Miejsce zamieszkania Boga pośród jego ludu. Dziś wieczorem objawiłaś się także mnie, Persowi z urodzenia, przygarniętemu przez Babilon, ale przesiąkniętemu hebrajskimi pismami...
Może to zmęczenie sprawia, że wędruję, może to chęć nadania za wszelką cenę sensu bezowocnemu życiu, może to urok tego miejsca, tego miasta, od którego bije jakaś szczególna aura.
Jeruzalem, Jeruzalem. Miejsce zamieszkania Boga pośród jego ludu. W końcu cię ujrzałem. Moja podróż z Babilonu do ciebie trwała całe życie. Przemierzyłem pustynie, rzeki i miasta, odwiedziłem rudery i pałace, gospody i domy publiczne, rzuciłem wyzwanie żołnierzom i rzymskiemu uciskowi, który dominuje nad światem aż po granice Tarszisz, lecz moje nogi nigdy nie postały w takiej krainie, gdzie wszystko przywołuje na myśl swoje przeciwieństwo. Jałowa ziemia, usiana cierniami, pośród których czają się węże, przyzywa wody Jordanu i Jeziora Galilejskiego. Skromni rybacy z Kafarnaum kłaniają się przed wspaniałością władców Tyberiady i Seforis. Pnące się ku niebu wzniesienia, od góry Karmel po Nebo, opadają ku słonym morskim wodom równie szybko, jak runęły mury Jerycha. A w końcu ukazujesz się Ty, zasiadając niczym królowa na wzgórzu Syjon, ze swoją świątynią na kolanach, darem despoty, a jednocześnie dumą Izraela. Jerozolima – niesamowity zbieg przeciwieństw.
Dziś wieczorem objawiłaś się także mnie, Persowi z urodzenia, przygarniętemu przez Babilon, ale przesiąkniętemu hebrajskimi pismami. „Wspaniałe rzeczy głoszą o tobie, o miasto Boże!” (Ps 87, 3).
Kto wie, czy na końcu czasów nie będziesz miejscem, w którym zostaną otarte wszystkie nasze łzy, cały nasz smutek uleczony, a cała nasza przelana krew – zebrana w kielichach nowych wiecznych istnień.
Wtedy swe miecze przekują na lemiesze,
a swoje włócznie na sierpy.
Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza,
Nie będą się więcej zaprawiać do wojny (Iz 2, 4)
Marzenie? Próżna nadzieja? A może oczekiwanie na to, co prędzej czy później stanie się rzeczywistością ludzkiego życia?
Tego starałem się dowiedzieć, dawno, dawno temu, w Babilonie, kiedy klepsydra mojego życia była jeszcze wypełniona piaskiem. Jak ryba w wodzie zanurzyłem się w hebrajskich tekstach. Ich tłumaczenie nie nastręczało mi trudności, ponieważ od dzieciństwa posługiwałem się aramejskim, siostrzanym językiem tego, w którym zostały spisane. Studiowałem też grekę. I wszędzie szukałem śladów Boga, który obiecał objawić się w pełni czasu.
Tanach mnie zachwycił. Było to dzieło wyjątkowe pod względem treści i struktury. Nie pojedyncza historia, ale bogata opowieść o historii. Przypominał mi kwiatostan lub kiść dorodnych winogron. W każdym kwiecie, w każdym winogronie można było znaleźć inne odcienie smaków i zapachów, ale zewsząd unosiła się woń oczekiwania na Mesjasza, tak jak Marjan powiedziała Baltazarowi. Przyjdzie, to było pewne, ale nikt nie wiedział, gdzie i kiedy. Mimo że Baltazar, Melchior i Kacper powtarzali: „Już niedługo”.
*
Powyższy tekst jest fragmentem powieści "Czwarty mędrzec. Nieznana historia". Autor: Mimmo Mouolo. Wydawnictwo: Promic.