Boża nagroda? Niekoniecznie dopiero w wieczności. Bywa, że...
Nagroda za wierność
Kiedyś, po śmierci? Owszem. Ale najpierw... Tak, Chrystus zapowiada, że Kościół w Filadelfii za swoją wierność otrzyma także nagrodę już w tym życiu. Czytamy:
Oto Ja ci daję ludzi z synagogi szatana,
spośród tych, którzy mówią o sobie, że są Żydami -
a nie są nimi, lecz kłamią.
Oto sprawię, iż przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami,
a poznają, że Ja cię umiłowałem.
Gdy przyłożyć do naszych wyobrażeń na temat ewangelizacji (głoszenia Dobrej Nowiny brzmi chyba lepiej, ale tym razem użyjmy słowa „ewangelizacja”) – zaskakujące. Co sprawia, że niektórzy z owych Żydów z synagogi szatana staną się chrześcijanami? Bo chyba tak należy rozumieć zwrot „przyjdą i padną na twarz przed twymi stopami, a poznają, że Ja cię umiłowałem”? Otóż nie wysiłki chrześcijan, ale łaska Chrystusa. To On sprawi – wyraźnie to mówi – że niektórzy z Żydów uznają w Nim Mesjasza. To będzie dla chrześcijan w Filadelfii pierwszą nagrodą za wierność: pomnożenie ich liczebności, przyznanie im racji przez niektórych spośród tych, którzy byli ich przeciwnikami.
Bibliści zwracają uwagę, że to odwrócenie tego, czego oczekiwali Żydzi. Oni spodziewali się, zgodnie z zapowiedziami proroków (np. Iz 60,14), że kiedyś to poganie padną im do stóp. Z wdzięczności, że przez nich mogli poznać prawdziwego Boga. Tymczasem w Filadelfii ma być odwrotnie: to Żydzi kłaniać się będą chrześcijanom, z który przynajmniej część pochodziła z pogaństwa. Proroctwa zawiodły? Ano nie, bo – przypomnijmy – to chrześcijanie są prawdziwymi żydami (w sensie religijnym); tymi, którzy uwierzyli posłanemu przezeń Mesjaszowi. Oni są tymi, których Bóg umiłował. I im, zarówno poganie jak i Żydzi Synagogi, są wdzięczni za możliwość poznania prawdziwego Boga.
A druga obietnica?
Skoro zachowałeś nakaz mojej wytrwałości
i Ja cię zachowam od próby,
która ma nadejść na cały obszar zamieszkany,
by wypróbować mieszkańców ziemi
Zachowałeś i ja zachowam. Od próby, która nadejdzie na wszystkich, cały zamieszkany świat. Albo cały cywilizowany – w ówczesnym rozumieniu – świat.
Ale nieszczęście to ma chrześcijan w Filadelfii ominąć. Co to za próba? Jakiś kataklizm? Nie wiadomo, nie spekulujmy...
Prócz nagrody doczesnej Chrystus zapowiada też Kościołowi w Filadelfii rychłą nagrodę wieczną.
Przyjdę niebawem:
Trzymaj, co masz,
by nikt twego wieńca nie zabrał!
Zwycięzcę uczynię filarem w świątyni Boga mojego
i już nie wyjdzie na zewnątrz.
I na nim imię Boga mojego napiszę
i imię miasta Boga mojego,
Nowego Jeruzalem, co z nieba zstępuje od mego Boga,
i moje nowe imię.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.
Niebawem? Nie będą musieli długo czekać. Nie znaczy to oczywiście, że będzie to równoznaczne z paruzją. Chrystus przychodzi po każdego w chwili jego śmierci. Ale jako że nie ma za co tego Kościoła ganić, zachęca ich tylko, by wytrwali. Zawody w których uczestniczą niebawem się skończą. I wtedy „otrzymają wieniec”. Dziś powiedzielibyśmy „dostaną złoty medal”. Po prostu, okażą się zwycięzcami.
Już na zawsze
Co znaczy, że staną się filarami świątyni Boga? Ano że będą tam mieli stałe miejsce. Stałe miejsce w niebieskiej świątyni Boga, w niebieskim królestwie. Nikt ich stamtąd nie usunie, jak usunęli wcześniej Żydzi ze swojej wspólnoty. Tam już, blisko Boga, będą mogli żyć na zawsze. Co więcej, mówi Chrystus, że wypisze na nich „imię Boga, imię miasta Boga i swoje nowe imię”. To pierwsze, zwracają uwagę bibliści, w Starym Testamencie wypisane było jedynie na diademie arcykapłana. „Poświęcony dla Jahwe” – głosił napis. Czyli chrześcijanie też będą poświęceni Panu, będę bliskimi Mu sługami. „Imię miasta Boga mojego” czyli Nowego Jeruzalem, to z kolei znak tego, że przynależą do tej nowej rzeczywistości, ze są owego Nowego Jeruzalem mieszkańcami. Przypomnijmy: dla Żydów Jerozolima, z racji stojącej w niej świątyni, była miastem, w którym mieszkał Bóg. Chrześcijanie nosić będą znak przynależności do społeczności Nowego, Niebieskiego Jeruzalem, znak przynależności do niebian (więcej o Nowym Jeruzalem przy okazji komentowania 21 rozdziału Apokalipsy).
A wypisane na filarach nowe imię Chrystusa? To będzie znak, że są Jego, że do Niego przynależą. Tyle że znak ten nie będzie głosił, że przynależą do Jezusa z Nazaretu, ale do Jezusa noszącego „nowe imię”; do tego, który jest Chrystusem (Pomazańcem, Mesjaszem), Zbawicielem, który jest Synem Bożym, Panem; także „Panem panujących i Królem królujących”. To właśnie jest owo nowe imię tego, który wielu znany był jedynie jako zwykły człowiek, Jezus.
A wszystkie te imiona nie będą nabazgrane flamastrem czy atramentem. Kolumna? Kamienna? „Napisanie” w takim wypadku znaczy najpewniej „wyrycie”. To kolejne podkreślenie faktu, że ich nagroda nie będzie czymś przemijającym, ale trwałym.
Tak, zaszczytu tego dostąpią ci, którzy wytrwają w wierności Chrystusowi; którzy zwyciężą w zawodach, jakim jest nasze ziemskie życie. To właśnie Duch mówi do Kościołów: jeśli jesteście wierni, nie obniżajcie lotów. Trwajcie.
Przesłanie dla Kościoła dziś
Dziś... No cóż. Nie ogarniamy, jak Chrystus, całego świata. Nie znamy, jak On, wszystkich Kościołów. Zapewne niejeden z nich „ma moc znikomą”, ale „zachowuje Chrystusowe słowo”. Nie brak przecież i dziś chrześcijan - męczenników, którzy mimo ucisku nie zapierają się swojej wiary i wiernie trwają przy Chrystusie. Nam, w Polsce, w Europie, świecie szeroko rozumianego Zachodu, wydawać się może jednak raczej, że taki Kościół to raczej wzór, niedościgły ideał. Tymczasem...
Nie, to nie jest tak, że Kościół musi być mały i słaby, „mieć moc znikomą”. Na pewno jednak musi „zachowywać Chrystusowe słowo”. To jest wyznacznik autentycznego chrześcijaństwa. Nie masy na pielgrzymkach, nie religia w szkole, nie pełne Kościoły.
Warto chyba w tym duchu przewartościować nasze myślenie o Kościele. Priorytetem jest wierność, wytrwanie w nauce Jezusa do końca, nie dobrze wyglądające statystyki.
Po raz kolejny przy lekturze Apokalipsy okazuje się, że to, co wielu dziś uważa za receptę na trwanie chrześcijaństwa w dzisiejszym świecie, a więc obniżanie wymagań w nadziei, że wtedy ludzie zechcą przynajmniej od czasu do czasu pojawić się w Kościele, to droga donikąd. Takie chrześcijaństwo... Chciałoby się napisać, że nie ma mocy przyciągania. Tyle że nie możemy nigdy, przenigdy zapominać, że wiara jest łaską. Zawsze. To nie chrześcijanie przyciągają do Kościoła, ale Chrystus do siebie. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec” - uczył w Ewangelii Jezus... Te słowa jednak znaczą co znaczą.
Jednak chrześcijanom w Filadelfii Chrystus obiecał przysporzyć nowych członków spośród ich dawnych wrogów nie dlatego, że prowadzili świetne katechezy, wygłaszali mądre mowy i pokonywali swoich przeciwników w dysputach, ale dlatego, że cierpliwie trwali w Jego nauce. Zastanówmy się nad tym. Warto. Przecież to właśnie mówi Duch do Kościoła. Dziś także.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |