Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Oczywiste? Tak. Ale gdy zamiana postępuje małymi kroczkami...
Z cyklu „Nie z tego świata”
Czy wiara może być źródłem zysku? Tak, zysk niejedno ma imię. To życie wieczne przede wszystkim, ale też zyski czysto ziemskie: zaszczyty, splendor, pieniądze. W różnych wielkościach i proporcjach; bycie szkolnym katechetą na ten przykład daje dziś raczej poniżanie, obelgi i takie sobie utrzymanie.... Może więc czy nie? Ile powinienem dać, ile i mogę się spodziewać? Trudno o jednoznaczne odpowiedzi. A właśnie ta sprawa jest kolejną, którą w swojej Ewangelii porusza święty Jan.
Tak, chrześcijanin to człowiek inny niż cała reszta. Nie urodził się tylko z kobiety; nie „z krwi, żądzy ciała, czy woli męża”, ale z Boga. Jest jakościowo różny od tych wszystkich, których zrodziły jedynie prawa natury. Dlatego też swoją inność powinien zaznaczać. Nie, nie noszeniem jakiegoś emblematu, ale swoją postawą. Konkretniej? Najpierw wyznając „nie jest Mesjaszem”; nie zapewni sam sobie zbawienia, podobnie jak zbawienia nie da człowiekowi żaden inny człowiek, organizacja czy postęp naukowy; zbawienie daje w Chrystusie tylko Bóg. Potem zostawiając swoje dotychczasowe oczekiwania, a idąc za Jezusem i – podkreślmy to – robiąc wszystko, cokolwiek On powie. To wymowa pierwszych scen Ewangelii Jana; prologu, wyznania Jana Chrzciciela, przyłączenia się do Jezusa pierwszych uczniów, a w końcu wesela w Kanie Galilejskiej. W poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o inność chrześcijanina czas na zauważenie czwartego elementu układanki, zawartej w opowieści o wypędzeniu przekupniów ze świątyni.
Właściwie co w tym handlu w świątyni było złego? Przecież służyło oddawaniu czci Bogu. A przy okazji dla tych, którzy Mu służyli, zgodnie z zasadami ustalonymi przez Boga, było źródłem utrzymania. Bo to zgodnie z Jego rozporządzeniem kapłani i lewici nie otrzymali w Izraelu swojej ziemi, a mieli utrzymywać się ze służby Bogu. Bardzo dosłownie za psalmistą powtarzali: „Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem; to On mój los zabezpiecza”. Mieli prawo do tego, by reszta Izraela ich utrzymywała. Łożąc na nich, między innymi przy składaniu ofiar w świątyni. Czy to źle, że chcący złożyć ofiarę – i wesprzeć kapłanów – nie musiał prowadzić swojego wołu czy barana albo przynosić ptaków, a mógł je kupić na miejscu, w świątyni? Czy to źle, że w czasach obowiązywania różnych walut miał na miejscu kantor, w którym mógł wymienić swoje pieniądze, a może i, jak w rasowym banku, odebrać co wcześniej zdeponował? No tak, może trzeba było całkiem przed świątynią, ale przecież to były tylko jej przedsionki; bo do jej serca zwyczajny człowiek i tak nie miał przecież wstępu.... Dlaczego więc Jezus tak gwałtownie zareagował? „Nie róbcie z domu mego Ojca targowiska!”...
Strategie szatańskiej pokusy bywają pewnie różne. Jest jednak wśród nich i taka, która zakłada, że dla pogrążenia człowieka w złu trzeba wielu małych, z pozoru nic nie zmieniających kroków. To jak z przyzwoitością stroju: nie musi zakrywać całego ciała, można pokazać gołą łydkę. A jeśli gołą łydkę, to czemu nie kolano? A jeśli kolano to czemu nie udo? Trudno upierać się przy którejś konkretnej granicy: co znaczy 3 centymetry w tą czy w tą? I właśnie tak, powoli, małymi kroczkami, bo 3 centymetry nie robią różnicy, dochodzimy do sytuacji, w której strój zostaje paskiem i właściwie nie skrywa już nagości...
Podobnie jest chyba z tym robieniem ze świątyni targowiska. To nie tak, że od razu zarządzający świątynią uznali, że będzie tam bazar. Pewnie zaczęło się właśnie od drobiazgów, które z czasem – dla dobra wierzących oczywiście – były usprawniane. I powoli, małymi kroczkami, Bóg prawdziwy zszedł na drugi plan, a na pierwszym usadowiła się Mamona.
Patrząc szerzej, czy inaczej było z wiarą Izraela w czasach Jezusa? Faryzeusze, uczeni w Piśmie, pewnie nie od razu byli tacy, jakimi przedstawiają ich Ewangelie: zatwardziali w swoich poglądach, głusi na to, co nie pasowało do ich wizji religijności, mylący rzeczy ważne z drobiazgami, umiejący sprytnie obchodzić przepisy prawa.... Do takiego duchowego spustoszenia nie dochodzi się od razu. Ale powolutku, niezauważalnie, każdego dnia wbijając się w pychę „znawcy”, „specjalisty od Boga”, można coraz bardziej samym Bogiem gardzić. Być może nawet nie do końca świadomie...
Coś podobnego zagraża i dziś każdemu chrześcijaninowi. Że z ucznia Jezusa stanie się w swoich oczach właścicielem Boga. Zagraża mu to tym bardziej, im bardziej jest przekonany, że wybrał Jezusa, że idzie za Nim i że – przynajmniej zasadniczo – robi wszystko, cokolwiek Bóg, Jezus, powie. Niezauważalnie dla siebie samego – ale niekoniecznie dla otoczenia – staje się nadętym pyszałkiem, który słyszy w Ewangelii tylko to, co chce słyszeć. Który teoretycznie chodzi jeszcze za Jezusem, ale, jak Judasz, ma przy okazji wiele innych spraw do załatwienia. I który w końcu zdaje się zapominać, że nie on, a Jezus jest Mesjaszem; on Jego uczniem i jego sługą...
Gdy coś takiego się dzieje można jeszcze uznać, że taki człowiek, przecież teoretycznie dziecko Boże, różni się jakoś od świata? Jest jeszcze inny czy, nawet jeśli niby kontestuje styl tego świata, w całej rozciągłości go naśladuje? Dlatego tak ważne jest, by ciągle robić ten czwarty krok: ciągle strzec się, żeby moja wiara nie stawał się targowiskiem, w którym chodzi tylko o doczesne zyski. O święty spokój, uznanie otoczenia, dostatnie życie...
I w sumie jeśli chce się być innym niż ten świat trzeba te wszystkie cztery kroki powtarzać ciągle na nowo. Wyznawać, że to Jezus, nie ja jestem Mesjaszem, iść za Nim, we wszystkim Go słuchać i strzec się, by sensem mojej wiary nie stały się doczesne zyski.
***
1, 2, 3, 4. Cztery sceny. Wyznanie Jana, przyłączenie się do Jezusa pierwszych uczniów, wesele w Kanie, wypędzenie przekupniów ze świątyni. Zgodnie z często stosowaną w czasach biblijnych strukturą druga znajduje uzupełnienie w trzeciej, pierwsza w czwartej. Może więc te cztery kroki zredukować do dwóch? Pierwszym byłoby konsekwentne uznanie, że Jezus jest Panem, a drugim, równie konsekwentne zaufanie do jego nauki? Można i tak.
Uważny czytelnik pewnie zauważył, że ostatnie cztery odcinki cyklu wyjaśniające konkretniej co znaczy inność „narodzonego z Boga” chrześcijanina były pewnym odejściem od jego głównego tematu, tematu inności chrześcijanina. Ale wrócimy do niego w kolejnym odcinku cyklu, zatrzymując się przy scenie spotkania Jezusa z Nikodemem, któremu Jezus miedzy innymi powie: musicie się na nowo narodzić.
Zobacz też:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |