraelem swoje życie ziemskie, stracili też życie wieczne, prawda? Możemy przypuszczać, że jako ci, którzy nie znali Boga prawdziwego, jako ci, którym niewiele dano, nie zostali przez Boga surowo rozliczeni. W myśl Jezusowej zasady „komu mało dano, od tego niewiele wymagać się będzie". Koniecznie trzeba też inną oczywistość: Bóg zawsze, w każdym czasie i każdym miejscu jest Panem ludzkiego życia i śmierci. Wszyscy przecież, wcześniej czy później, umierają, prawda? Jeśli Bóg decyduje, że człowiek ma ponieść śmierć nie we własnym łóżku, złożony ciężką choroba, nie w jakimś nieszczęśliwym wypadku, ale zabity dla obronienia najważniejszych spraw, to ma do tego w pełni prawo. Nie można powiedzieć, że morduje. Bo kto jak kto, ale On wie, że zabierając doczesne życie daje jednocześnie inne życie. Człowiek jest przecież nieśmiertelny. Życie człowiek się nie kończy, tylko zmienia.
Warto z tej perspektywy spojrzeć też na surowe prawo Izraela, karzące śmiercią czarownice, wróżbiarzy i innych im podobnych. Skrajna nietolerancja? Chodziło o ochronę wiary w jednego Boga. By wszyscy ludzie przez Chrystusa mogli dostąpić zbawienia. My dziś skłonni jesteśmy takie występki lekceważyć. Ale czy naprawdę słusznie? Nie mówię o karaniu śmiercią. Czy słusznie uważamy, że to nic takiego? Czy sprowadzenie zagrożenia dla czyjegoś życia wiecznego to nic takiego?
Powie ktoś: Bóg mógł tym wszystkim inaczej pokierować; inaczej nas zbawić. Mógł? Tego tak naprawdę nie wiemy. Ale wiemy, że wybrał taką właśnie drogę; drogę, na której On, święty, musiał się dla narazić na mocne oskarżenia; musiał się niejako ubrudzić. Pokazał przez to, że naprawdę Mu na nas zależy. Wcale nie przeczy to prawdzie, że jest dobry. Wręcz przeciwnie. Pokazuje tylko, że mówiąc o dobroci Boga nie należy je mylić z cukierkowatą naiwnością i głaskaniem człowieka po główce.
Bóg jest dobry, ale twardy. Jak górski przewodnik, który wie, że aby przejść szczęśliwie na drugą stronę grani trzeba sporo się natrudzić i wiele nieraz wycierpieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |