Miłość nie dopuszcza się bezwstydu

Co jest prawdziwą miłością, a co nią nie jest? Warto czasem powiedzieć „sprawdzam”.

Z cyklu „Największa jest miłość”
na podstawie Pawłowego Hymnu o miłości

Diament czy szkiełko? Banknot to czy papierek po cukierku? Złoto czy złotopodobny stop innych, nieszlachetnych metali? Że mają trochę wspólnych cech nie znaczy, że są tym samym. Na pewno zaś przedstawiają sobą, wedle ludzkiego widzenia spraw,  zupełnie inną wartość. Doskonale to rozumiemy gdy chodzi o sprawy materialne. A miłość? Dlaczego tak łatwo dajemy się nabierać i miłością nazywamy coś, co tylko ją udaje?

Po to te zamyślenia. Dziś o kolejnej cesze wskazującej, że nie mamy do czynienia z autentyczną miłością, ale co najwyżej jakąś jej podróbką. Miłość – jak pisze św. Paweł w 1 Liście do Koryntian  – nie dopuszcza się bezwstydu. No bo jeśli się dopuszcza….

Tak, to było dawno. Choć dla starych znajomych żadna to tajemnica, woli jednak, by nikt tego tematu nie poruszał: w szkole średniej powtarzał pierwszą klasę. Sam nie wie jak to się stało. Przecież nie chorował. Trudności w dostosowaniu się do nowych wymagań? Problemy w życiu osobistym? Trudno powiedzieć. Stało się. Potem było już lepiej. Skończył studia, jest nauczycielem… Gdy w towarzystwie rozmowa schodzi na temat kto z kim chodził do klasy robi mu się gorąco. Starzy znajomi wiedzą. Dlatego puszczają mimo uszu zbyt dociekliwe pytania tych nowszych. Po co kolegę zawstydzać? I delikatnie przekierowują wspominki na inne tory. Tak właśnie postępuje miłość.

O wstydzie czy jego braku mówi się dziś chyba najczęściej w kontekście ludzkiej seksualności. Nie bez racji. To dziedzina, której wstyd bardzo jest potrzebny, a bezwstyd – rujnujący. Potrzebny też jest jednak w wielu innych sytuacjach życiowych. Rzadziej i chyba głównie właśnie w kontekście seksualności, by chronić siebie. Znacznie częściej i w wielu już różnych kontekstach, by nie stawiać w nieprzyjemnej sytuacji innych.

Bezwstyd? Tak dziś najczęściej tłumaczy się ten użyty przez Pawła grecki zwrot.  Autor przekładu Biblii Paulistów zdecydował się na określenie, że miłość „nie postępuje nieprzyzwoicie”. Najciekawiej, bo wyzwalając z owych zawężających skojarzeń z seksualnością, przełożył tłumacz Biblii Poznańskiej: „nie zachowuje się nietaktownie”. No tak: miłość nie jest bezwstydna znaczy miłość nie zawstydza….

Kochająca matka ugryzie się w język zanim zacznie w towarzystwie opowiadać o dziecięcych „wpadkach” dziś już dorosłych dzieci. Zwłaszcza jeśli te dzieci są przy tej rozmowie obecne i rumienią się, stając się centrum zainteresowania rozbawionych gości. Kochająca żona czy mąż nie będę opowiadali o intymnych szczegółach swojego współżycia (zarówno w węższym jak i szerszym tego słowa znaczeniu). Nie będą też opowiadali o chorobach swojej drugiej połówki. Zwłaszcza wiedząc, że ten drugi, ta druga, nie chce, by wszyscy znali szczegóły jego zdrowotnych problemów. A przyjaciele nie będą w rozmowach wspominali sytuacji dla jednego z nich poniżających. No bo po co? Prawdziwa miłość nie odsłania czyjejś nagości, ale litościwie ją zakrywa. Nie będzie więc też zawstydzała nieprzyzwoitymi aluzjami, żartami, docinkami i szydziła widząc, że kogoś to krępuje. Będzie taktowna, będzie czysta…

Wielkim wyzwaniem dla tego taktu i szacunku w relacjach z innymi  są dzisiejsze media. Zwłaszcza społecznościowe, w których sami piszemy albo i wypisujemy… No właśnie, co? Czy naprawdę trzeba całemu światu ogłaszać, że ktoś popełnił taki czy innych grzech? Czy trzeba to szeroko komentować, opowiadać ze szczegółami, piętnować i koniecznie wyrazić swoje oburzenie? Jakże łatwo także my, uważający się za chrześcijan, odzieramy (niektórych) grzeszników z szat ludzkiej godności. Gdy tymczasem miłość nie jest bezwstydna, nie jest nietaktowna. Nie powinna czyjejś nagości odsłaniać, ale raczej litościwie ją przykrywać.

Tak jak Jezus w scenie z kobietą cudzołożną, którą chciano, zgodnie z prawem mojżeszowym, ukamienować „Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci w nią kamieniem” – powiedział tylko. I nie zaczął ujawniać grzechów tych, którzy chcieli ową kobietę zabić. Tylko coś tam pisał palcem po ziemi.  Wielu domyśla się, że  pisał o ich grzechach. By się  zawstydzili się. Ale jednocześnie anonimowo: by żadnego z nich wprost nie oskarżyć. I by to anonimowe oskarżenie szybko zmazały wiatr i buty przechodniów, tak by nikt potem nie dociekał kto, co i jak... . Bo miłość nie obnaża ludzkich słabości, ale okrywa  je taktownym płaszczem miłosierdzia.

Tak też odnosi się Jezus do owej cudzołożnej kobiety. Nie każe sobie niczego wyjaśniać, nie każe się tłumaczyć. Nie wraca do tematu grzechu: pyta tylko czy nikt jej nie potępił. I stwierdzając ogólne „nie grzesz” – a nie „nie zdradzaj męża” – odsyła. Delikatnie. Bo miłość odnosi się do bliźnich, z taktem i szacunkiem. Nawet gdy grzeszą.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama